Toście poczymali kciuki…

 – Leon! Budź się! Tragedia jest!

 – Uuuuaaaaaa…yyyee…..że jak?

 – Że stary, to wiedziałem, ale że głuchy się trafił…? TRAGEDIA, MÓWIĘ!!

 – Aron, nie rozdzieraj paszczy, przecie słyszę… Tylko spałem, a dla mnie sen to świętość największa. Zapytuję, o jakiej tragedii tak się drzesz…

 – No przecież posta trzeba pisać! Niedziela zaraz! Czytaciele czekać bedo! Ares prosił o czymanie kciuków i widzisz, jak czymali. Aresa nie ma i nie bedzie, tamten post był ostatnim jego postem, OLADOGA CO MY POCZNIEMY! Przecież ja sobie nie poradzę! Leon, przecież jutro tyle dwunożnych będzie szukać Aresa tutaj, a jego już nie ma między nami… I wiesz co, on wiedział, że nas opuści. Wiedział! Zostawił kartkę pod kocykiem ze wszyskimi hasłami, napisał, że mamy się czymać… wiedział…

 – ŻESZ SIĘ USPOKÓJ, do Jasnej Psianielki! Ares jest teraz w o wiele lepszym miejscu. Tęsknią nasi…

 – …ja też…. jednak…

 – Ty też, ja trochę jednak też, chociaż nie zdążyłem się zżyć, ale nasi… znaczy ty też, to wiem, że tak. Widziałem przecież, podłoga była taka mokra, że mi się łapki ślizgały, kiedy odchodził.

….

 – ….Aron, nie becz znów!

 – ….aaaleee jaa sooobie niee poraaadzeeee…….. AŁA! Czego mnie nosem tyrkasz!

 – W garść się weź, ty miętka klucho! Dawaj, bo czas leci, dawaj te zdjęcia, co tam masz powieszone przy posłanku, wrzucimy i już coś będzie.

 – …no dobra…

Ech… chlip… zaczęło się od tego, że pewnego dnia przyszła taka dwunożna jedna, która kiedyś wzięła dwa sierściuchy takie półdzikie. Siedziały w schronisku taaaak dłuuuugooooo, że właściwie też tak średnio chciały się bratać z dwunożnymi, ale ta właśnie laska dwunożna stwierdziła, że niech sobie będą same sobie, jak lubią, ale u niej w domu. Iiiii całkiem niedawno znów jej myśl do głowy wpadła, że właściwie, to co ten Ares ma tak siedzieć w schronisku, skoro… może siedzieć u niej… I, słuchajcie, przychodziła do niego, żeby chłopak tak nagle się nie wyprowadził, a on ani nie warknął! Na innych warkolił, ile wlazło, jak się go na smycz brało, bo miał jakiś uraz do chwytania za obrożę, z dawnego życia pewnie… a na nią nic! Wiedział… Jak bum-cyk-cyk wiedział, że to nie tak bezinteresowywnie. Dreptał na te spacery i dreptał… i wydreptał, bo pewnego dnia się wypachnił od rana w świeżej trawie, włos na deszczu przylizał i wyglądał za okno co rusz.

…i stało się… Przyszły we dwie. Dwunóżka z dwunożną. Obie laski. Jak tylko smycz się wyciągnęła ten ostatni raz w biurze, to pierwsze łzy zaczęły się zbierać…

Ares popatrzył ten ostatni raz na każdego, szepnął nam to i owo, odwrócił się na piętkach…

…i poszedł… Wiedział, że odwracać się nie wolno, bo to pecha przynosi. Potem prosto do furtki…  

…a za nimi nasi…

Dywany aż rozłożyli! Nieee, żartłem! To akurat takie specjalne, znaczy dywany zwykłe, ale nasączone czymś specjalnym, żeby kaszel wypędzić. Nieważne zreszto. Nasi się tam niby uśmiechajo, ale żebyście widzieli, co się działo, jak odjechali…

O, a tutaj też ja jestem. Akurat prowadziłem pasjonujonco pogawędkę, ale wybaczcie, z tego całego rozemocjowania zupełnie nie pamiętam, o czym…

Na zdjęciu widać też jedną z naszych, jak się żegna. Pewnie mu mówiła, żeby jednak się zachowywał i grzecznie wszystkie kulki, zwłaszcza te leczące, zjadał bez marudzenia. Ona nie raz na kolanach błagała go, żeby tabletkowe torciki zeżarł. Prędzej czy później każdy klękał, bo to tyle trwało, że od schylania bolały plecy, a od kucania krew w nogach przestawała krążyć…

Chciałem podsłuchać, ale za cicho tam mamrotała…

….ech, i poszli…

Najpiękniejszy widok, jaki w schronisku można zobaczyć. Po tym, to już wszyscy ryczeeeeliiiiii jednocześnie zęby szczerząc z radości! Dziwni ci dwunożni… Ja się nie szczerzyłem, ale byłem mokry po same pazury… Jeszcze, jak znalazłem list pod kocykiem i te wszystkie hasła do stron i insterukcje… ech…

Wracając do Aresa. Do samochodu jakoś wlazł.

…i można powiedzieć, że od razu wtopił się w swoje nowe życie…

Można ryczeć. Można. Co oglondam te zdjęcia, to mnie się zbiera. Ze szczęścia, wiadomo, że ze szczęścia! Gdzieżbym śmiał odmawiać mu TAKIEGO domu! Ja wiem, że to taki dom z tych najnajnajlepszejszych… Wiem. 

Ares też wiedział. Od początku. Prosił o czymanie kciuków, żeby pamiętał, że ma się zachowywać najlepiej, jak się da. Bał się, że mu jakiś stary nawyk się wymsknie.

Udało się…

Ares mieszkał w schronisku od 2010 roku. Siedem lat tu mieszkał i nie próżnował. Pokazał i udowodnił wszystkim, że można się zmienić, że psiolontariusze potrafią zdziałać cuda, że bycie owczarkiem zobowiązuje, jak zawsze sam mawiał. Ktoś go baaardzo dawno temu zepsuł, przez co długo nie rozumiał, o co dwunożnym chodzi… Oni do niego z uśmiechem, on z zębami. Oni go na spacer, a ten burczał na cały świat. W końcu zrozumiał, że to nie przystoi, że to nie o to chodzi, że nie wypada, że tak jakoś gupawo się złościć, kiedy każdy tu serce własne wydziera, żeby mu pokazać, że może spokojnie do niego wleźć. Burczenie zastąpił uśmiechem, kłapanie zastąpił wpychaniem do upadłego łba pod ręce, żeby głaskać i głaskać, i głaskać. Został mu ten odruch niefajny, kiedy ktoś go łapał za obrożę, ale widocznie to była większa trauma niż się wszystkim wydawało… Nie chciał jednak o tym mówić, nigdy się nie dowiedziałem, dlaczego tak…

Po 7 latach uśmiechło się do niego szczęście. Prawdziwe. Najprawdziwsze. Król śmietników ma teraz swój prywatny śmietnik do przegrzebywania. Ma swoje prywatne posłanko i nawet dwa sierściuchy! …ma swoją najważniejszą na świecie, pierwszo, najpierwszo rodzinę… Czekał na nią całe życie, bo ja wiem doskonale, że przed schroniskiem też nie miał nikogo godnego. Żegnał wiele psów, wielu machał na pożegnanie i życzył szczęścia. Nie wierzył, że jego to spotka… Bardziej się spodziewał Majki, przecież jest chory i te guziki rozsiane wszędzie…

…doczekał… to najważniejsze… tak ważne jest dla nas wszystkich to doczekanie, że nie macie pojęcia…


Teraz przejdziemy do tema…

 Kto mnie tu dziubie?

…Leon! Czego mnie nosem troncasz?!

 – Szło ci tak koślawo i tak wolno, że popacz, która godzina jest! Toż nasi zaraz do pracy przyjdą!

 – ….yyyy…. czekaj…. ta wskazówka jest na czteeeryyy….. ta jest naa bałwaankuuu…. To znaaaczy, że mamy.. czekaj, czekaj… pięęęć… dzieeesięęć…

 – Matko Suczko! Jest czwarta czterdzieści! Jak można się nie znać na zegarku… Kończ już. Trzeba tu jeszcze podosuwać wszystko, sierść przedmuchać i WYSPAĆ się, bo od siódmej już trzeba witać naszych.

 – Ale ja chciałem jeszcze napisać o…

 – Tooo napiszesz za kilka dni, teraz spaćspaćspać, złaź mi z fotela. Wygrzany jest, skorzystam…

 – Grrr….

 – NIE BURCZ! Już sio, póki stróż na obchodzie! Myk-myk-myk, wyłączaj. Tu jest gdzieś ten guzik do wyłączen…..

——PSTRYK——–

3 komentarze

  1. Aron, piękniej nie dało się napisać, Pocztuś łzy mi z oczu zlizywał, chyba też rozumiał…

  2. Trzymałam kciuki bardzo mocno….od środy wchodziłam każdego dnia na stronę schroniska, szukałam nowych wiadomości….i wczoraj zobaczyłam….Ares ma dom!!!!! Wspaniała wiadomość!!! A dzisiaj piękny, wzruszający opis tych chwil….oby było ich jak najwięcej. Powodzenia Aresku! Dziękuję Aronie!

  3. Ares cudnie wygląda w samochodzie i w nowym domu. Naprawdę mu się należy!!!
    Fajnie, że spotkał w swoim życiu taką wspaniałą rodzinę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *