TAKA GMINA

Wyobraźcie sobie coś takiego: przytulny gabinet, szykowny stolik, a przy nim siedzi Pan Wójt razem z Panem Radcą Prawnym. Nad umową ze schroniskiem siedzą. Podpisać by ją trzeba… Ale coś im za drogo wychodzi. Bo pieniędzy w budżecie na obecny rok (zauważcie, mamy sierpień!) zarezerwowano na ten cel tyle, że raptem na cztery psy wystarczy. A tyle bezdomnych zwierzaków, bywa, w ciągu miesiąca się wyłapuje w gminie… No i co tu robić, co tu robić?…

A po drugiej stronie stołu siedzą nasi bezogoniaści i czekają, co Władza Gminna wymyśli.

Wymyśliła!

Umówmy się tak: nasze psy trzymacie w schronisku miesiąc, a jak się nikt chętny na nie nie znajdzie, to usypiacie!… Nie, panie wójcie! My pomagamy zwierzętom, nie zabijamy ich!… Oj, ciężko z wami się dogadać! Sami pomyślcie: miejsca by się zwolniły, następne psy można by do schroniska wziąć i im pomóc… Dostać się na drugi świat!…

Taka gmina…

Albo wyobraźcie sobie coś takiego: przestronny gabinet, biurko i fotel, śliczny stoliczek do kawy, i duży sztuczny (albo i prawdziwy) kwiat w narożniku. Oj, posiedzieliby sobie nasi bezogoniaści przy tym stoliku i pogadali z Gminna Władzą! Bo jest o czym: nasi wysyłają do gminy rachunki za przechowywanie psów w schronisku, a gmina płaci za te usługi po uważaniu: faktury swoje – a wpłaty swoje. Nijak się nie zgadza. I rośnie dług gminy.

Nasi próbują się umawiać z Władzą, ale: Władza jest na zebraniu, albo: władza wyjechała w teren, albo: władza jest w powiecie, albo: władza jest w mediach, albo: władza będzie wolna za dziesięć minut (a po dziesięciu minutach już władza wyszła i dziś nie wróci)… Nasi rozmawiają więc z urzędnikiem, który w tej gminie odpowiada za sprawy zwierząt bezdomnych: umów nas z Władzą. A on: oj, sami się lepiej umówicie, bo tu tyle roboty, że ja nieraz cały tydzień Władzy nie oglądam!… Hmmm…

Taka gmina…

No i wyobraźcie sobie jeszcze co następuje: gabinet jak marzenie, biurko, elegancka szafa na dokumenty… i tak dalej. Nasi byli tam raz kiedyś, pogadali, umowę podpisali i dobrze – wszystko układało się jak najlepiej. Żadnych problemów – współpraca idealna. Ale parę miesięcy temu jakieś korniki wlazły gminie w budżet i dziury wygryzają w tym budżecie… No i gdyby nasi liczyli tylko na pieniążki gminne, to psy z tej gminy musiałyby przejść na konsumpcję darni… Ale tu sytuacja się pewno poprawi – trzeba tylko znaleźć jakiś sposób na korniki…

Taka gmina…[1]

Tu Tyson się zaniepokoił:

– Słuchaj, Majka, jak to jest z tym, co nie śmierdzi? Gminy dużo zalegają?

– Z tego, co wiem, sporo.

– No to jak będzie? Nie wyzdychamy?

– Spokojnie, Tyson! Nie wszystkie gminy są takie. Tylko niektóre. Poza tym nasz urząd miejski daje pieniądze schronisku, nasi mają własne środki, a bezogoniaści, którzy lubią zwierzęta i chcą pomagać, też podrzucają nam to, co nie śmierdzi… To się nazywa jeden procent…

– Jeden co?

– Nieważne, kiedyś ci to dokładnie wytłumaczę. W każdym razie przeżyjemy spokojnie, nawet gdyby gminy…

– Nawet gdyby co?

– Nico! Lepiej nie szczekać, żeby nie wywołać wilka z lasu.

Tyson zerknął za kojec, za ogrodzenie, za którym od razu zaczyna się leśny gąszcz.

– To one gdzieś tu są?

– O matko suczko, Tyson! To przenośnia była!… Piszemy dalej!

Albo: telefon z gminy kategoryczny: za psa XXX nie zapłacimy!… Dlaczego?… Bo to nie my zleciliśmy wam odłowienie tego psa, tylko jakaś osoba prywatna… To był mieszkaniec waszej gminy!… Ale nie nasz urzędnik!… No tak, ale z psem było bardzo niedobrze, zagrożone było jego życie… Możliwe, ale po to są procedury, żeby ich przestrzegać. Psy z naszego terenu wyłapujcie tylko na wyraźne polecenie Gminy!…

Fakt, w umowie jest taki punkt. I z reguły się go przestrzega. Skoro gmina płaci za łapanie i trzymanie psów w schronisku, to ona decyduje – zgodnie z procedurami – którego psa spotka to szczęście. A który – też z procedurami zgodnie – zdechnie sobie pod płotem (odnowionym ze środków gminnych).

Taka gmina…

Na koniec inaczej. Przyjechali niedawno młodzi bezogoniaści z niedalekiego miasta, żeby sobie wybrać psiaka. Padło na Palila, szczeniaczka, suczkę, ostatnią z miotu, która jeszcze została w schronisku.

  

No i mała trafiła do nowego domu i tam od razu kupiła wszystkich. Kocha bezogoniastych, kocha kota, meble kuchenne, muchy, rachunki za telefon i to, co z rury wydechowej. Szaleje po domu, sika poza domem, pieści się z dwunożnymi, wylizuje czworonoga (jeśli ten nie wieje!). Modelowy psi pies z psiej bajki o psach!

Młodzi bezogoniaści nazwozili nam tutaj żarcia całkiem sporo, a ostatnio przywieźli też dwie palety porąbanego drewna brzozowego – niech wam w zimie ciepło będzie!

Ciepło będzie – i ciepło pomyśleć!

[1] Wszelkie podobieństwa do istniejących realnie gminnych gabinetów Władzy są całkowicie przypadkowe!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *