Nie wiem nawet, od czego zacząć. Czy od przepraszania, czy od wyjaśniania, o co chodzi, czy od przekonywania, o ile kogokolwiek to przekona… Bo niektórych nie trzeba, a ci, którzy sprawili, że dzisiaj o tym piszę, to i tak nie uwierzą, nie zrozumieją, wciąż będą twierdzić, że… ech…
Zwierzaki, które trafiają do nas, do schroniska dla zwierząt bezdomnych, miały różną przeszłość. Niektóre od zawsze żyły na ulicach, niektóre miały domy, ale bardzo kiepskie, niektóre miały wręcz wyjątkowe i kochające. Do jednego psa ktoś kiedyś strzelał, jednego kota ktoś kiedyś doprowadził do zdrowotnej ruiny…
Nasi się starają odbudować i naprawić co się da w tych zwierzakach… Jednemu pasażerów na gapę wymeldowują z sierści, innemu z uszu, jeszcze innemu odbudowują całą wiarę w siebie, cegiełka po cegiełce… Psio-i-kocioweci łatają dziury po śrucie, nastawiają złamane kosteczki, rehabilitanci masują i zmuszają mięśnie do pracy, behapsioryści działają z tymi czworonogami, z którymi rozmawiać normalnie ciężko… Wolontariusze… Ach, Wontariusze to już całkiem temat na noc całą… Przecież przyjeżdżają w swoim czasie wolnym, spacerują, uczą, dają radość, ciepło, miłość, głaski, dają z siebie tyle, że czasami ledwo do domów człapią, ale na twarzach mają uśmiechy od ucha do ucha. Dostają od nas, zwierzów, taką energię magiczną… Kto dobry, to ją poczuje…
I wiecie… Potem się okazuje, że nasi robią za mało…
Bo jak to tak, że szczeniak pierwszej nocy tęskni za matką?? No przecież to zupełnie niepojęte, żeby nie był nauczony, że zostanie kiedyś sam w świecie dwunożnych… Zaraz rano, następnego dnia został odwieziony, bo u nas była jego matka, niech sobie przy niej zostanie, w schronisku przy matce będzie jej lepiej, niż w domu, w którym szczeniak ma od samego progu dorosnąć i się nie mazgaić.
(To jest Fire. Przypadkowo zupełnie, bo to wcale nie o niego chodzi. Fire trafił do nas bez matki, więc może już w schronisku zniknie tęsknota za nią i w domu w nocy będzie spał spokojnie…)
I jak to tak, że pies pierwszego dnia warknie na kota?? Nie jakoś przesadnie, nie kłapiąc zębami, ale tak sobie, niespodziewanie wydał z siebie warkolenie na widok śmiesznego, wąsiastego stwora, którego może nigdy nie widział z bliska. Przecież nie można przyzwyczaić jednego i drugiego zwierza, nie można przeczekać, aż kot przestanie się fochać, nie można psu wytłumaczyć, że w domu obowiązują zasady kulturalnej wymiany zdań! To straszne, że schronisko nie organizuje kursów psio-kociej przyjaźni dla obu gatunków… Niedopatrzenie jakieś, muszę im to podsunąć…
(Na zdjęciu jest Żelek. Też zupełnie przypadkiem, bo nie o Żelka chodziło. Za to ten uroczy biszkoptowo-rudy pies ma problemy z chodzeniem. Nawet jak od razu nie polubi domowego mruczka, to mruczek i tak ma większe szanse, bo Żelek za nim nie pobiegnie…)
Całkiem nie do pomyślenia też, że szczeniak robi mokre plamy na podłodze! To oburzające, że matka nie wpoiła mu tak podstawowej zasady jak „zakaz sikania pod dachem”. Może i nie miała na to dużo czasu, bo w sumie nasi znaleźli szczenię bez matki, ale jeśli jej się nie udało, to inne zwierzaki mogły go tego nauczyć, a nie zostawiać wiedzę tajemną o wiązaniu gwizdka na supełek dla siebie! Już nasi szukają koreczków o odpowiedniej średnicy, będą w pakiecie do każdego czworonoga, bo i dorosłe przecież czasami nie wiedzą, że odkręcanie pęcherza nie może się odbywać tam, gdzie nie ma latarni, piachu, trawy ani hydrantu.
(To jest Wara. Oczywiście to nie o niej napisałem, zresztą widać, że to nie szczeniak. Nasi jednak uważają, że Wara była psem domowym, tylko jakoś się stało, że SIĘ zgubiła albo ktoś ją. Jeśli była domowa, to większe szanse, że pamięta, co się w domu robi, a czego nie, że była tego nauczona. Tylko często ludzie chcą szczeniaczka… ale szczeniaczek sika… ale jednak szczeniaczka chcą… ale może starszy, bo szybciej nauczy się czystości albo już umie? Niee… bo szczeniaczek…)
Ostatnio okazało się jednak też coś nowego. Że to nie tylko psa wina, że sika, że warknie na kota, że piszczy w nocy, że kapcia pogryzie, że na spacerach nie słucha od pierwszego dnia. Ostatnio nasi usłyszeli, że pies nie był… przygotowany do adopcji! Bo się nie słuchał na spacerach? Może coś zniszczył w domu? Nie wiem, wiem, że pies uciekł, po miesiącu i pół się znalazł, ale właściciel nie chce go odebrać przez ten brak przygotowania do adopcji…
To jest Furia. Tym razem nie przypadkiem, to właśnie o nią chodzi. Och, też nie rozumiem, dlaczego nie ma u nas opcji, że jak ktoś powie, że chce adoptować, dajmy na to, Kratiego, to Krati idzie mieszkać do któregoś Wolontariusza na jakiś tydzień, tam się uczy zachowywać w domu, a potem jak zdaje test zakręconego gwizdka, trzymania zamkniętej paszczy podczas nieobecności opiekunów i nie spoglądania nawet na kapcie stojące w przedpokoju – może wyruszać do prawdziwego domu. Trzeba to naszym podsunąć! Tylko nauka nieuciekania na spacerach mogłaby trwać dłużej, ale… hmm… no najwyżej pomieszkałby u Wolontariuszy ze trzy miesiące, moooże cztery.
Teraz spójrzcie na to:
Widzicie na tym filmie radość, szczęście, oddanie, miłość, przywiązanie, pozytywne szaleństwo, beztroskę…? To właśnie robią nasi. Wierzą, że nauczą nas, zwierzaki, kochać ludzi, bo właśnie o to chodzi. Jak pójdziecie do domów, mówią, i pokażecie, jak bardzo możecie pokochać, to się wszystko ułoży. Czasami zamoczycie podłogę, przecież od razu nie będziecie wiedzieć, że nie wolno, ale to nic, posprzątają raz, drugi, trzeci, a za czwartym już pokażecie na drzwi. Może na spacerze ponieść was szaleństwo, więc pewnie nie będziecie na początku spuszczani ze smyczy, ale wasz opiekun będzie o tym pamiętał i będzie was powoli uczył przychodzenia na zawołanie. Zatęsknicie za nami może na początku, ale uwierzcie, że w nowym domu znajdziecie takich samych, dobrych ludzi, jak my, którzy was pokochają tak samo, jak my, którzy będą cierpliwi, którzy pomogą wam przejść ten pierwszy okres. Zmienicie nagle budę na posłanie, spacery raz na kilka dni – na codzienne, na początku możecie się pogubić, ale wasi opiekunowie to zrozumieją i pomogą. Na pewno byli kiedyś pierwszy dzień w szkole, w pracy, na koloniach. Pamiętają, jak to jest i że to nic fajnego. Pomogą wam. Tylko kochajcie ich, bądźcie oddani, pozytywni, pełni optymizmu, właśnie tak, jak was teraz uczymy.
I jak oni nam tak mówią, wmawiają, że będzie wszystko dobrze, że początki są trudne, ale przecież jak jesteśmy tacy kochani, to wszystko się uda…
Wybaczcie, Czworonogi, że nasi się „tak mało” starają…
Wybaczcie, Czytaciele Drodzy, że dzisiaj było tak gorzko, ale stary już się robię, czasami mam prawo siąść pod drzewkiem na trawce i pomarudzić troszkę na to, jak czasem świat wygląda…
Ech, pójdę spać i będę śnić o tym, że wszyscy jesteśmy w cudownych domach, opiekują się nami odpowiedzielni, kochani dwunożni i nigdzie na świecie nie ma żadnych schronisk, bo pojęcia „bezdomność”, „okrucieństwo”, „nieodpowiedzialność” nie istnieją…