Zakociło się. Zakociętowało. Zasierściuszkowało. Koty w kuchni, koty w apartamencie, koty gdzie się da!
Jednych sama musiałam pilnować, bo takie małe były, że przez kraty przechodziły! Szara głowa wygląda, wciskam nosem… czarna głowa się przeciska, łapą wciskam… ani się obejrzę, a gdzieś z boku białe uszy już są na zewnątrz… Tylną nogą próbowałam zaradzić… Pół nocy nie spałam!
Ledwo jedne pójdą do domu, już kolejne przychodzą, a przecież zanim ich nie obejrzy znawca chorób kocich (i psich) – nie mogą trafić do tej samej klateczki co pozostałe, bo dopiero by było! Każda partia więc musi mieszkać osobno…
– Buulbaa, jak tak możesz, takie fajne, słodkie kotki, a ty piszesz – partia. Jak o dostawie karmy!
– A nie widzisz, jak to ostatnio wygląda? Futrzaki na kartony już liczymy!
Przyszła pani – na rękach wieeelki karton, a w nim… dziesięć uszek, dziesięć oczek, dwadzieścia łapek, pięć ogonków – pięć kociaków, jak malowane!
Wlepiały te gały wielkie jakby pytając „i co teraz?”. Hmm… nasi sami nie wiedzieli co, bo Schronisko pełne… Już panią chcieli namówić, żeby kotki wzięła tymczasowo, dostanie karmę, leki w razie czego… Już się pani zgodziła… ale ostatecznie powiedziała, że nie, nie może, bo córka, bo ślub, bo syn, bo daleko i zanim nasi powiedzieli „może jednak…”, pani czem prędzej pobiegła bramkę zamknąć z drugiej strony Schroniska… Kotki zostały. Zaraz w świat poszło zdjęcie, że potrzeba kawałka miejsca dla tej milusiej piątki i nie minęło pół godziny – znalazło się tymczasowe mieszkanie do brykania! Całe szczęście, bo te ogoniaste odkryły, że kartonowe ściany wcale nie takie wysokie i zabawa w „kto pierwszy mnie włoży do pudła” była świetna… Na szczeście niedługo potem kotki pojechały rozrabiać gdzie indziej.
Zdarza się też, że koci karton jest zostawiany pod bramą Schroniska… Adresu na nim nie ma, o dostawie nikt nic nie wie, ale kotki w środku są… Ostatnio czekały w nim dwa czarnofuterkowce – Piri i Pipi.
Teraz się je rozróżnia tak, że Pipi ma oczy niebieskie a Piri zaropiałe… Pewnie się to zmieni i Pipiemu oczy zmienią kolor, a Piri się wyleczy i zobaczy trochę wyraźniej świat. Oby zobaczył od razu dom, a nie tylko schronisko przez kratki…
Innym razem – telefon. „Ktoś podrzucił dwa kotki na portiernię i uciekł, i te kotki teraz tutaj siedzą…”. Tym razem wiedzieliśmy, że karton z futrzastym wypełnieniem do Schroniska jedzie. W środku małe, smutne sierściuszki…
Czarno-biała to kotka Sepka. Bardziej ciekawa świata niż jej brat – czarny Depek. Depek był przeraźliwie śpiący, ale jak tylko się mu podsunęło miseczkę – senność dzielnie przeszła i kolację zjadł z apetytem. Sepka chodziła, oglądała, ładowała się na własną kartę zdrowia, która dopiero była wypełniana… Wszystko było ciekawe bardzo! Jednak jak tylko znalazła się na miękkim krześle – zawinęła ogonek, łapeczki poskładała i oczy zamknęły się same… Za dużo wrażeń.
Po kilku takich pudłowych historiach bywa zabawnie. Wyobraźcie sobie – w biurze trzy osoby, wchodzi pan z zamkniętym pudełkiem plastikowym… Niedługo koniec dnia, najłatwiej nie było, a tu pan z pojemnikiem…
Jedna osoba myśli: na pewno kotki…
Druga: szczeniaki…?
Trzecia: wieko zamknięte – może ptak jakiś? Różnie bywa…
Patrzą wyczekująco na pana trzy pary wielkich, pytających oczu…
Przyjezdny już trochę przerażony, ale jednak się odzywa…
– przepraszam, jedzenie panie zamawiały…?
Ja szukam kotka do oddania bo möj dom i jesteśmy smutne. Po 18 latach już nie ma Balbinka.Pragnę dać dom i moje serduszko jakiemuś kotkowi!!!
Marzena