Tu Bidek. Poznaliście mnie ostatnio, napisałem trochę o rehabilitacji chłopaków naszych, jak mnie Tysiak do klawiatury puścił…
Przykro mi, że to ja muszę to napisać… Ale Tyś, który od kilku miesięcy opisywał Wam życie schroniska… odleciał z Majką do PsioRaju……
Było to tak, że rano do biura wbiegła jedna z naszych i przyniosła Tysiaka na rękach. Już to było bardzo podejrzane, bo Tysiaka można było przynieść jedynie wczepionego zębami w rękaw, czy w but, a tutaj leżał na rękach i było mu wszystko jedno…
Pojechał do lecznicy od razu, pomacali, porobili zdjęcia, okazało się, że w tysiowym brzuchu nic nie widać, tylko kulka taka duża… No to go psioweci wzięli zaraz na stół… Wycięli mu dwa wielkie guzy, jeden ze śledźmionki, drugi z czustki, czy jakoś tak… Został jeden malutki na wątrobiance, ale nie mogli go już wyciąć…. Tysia pozszywali… Musieli operować, bo i tak było źle… I zrobili wszystko, jak trzeba, i wszyscy trzymaliśmy kciuki, żeby się wybudził, znaczy ja trzymałem Dżokejowi, a Dżokej mi, bo samemu to się nie da…
Tysiak już się nie wybudził… Tylko okno się otworzyło nagle, zawiało… Nie wiedzieli czemu, ja wiem – to Majka przyleciała po Tysia… Przypięła Tysiowi skrzydełka, nakazała machać prawo-lewo, góra-dół i odlecieli oboje… ciałko małe zostało…
Żegnaj, Tysiu, byłeś wredny, trzeba to przyznać, ale byłeś stałym elementem wystroju kuchni, szwędałeś się po placu, po prostu byłeś. Zawsze. A teraz nagle posłanko Tobą pachnące, ale puste… i wołać nie ma kogo…
To nigdy nie ma się tak kończyć. Schronisko, chociaż byłoby takie super, jak nasze, gdzie nas kochają, prowadzają na spacerki, rehabilitują, leczą, operują, to nigdy nie będzie miejsce na ostatni etap psio-kociej życiowej przygody….
Zawsze powinien być jeszcze gdzieś przystanek o nazwie Dobry Dom. I nawet, jak będzie na krótko, nawet, jak to będzie rok, dwa tygodnie czy cztery dni, to zawsze to jest coś, co warto pamiętać, co często zamaże wszystko, co było przed tym… Jeden powód do merdnięcia ogonem, jedne kolana, na których można zawsze położyć głowę, jedna para oczu, w które można się wgapiać w sposób maślany i wielbiony.
Mówią czasami dwunożni, że „eee, taki stary już”… Mówią tak, a bo ja nie wiem? A bo nie powiedzieli tego o mnie raz czy dwa, czy pięć? A bo nie pojechałem do domu pełen radości i nadziei, że oto jestem u siebie?? Oczywiście, że pojechałem! Wiecie, jak to jest, kiedy przy całej tej uldze, że nareszcie jest DOM, dostrzeże się ten zawód w oczach, bo mi kolano zadrżało na trzecim piętrze…? Bo w zęby zajrzeli i tak strasznie – kamienia trochę! Przecież to stare psisko! A przecież wiedzieli o tym, sam słyszałem (jak jeszcze nie byłem tak bardzo-bardzo głuchy, ale trochę), jak nasi podkreślali to tyle razy, żem nie młody już… I co, i wróciłem… Moje serce rozpadło się na psiliard kawalątków, ale zaraz tylu dwunożnych przychodziło mnie rozweselać… Mówili, że nie warto, bo to nie był ten odpowiedni przystanek dla mnie, że jeszcze nie…
Jeszcze nie… a ja coraz młodszy się robię…? A Magus?
A Tajfun?
A Płotek…?
Wiecie, że Płotkowi też wyrosły takie piłki w środku…? Przy tych workach do oddychania – płuckach. Nie może ich w żaden sposób wykaszlnąć, psioweci nie mogą tego wyciąć, zbyt ryzykowne… A wyszło to przypadkiem – Płotek chodził krzywo, więc go wzięli na takie badanie głowy. Żeby zrobić badanie, musieli mu w gardziołko włożyć taką rurkę. I jak wyjmowali, to rurka nie miała takiego przezroczystego koloru, jak powinna mieć, tylko inny, taki, co ma nie być. Zrobili mu więc zdjęcie, co nie widać, jaki pies jest ładny, tylko jaki jest w środku i tam to wyszło… Płotek nie narzeka, nie marudzi, tylko taki się robi coraz mniejszy, w sobie się zapada, chodzi bardziej krzywo, blasku w oczach mało…
Myślicie, że nie wiemy… Myślicie, że nie wiemy, co pojawia się w Waszych głowach, kiedy się stanie taka straszna rzecz, kiedy Majka przyleci sama, a odlatuje już na dwie pary skrzydeł… Zwykle wtedy w myślach wymieniacie te czterołapy, którym czasu coraz mniej, a domy coraz dalej… Kto przygarnie psa z guzem? Z chorymi stawami? Z problemami z chodzeniem…? Albo ja?? Głuchy jak pień, a jeszcze ostatnio się okazało, że mi coś zarasta w uszach i też problem…
Nasi szukają nawet takich domów, które nie będą musiały się martwić o jedzenie dla zwierza, o opłacenie psioweta, to zapewni schronisko. Tylko niechże czyjś dom stanie się tym przystankiem o nazwie Dobry Dom i niech tam będzie ten Najlepszy, Jedyny Człowiek….
Zanim będzie za późno…
Czasami nie wiadomo, że będzie za późno, jak u Tysia, a czasami wiadomo, że może być, jak u Płotka…
A my chcemy tylko kawałka posłanka, powodów do merdania ogonkiem, głasknięć w miarę możliwości jak najczęstszych, kolan do położenia głowy, spojrzeń maślanych… Przepraszamy, że nie znaliście nas jak jeszcze byliśmy słodkimi szczeniaczkami… Przepraszamy, że będziemy Waszymi psimi przyjaciółmi tylko kilka lat czy miesięcy… Ale będziemy tymi przyjaciółmi dogzo… godzo… D O Z G O N N I E… To za mało? Za mała jest nasza wierność i uwielbienie od ogona, przez łapy, po czubek nosa? Za mało przelejemy miłości? Wierz nam, nadrobimy… Myślicie, że inaczej jest się pożegnać po 15 latach znajomości, a inaczej po 5 miesiącach? Macie rację – inaczej, ale nie czas ma tutaj znaczenie. Pokochacie nas tak samo, pokochamy Was i tak bardziej. Będzie Wam żal, że to była tak krótka przygoda? Czy będzie Wam żal mniej, jeśli odejdziemy niczyi…? Jeśli będą za nami płakać wszyscy wolontariusze i pracownicy, ale akurat nie ci, którzy mogliby nas adoptować, ale woleli młodszego psa tylko dlatego, że jest młodszy…?
Pewnie, chcecie biegać z psem, chodzić po górach – nie wybierzecie wtedy starszego psa, wiadomo. Ale jeśli i tak nie macie czasu czy możliwości na długie spacery pamiętajcie – my nie mamy na to tyle sił. Jeśli lubisz leżeć przed telewizorem albo z książką, pamiętaj – nam zależy jedynie na Twojej obecności, kiedy od czas do czasu położysz rękę na naszych pleckach – uruchomimy ogon i wystawimy do głaskania jeszcze klatę! Żebyś nie miał wątpliwości, że kochamy na zabój…
Nie liczy się czas… Liczy się ilość miłości, jaką można przelać, ilość dobra, jakie do Was wróci, ilość wdzięczności, jaka Was zaleje każdego dnia…
Nie patrz w kalendarz, po co…? Dla nas liczy się każdy dzień i każdego dnia cieszymy się tak, jakby więcej miało ich nie być. Zrób to samo… I czy to będzie kilka tygodni czy lat, jakie to ma znaczenie, skoro i tak zostaniemy na zawsze…?