– Larsi, jesteś pewna…?
– Czemu?
– Taki tytuł… Nie odstraszy…?
– Dżokej, oczywiście, że nie! Wręcz przyciągnie, bo się każdy zdziwi, że pies może o tym pisać!
– …ale ja nic nie rozumiem…
– Ojej, a od czego masz mnie? Ja wszystko wyjaśnię. Jestem uczoną psiolaską, a czego nie wiem, to sobie wygogluję i się dowiem, i już będę wiedzieć! Jestem też uprzejmna… uprzejma i się dzielę wiedzą.
– …Larsi, wszystko super, ale wiesz… to zawsze był blog o psach, o sierściuchach… wiesz, nie mamy cyklu takiego naukowego… Może wciśniemy cię tak między postami, co…? Nie dziś…
– Zaufaj mi. Będzie o psach. O naszych, na pewno. Będzie jak zawsze.
– …nic nie rozumiem…
– Siadaj i słuchaj.
Całkiem niedawno zadzwonili jedni dwunożni, co adoptowali od nas psa. Nasi już kiedyś słyszeli od innych na temat innego zwierzaka, że pies nie był przystosowany do adopcji, ale tego, co teraz im powiedziano, to jeszcze nie. Otóż wyszło, że pies miał jakieś skrzywienia genere… getyn… g e n e t y c z n e. Bo gryzł dzieci. Bo sikał w domu. Pies przygarnięty jako szczeniak, teraz już ma ładne kilka miesięcy, a może jeszcze więcej…?
Hmm… No nie. To nie sprawa genów! Ale czekajcie… Co to takiego te geny? Geny to takie małe, maciupkie, maciupenieczkie kosteczki. Jest ich koooszmaaarnieee duuuużooooo i na kosteczkach jest zapisane wszystko na temat zwierzaka, człowieka czy wszystkiego, co żyje. Znaczy w jednym zwierzaku jest jeden zestaw kosteczek, w drugim jest drugi zestaw i wszystko właściwie ma swój własny zestaw. Tu już zaczynam się zbyt zagłębiać, więc żeby nie było, że ja sama czegoś nie wiem… na tym zakończymy… Powiem jeszcze tylko, ze każda kosteczka to jest jedna informacja typu „oko będzie niebieskie”, „łapy długie”, „będzie lubił piłki”, „zachoruje na stawy”. Nie wszystko jest zapisane i nie wszystko da się przewidzieć, ale napraaawdęę spooroo jest.
Na przykład… Tadzia ma między innymi geny chudych girek, niskiego wzrostu, cienkiego ogonka i tego oczywiście, że jest psiolaską.
Jest jeszcze całkiem młoda, więc szanse na dom ma spore. Jest też nieśmiała, ale wiecie, to taka nieśmiałość, którą zwalcza się z mig jakimś smakołykiem. Potem już się ma Tadzię na kolanach!
Zenir natomiast ma bardzo dużo genów takich jak koker spaniele.
Ma miękkie kudełki, spore uszy, zarasta jak owca iiiii ma charakterek. U takiego psa, jak Zenir można przewidzieć, że sierść będzie musiała być przycinana i że może (chociaż nie musi) pokazywać, że ma swoje zdanie, bo jeśli chodzi o sierść, to to stała cecha u kokerów (takie geny się przenoszą od rodziców!), a charakterek… też bywa przenoszony, chociaż… o tym na końcu…
Geny owczarkowe ma Ares.
Geny owczarkowo-niemieckie, czyli czarny grzbiet, jasne łapy i pysk ooraaaz stojące ucha. Co jeszcze mają zakodowane owczarki? Uwielbiają pracę z człowiekiem, są pojętne, oddane, lojalne, inteligentne, lubią się uczyć i doskonale wiedzą, że ich najlepszym przyjacielem będzie dwunożny! Czyli Ares! Do tego doskonały węch i stuprocentowa trafność w szukaniu kanapek…
Czyli nie tylko wygląd jest zakodowany, ale zachowanie, częściowo, też. Taki Drapek na przykład ma geny średnich łap, śmiesznych uszu… ale też ma gen niekończącej się energii i wytrwałości na spacerach.
Tego się już nie zmieni w Drapku. Musi chodzic na długie, porządne spacery, nie dla niego całodzienne leżenie na kanapie. Taki jest i koniec. Z takich klocuszków się składa, z takich genów. Nikt na to nic nie poradzi, po prostu trzeba być tego świadomym i też trzeba uwielbiać ruch.
Te wszystkie przykłady i wzmianka o charakterku Zenira jest po coś. Bo można mieć w genach długą sierść, różowy nos, wytrwałość czy potrzebę zajęcia. Ale jeśli psu się ujawnia chęć podgryzania czy wciąż sika w domu, chociaż jest już duży i powinno mu być zwyczajnie wstyd… Toooo już, Drodzy Dwunożni, jest Wasza wina…. Do Zenira już nikt nie ma pretensji. Trafił do nas w słusznym wieku, nasi wiedzą, że starszyzna ma już swoje przyzwyczajenia i swoje prawa. Ale mieć psa od szczeniaka i uważać, że ma złe geny, bo „się” nie wychował…? No wiecie?! A gdzie byli właściciele? Gdzie była nauka siurania na dworze? Gdzie było nagradzanie i tańce szczęścia przy każdym zostawieniu prezentu na trawniku? Jak dawali znać psu, kiedy zęby wyciągał, że to jest niemile widziane…?
Ciekawe, czy odpowiedzialność jest zakodowana, czy nabyta, bo tego w guglu nie znalazłam…
P.S. Chciałam powiedzieć nieśmiało, że mamy pobite DWA blogowe rekordy!
Pierwszy – MÓJ – napisałam wpis taki jeden ciężki….. I on ma ponad 1500 wyświetleń… (do tej pory maksymalnie było około tysiąca…) Smutny post, ale w tym smutku jednak pojawia się taka myśl, że dobrze, że to się aż tak roznosi…. Kto nie czytał, to jest ten o marznięciu serc… Można go przeczytać TUTAJ.
Drugi rekord – w sumie dzięki MNIE, bo gdyby nie ten post, co napisałam wyżej… Nasz blog w styczniu miał ponad 8 000 wejść!!!! Mam nadzieję, że Czytaciele będą wracać do nas!
Wasza Larsi.