Dzisiaj będzie o schronisku.

Dzisiaj będzie o schronisku. Prezentacja z detalami. Kto u nas był, ten wie, jak tu wszystko wygląda. A kto nie był, to teraz się dowie.

Z perspektywy Wielkiego Doga nasze schronisko wygląda tak, jak na tym zdjęciu:

Popatrzyliście? To teraz zaczynamy szczegółową wycieczkę.

Kto przychodzi do schroniska, musi przedostać się przez niewielki lasek i staje przed bramą wejściową. O taką:

A kiedy już jest na terenie schroniska, to najpierw widzi komin. Pękaty, wysoki. Stoi sobie. Ten komin nie służy do: dymienia, czyszczenia, popełniania samobójstw z miłości; służy do niczego.

Zaraz za kominem stoi długi murowany budynek, a w nim znajdują się po kolei: gabinet zjaw, biura, kocie izolatki, salka dla szczeniaków, kuchnia, kociarnia i szpitalik, wreszcie magazyn na karmę. Tu pokazujemy tylko początkowy fragment biurowca:

Gabinetu zjaw (to ten pierwszy, najdalszy segment budynku) nikt nie lubi, bo tam bada się nas, szczepi, faszeruje lekami, gdy trzeba. Nieprzyjemne to, ale czasem konieczne.

W biurze (drugi segment) żyją psy, które nie mogą już mieszkać w wiatach: najstarsze albo wyjątkowo schorowane, takie, które najbardziej potrzebują pomocy bezogoniastych. W tej chwili mieszka tam Majka. Jak się dobrze czuje, może sobie łazić po terenie całego schroniska. I dzięki niej wiemy, co robią albo planują robić bezogoniaści. Bo oni też siedzą w tym biurze. Oczywiście, jak nie zajmują się nami. Albo odwiedzającymi. Albo kontrolami. Albo dziennikarzami różnymi… W kociej izolatce (trzeci segment) siedzą sierściuchy, które zachorowały. W środku izolatka wygląda tak:

Niby ciasno, ale legowiska wygodne, jedzenia i picia do syta, zabawki, żeby jakoś zabić czas odosobnienia, też są. Potem jest salka dla szczeniaków. Trochę podobna, więc nie pokazujemy. Ale za to przy dobrej pogodzie, małe psinki mogą wyjść na dwór, do tzw. szczeniakarni. Budki, kocyki, zabawki, michy jak należy a pośrodku wielkie, cieniste drzewo… To jest to!

Następnie jest kuchnia. O kundelmamo, żeby tam się dostać! To tam… Nie, wystarczy! Ślina mi kapie na klawiaturę i pisać nie mogę. (Nawet nie pozwolili mi wejść i zrobić zdjęcia!)

Potem jest kociarnia, nieźle urządzona, z różnymi podestami, suchymi pniakami, żeby sierściuchy miały po czym łazić i na co się wspinać. I pazury ostrzyć.

Z kociarni jest wyjście na tyły budynku, gdzie bezogoniaści zbudowali specjalną wiatę dla kotów. I tam pełno jest kocich zabawek. Jak jest pogoda, to miauczury łażą sobie właśnie tam.

W szpitaliku na razie siedzą chore koty i psy. Później, jak słyszeliśmy, ma się tam znaleźć sporo specjalistycznego sprzętu, którego używają zjawy. To po to, żeby z ciężej chorymi czy rannymi zwierzakami nie trzeba było jeździć do gabinetu. (też nie robiłem zdjęcia – bez potrzeby lepiej tam nie wchodzić – i nie zapeszać!)

Na końcu budynku jest magazyn z karmą i tam też nie mamy wstępu.

A od razu za budynkiem stoją kojce kwarantannowe. Bo każdy nowy pies trafiający do schroniska musi dwa tygodnie siedzieć w odosobnieniu. Bezogoniaści badają go wtedy i obserwują, czy nie jest na coś chory. Potem dopiero taki pies trafia do swojego właściwego kojca.

A teraz popatrzcie tutaj:

Ruina, nie? Ale w przyszłości, za rok pewnie, będzie tu domek wolontariuszy. To tam, gdy przyjdą do schroniska, będą mogli się przebrać, zrobić sobie herbatę, czasem zwyczajnie posiedzieć i pogadać… Teraz robią to wszystko w biurze.

Do domku przytyka garaż na samochód i wiata gospodarcza. Leży w niej słoma, trociny, stoją jakieś narzędzia – łopaty, grabie, miotły… Nieciekawe.

No i wreszcie wiaty. Patrząc z perspektywy Wielkiego Doga widać je całkiem po prawej i na samym dole. Wiaty są trzy. To w nich właśnie mieszkamy. Ta po prawej jest już wyremontowana i wygląda tak…

A pozostałe, przed remontem, tak…

Poza tym na terenie schroniska jest jeszcze kilka małych pomieszczeń.

Na przykład kojec interwencyjny. To taki biały prostokącik przy bramie, widzicie? W nocy schronisko właściwie nie przyjmuje psów. Ale zdarza się, że właśnie wtedy przywozi je policja albo straż miejska. I wtedy zamykają psa do tego kojca. A rano zajmują się już nim nasi bezogoniaści.

Albo „geriatryk”, czyli specjalne pomieszczenie dla starych, schorowanych psów. Elegancko, w odosobnieniu, z wygodami. Sfotografowałem tylko z zewnątrz – nie chciałem przeszkadzać staruszkom, bo zaraz zaczęliby burczeć.

Gdyby Wielki Dog zerknął na południe (na zdjęciu – poza dolną krawędź), to za wiatami zobaczyłby sporą, ogrodzoną łąkę. Taką dużą, jak całe schronisko. To nasz wybieg. Jest się gdzie wyszaleć! I tam bezogoniaści zrobili dla psów tor przeszkód. Mówili, że będzie się jeszcze rozrastał. Ale i teraz nieźle można tam poskakać. Popatrzcie tylko:

Cały teren otoczony jest lasem. Tam chodzimy na spacery. Różne ciekawe rzeczy dzieją się na spacerach i wiele interesujących rzeczy się znajduje. Ale o tym kiedy indziej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *