Niedaleko schroniska…

Niedaleko schroniska, przy torach kolejowych, bezdomni mają taki szałas, w którym mieszkają latem. Zimą się gdzieś przenoszą chyba. Ale nie wiem, gdzie. Jak chodzimy na spacery, to z daleka mijamy to miejsce. Nie widzimy go, ale czujemy.

Niedawno w schronisku zjawili się bezogoniaści w mundurach i zaczęli naszym bezogoniastym pokazywać jakieś zdjęcie. Jeden mundurowy trzymał je przez chwilę w opuszczonej ręce, więc zerknęłam: był na nim jakiś bezogoniasty z tych właśnie, co mieszkają w szałasie. Tak mówił mundurowy i pytał, czy nasi bezogoniaści go ostatnio widzieli. Ale nie, nie widzieli. Nikt nie znał jego imienia.

A jemu coś się stało. Coś niedobrego. Ktoś go uśpił…

Tego psa, którego przywieźli niedawno, też trzeba było uśpić. Kręcił się koło małej miejscowości niedaleko naszego miasta. Parę tygodni temu trafił na podwórze jednego domu. Dzieciaki, co tam mieszkały, raz i drugi nakarmiły go, aż po kilku dniach zniknął. Po miesiącu przyszedł z powrotem. A właściwie przyczołgał się. Bezogoniaści ledwo go poznali, taki był wyniszczony i zmaltretowany. Natychmiast przywieźli go do schroniska, a stamtąd zaraz do zjaw. Zbadali go dokładnie i… Właściwie nie było co ratować. Straszne musiał mieć życie. Każdą łapę miał złamaną, ale te złamania zdążyły się już zagoić. W ciele miał pełno śrucin – ktoś zrobił sobie z niego cel na strzelnicy. Ale to też stare rany były… Poza tym miał strzaskany kręgosłup. Tylko przednimi łapami mógł się posługiwać, a tył zwisał mu bezwładnie. I tak jakoś zaczołgał się do bezogoniastych, którzy kiedyś dali mu jeść. No bo gdzie miał pójść?… I nikt nawet nie znał jego imienia, jeśli w ogóle je miał…

Czy masz ogon, czy go nie masz – bezdomność to straszna rzecz…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *