– jak dorwę… Jak dorwę jednego z drugim! Jak wrzucę do Tysona (niby przypadkiem, powiem, że tam rozdają darmowe zegarki), a potem zamknę drzwi i udam, że te krzyki do na pewno w telewizji! Nieważne, że w schronisku ani jednego telewizora nie ma… Tylko mi przyprowadźcie takiego (albo taką), już zębiska będę ostrzyć!! Niech to Tyson!!!
– Buulbaa… a tobie co??
– jak co? Jak to CO?? Przecież kolejnego psa przywieźli. który wrzeszczał całą drogę „nie zabierajcie mnie! Wrócą po mnie! Wrócą! Przecież na chwilkę pojechali! Przecież znajdę samochód! Zawieźcie mnie z powrotem do tego lasu!”
Taki Hrabia na przykład…
Jakiś [%$#*&^&*] go przywiązał do drzewa! Jakby mało tego było, to pies nawet usiąść nie miał jak, bo mu się wtedy linka zaciskała bardziej… I stój tak, upał czy deszcz; zjeść nie ma co, pić też nie… Nie wiadomo, ile czasu się zastanawiał, czy wrócą po niego, czy jednak jeszcze nie dziś…
Haribo nie był przywiązany, ale biegał między samochodami rozpaczliwie szukając odpowiedniego modelu, koloru i rejestracji pasującej do auta, w którym jeszcze niedawno podróżował…
Haribo ani trochę nie jest taki, na jakiego wygląda. Nieśmiały taki, cichutki, łapy tylko wyciąga, opiera na kratach, nie śmie nawet spojrzeć na człowieka! Gdzie się taki uchował? Powinien trochę poszaleć, szczeknąć, pomerdać ogonem, aż by zadem kręcił! A ten tylko „dziękuję za wodę; przepraszam, o której kolacja; czy byłabyś tak miła i przyniosła mi regulamin, bo nie wiem, jakie mam obowiązki?”. Chciałam się w czoło postukać, ale łapy mam za krótkie… Jak taki szybko domu nie znajdzie, to niech mi kaktus na łapie wyrośnie!
W samochodzie zawadzał też Ralf…
Tutaj już nawet nie ma wątpliwości, ktoś to widział… Nawet do zdjęcia nie mógł ustać, ciągle łeb wykręcał i oczy wytrzeszczał, czy gdzieś między krzaczkami nie będzie właściciela, który w końcu wyjdzie i powie „ha! taki psikus! kochamy cię, wracaj do domu!”. Nikt jednak wyskoczyć nie chciał… Ralf też grzeczny. Do spacerowańca i do miziańca! Inne psy w nosie miał, nawet jak one go tak niewybrednie obrażały, ten nic. Klasa! Ech…
I wiecie co się jeszcze może stać…? Co ludzie mogą zrobić, kiedy już bardzoBARDZObardzo chcą się pozbyć psa…? Wrażliwsi niech przewiną do następnego akapitu… Niedawno wolontariuszka spacerowała po lesie… a tam, między drzewami, z ziemi wystaje… pysk… i kawałek łapy… Nie, to nie był pies stary, nie odszedł, bo po prostu był jego czas… Młody, przeładny… z widocznym śladem na głowie… Całe schronisko zamilkło, kiedy go nieśli, w lesie zostać nie mógł, zostanie odwieziony, gdzie trzeba…
Przecież można coś wymyślić! Jest rodzina, przyjaciele, znajomi, nawet obcy się czasami podejmują opieki nad zwierzakiem! Można znaleźć miejsce do wakacjowania, gdzie przyjmują też czworonogi, można znaleźć futrzakom specjalny hotel… Można, wszystko można, trzeba chcieć tylko!
Niedawno dostaliśmy zdjęcie. Cudowne zdjęcie! Powinno wisieć w całej Polsce, na świecie nawet! Wszędzie powinno być, żeby ludziom uświadomić, że zwierzak też może wakacjować z opiekunami! Na zdjęciu jest Raya, która podróżuje na różne sposoby, a jej właściciele żadnego problemu z tym nie mają.