Się narobiło. Miał dzisiaj posta pisać Dżokej. Ja miałem się kuracjować po operacji. Tak, tak! Miałem mieć prawdziwą operację! Miałem prawdziwie spać na stole i mieli mi grzebać w uszach! …ale nie wyszło. Już byłem w tej puszce na kołach, już jechałem z Kiero… i prawie pod tym miastem, co tam ten psiowet operujący jest okazało się, że jednak psiowet musiał pilnie wyjechać i klops! Przynajmniej mieliśmy taką męską przygodę. Ja pilnowałem raz z przodu, raz z tyłu, innym razem przełaziłem do bagażnika, żeby sprawdzać, co tam w tylnej szybie widać; ostrzegałem dzielnie przed takimi innymi puszkami na kołach, ale takimi ogromniastyyymiii! Głośno ostrzegałem! Kiero ruszał przy tym ustami, ale nie wiem, czy też mi odkrzykiwał, czy chwalił… ale na pewno chwalił! Nie wiem, przecież głuchy jestem… Miałem przygodę tylko jedną, jak mi żołądek nie wytrzymał… Kiero musiał znaleźć parking, żeby wszystko wypucować, przecież na upapranym siedzieć nie będę! Z wdzięczności za wyczyszczenie mi siedzenia zapewniłem mu zabawę w ganianego na parkingu, było rewelacyjnie!
Taaak… Ten przydługi wstęp miał wyjaśnić, dlaczego Dżokej miał pisać, ale nie pisze. A skoro nie pisze, to teraz JA.
W niedzielę było święto. Ogromniaste, psiaste święto! Dzień Kundelka! Nasi zrobili nam święto dzień wcześniej, w sobotę. Mam dla Was duuużo zdjęć! To nie wszystkie, ale tak czy siak jest ich caaałaa maaasaa…. Lecimy!
Wszystko zaczęło się o 10, znaczy nasi o tej godzinie się spotkali. Chętnych na spacerki zaprosili na 11, żeby przyszli już na gotowe. Trzeba było rozłożyć stolik, namiot, przygotować listę psów, smycze, szelki, obróżki…
Kolejka właściwie zaczęła się tworzyć od razu!
…szybko też zaczęła rosnąć góra koców, ręczników, posłanek, wszystkiego, w co można zapakować psa czy kota, żeby było mu ciepło.
Booo prócz takiego Dnia Otwartego ze spacerami, nasi wymyślili też akcję Opatul Kundelka i krzyczeli wszędzie głośno, że zbieramy wszystko, w co można zwierza opatulić!
Jak już ktoś się wpisał na listę, wolontariusze prędko biegli do tablicy, zaznaczali, który psiak idzie na spacer, potem biegli na wiatę, zapinali szczęśliwca iiiiii pooszłooo….
Tutaj biegnie Raca i Łabek:
…dalej Bolek i Rufek:
…Roxia chciała bliżej poznać się z aparatem, ale potem i tak pobiegła w las! Na lince, więc mogła sobie pohasać swobodniej!
Czasami ekipy były większe, jak Bandżi i Fila…
…Dino i Leśka…
…Garba i Sorto…
Na spacer pędził też Dinuś! Dinusia wyprowadzała ekipa młodszego i starszego dwunożnego. Super, że tak rodzinnie!
Czasami ekipy były tylko sześcionożne! Jak ta pani z Blefikiem:
…ten pan z Lotto:
i ten dwunożny z Baronem!
Nawet sporo było młodszych ludzi! Strrrrasznie nas to cieszyło wszystkich, bo przecież trzeba od najmłodszych lat się uczyć, że pomagać trzeba, o!
Tutaj idę JA, Bidek, dla przyjaciół (czyli WSZYSTKICH) – Bidziu.
A tu jest Dżokej:
Nasi byli dumni z Dżokeja, bo jak przychodzili po niego na spacery, to on się nie chował w szatni, ale zadowolony całkiem sam z niej wychodził, sam się witał z dwunożnymi, nadstawiał obrożę do zapięcia…
Z młodszymi dwunożnymi wyszedł też Fresko:
…i Moko:
…i Twix z Jesią!
Twix nie jest dużym psem, ale przy tym małym krasnoludku w niebieskiej czapeczce i przy Jesi okazał się niezłym mastifem!
…tymczasem na placu schroniska rosła kolejka do stosu z posłankami i kocami…
…rosła kolejka do wyprowadzania piesów…
…nie było końca!
Po lesie spacerował Kacper…
…Kinia, za Kinią Tobi…
…Tobi bardzo dokładnie czytał każdy krzaczek:
…a Diana i Aron szły całkiem zgodnie, łapa w łapę. Aron taki niepodobny do siebie, bo akurat mu uszka podskoczyły, zwykle nie ma takich stojących:
Nie uwierzycie, kto jeszcze przyszedł do nas… Nie uwierzycie, bo ja sam nie wierzyłem, aaale była… prawdziwa sierściucha!!! Na smyczy! Wiem, że byście nie uwierzyli, gdybym nie miał zdjęcia, aaale mam! O:
Ni z tego ni z owego, po prostu z lasu wyszli dwunożni ze smyczką, jak wszyscy, tylko na drugim końcu mieli dziarsko idącą kitkę, ha! Wszystko było w porządku, dopóki nie doszli do psiej autostrady. Tam kocie oczy zrobiły się nagle wwieEEEELLKieee…
Już słyszę (gdybym nie był głuchy…), jak w głowie się pojawia „oookoocieee, co to wogóle jest! Miały być kulturalne życzenia z okazji dnia kundelka, a nie bliskie spotkanie z całą watahą świętujących! Widzicie to, pańcie, widzicie??? Świata koniec się szykuje, uciekaaajjjmyyy… tylko cicho, żeby się nie zorientowali, że sierściuch na horyzoncie…”… Dzielny był jednak i trzymał się w całości i w pionie. Nie zemdlał, tylko po krótkiej wizycie podreptał z powrotem do domu. Mimo wszystko miłe to było, w końcu żeby sierściuch psom życzenia składał… Muszę pamiętać na Dzień Kota, podreptam na kociarnię. Tak zrobię…
Wracając do psiurów. Spacerował jeszcze Kłusek:
…Larsi i Ares… Z Aresa widać tylko nadgarstek, nos i jedno oko… ale jest!
Miła z Herbim też dzielnie maszerowali!
Do świątecznego spaceru przyłączył się też Tajfun. Założył na ten dzień eleganckie butki!
Żart, cały czas je nosi, żeby mu ładnie się stópki układały!
Poszła też silna trójca, Zandi, Flora i Misiak:
Zandi pojechała do domu akurat przedprzedwczoraj! Hura!
A tutaj jest Krati, który na dom jeszcze czeka…
I Piesso idzie z dwunożną. Jak Czerwony Kapturek i Wilk!
A tutaj wychodzi już gotowy do marszu Pyzio:
Po lesie natomiast śmigał wesoło Rabik:
…Robik…
…Sepia z Azorem…
…Uno…
…i Wlad!
Ufffff…… Mam więcej zdjęć, ale chyba starczy na dziś…
Na koniec jeszcze tablica:
Tak wygląda tablica w domku wolontariusza, gdzie wypisane są wszyyyyystkie psy i przy nich są daty z ostatnimi spacerami. I musicie mi wierzyć, bo może nie do końca super widać, że przy każdym psie jest napisane „24.10”. Cudowny widok! Takie rzeczy zdarzają się tylko w takie dni otwarte! Nawet jak jest sobota-niedziela, to zwykle wychodzą wszystkie psy, ale się to rozkłada na dwa dni, a z okazji Dnia Kundelka poszły wszystkie w kilka godzin!
Niektóre psy szły na spacer dwa razy, niektóre trzy, niektórzy dwunożni też wychodzili, wracali i znów się ustawiali w kolejce… Są wielcy no… I ja im dziękuję psieBAAARDZO!
Akcja „Opatul Kundelka” też udała się super psiekstra! Patrzcie tylko:
To nasz magazyn na kocyki i ręczniki. NIESAMOWITY widok! Aż mnie łapeczki zaswędziały, żeby popróbować, czy aby na pewno miękkie i wygodne te wszystkie kocyki i posłanka… Ale kiedyś już próbowałem wyciągnąć jeden kocyk z całego stosu kocyków. Jakoś nasi nie byli zadowoleni, bo tylko kątem oka widziałem, jak bieegną w moją stronę machając rękami jakoś nerwowo…
Jeśli chodzi o kocyki to mam jeszcze jedno podziękowanie. Dla dwunożnej, która ma na imię Agata… Zorganizowała zbiórkę zupełnie prywatnie! Stała pół dnia na boisku w środku miasta i czekała na dary, które potem miały przyjechać do schroniska. Udało się jej też!
Tyyyle kolejnych kocyków! To takie cudowne, że tyle osób zareagowało na apel, że potrzebujemy podkładek pod zadki…
Na koniec – JA – zmęczony po całym dniu maszerowania. Sam byłem na trzech spacerach! Nie wspomnę o zabawianiu, dawaniu się głaskać, uśmiechaniu się, merdaniu ogonem, och, jestem niezastąpiony!
Dziękuję wszystkim. Po prostu Wam dziękuję. Za spacery, za ciepło, za miłość, za zabawę, za radość, za kocyki, za nieobojętność, za empatię, za pokazywanie dzieciakom, że warto pomagać…
Do zobaczenia w kolejny Dzień Otwarty!