„…niektórzy chyba rodzą się przegrani…”

Ech, po ostatniej mojej wpadce strasznie mnie zaskoczyliście… Ja tu tak ledwo się wytłumaczyłem, dlaczego posta nie ma, a tu tyle wsparcia… Nie spodziewałem się, wiecie…? Mało nie chlipłem… co ja plotę. Schlipałem się po same pazury, jak przeczytałem komentarze wszyskie! Dziękuję, tak po prostu…

Kilka ładnych dni temu, kiedy dumałem, o czym by tutaj napisać, kiedy siadłem na krzesełku, żeby przejrzeć to i owo, co by mnie może natchło, w oczy mi się rzuciła książka…

Przypomniało mi się od razu (bo przecież jako wrrredaktor muszę mieć pamięć dobrą!), że pisał ktoś do nas, że powstaje książka o kimś znanym, kto był u nas kiedyś i zdjęć szukają, bo chcieliby zamieścić. Zdjęcia się znalazły z Dżokejem i Filim, nasi się oczywiście zgodzili, w zamian ci dwunożni od tego znanego dwunożnego obiecali wysłać jedną książkę i oto jest!

Tu musicie mi wybaczyć. Bo ja jestem psem i nie do końca nadążam za nowinkami muzycznymi, a i nie żyję na świecie tyle, żeby istnieć w czasach, kiedy ten dwunożny z okładki zaczynał swoją przygodę śpiewaczą… W każdym razie postanowiłem nadgonić, żeby wiedzieć, czemu nasi zareagowali z radością na książkę, a z jeszcze większą radością, że specjalnie dla nas przyślą egzemplarz z podpisem…

Wszedłem więc w internet, wpisałem nazwisko, klikłem w jedno wideo….. i już po jakimś czasie obaj z Leonem gibaliśmy się w lewo i prawo, raz piosenka weselsza, innym razem smutniejsza, ale nam się przyjemniej zrobiło. Nawet Górna wylazła ze swojej dziupelki!

….aż za którąś piosenką… Kiedy tak słuchaliśmy sobie początku, a wokół była pozorna cisza, kiedy co jakiś czas było słychać tylko tu chrapnięcie, tam szczeknięcie, gdzie indziej warknięcie przez sen… kiedy psy mościły sobie legowiska w słomie, kiedy sierściuchy rozpoczynały grę w łapki między klatkami omawiając najważniejsze wydarzenia widziane z okien kociarni…. Kiedy trzysta psów i sto kotów zasypiało (lub wręcz przeciwnie) mając nadzieję, że jutro to będzie ICH dzień… do naszych uszek wleciały słowa piosenki dwunożnego z okładki…

„…niektórzy chyba rodzą się przegrani… …dlatego nigdzie miejsca nie ma dla nich…”

…świat się zatrzymał… Spojrzałem na Leona, on na mnie, na nas oboje wlepiła swoje ślipia Górna….

Piosenka popłynęła dalej. Nawet nie była o zwierzakach, ale tak czy siak była smutna. Popłynęła dalej, a nam zostały w głowach te dwie linijki tekstu i kręciły się w kółko…

Przecież ilu naszych psiumpli właśnie tutaj spędziło swój ostatni etap w życiu…? Ile czterołapów musiało sobie szukać nowego domu…? …ilu z nich zdaje sobie sprawę, że przecież ICH pańciostwo doskonale wie, że one tu czekają… i czekają… i czekają…

Lovela ma lat chyba więcej niż ja i Leon razem wzięci.

Była już u nas raz. I została odebrana. I teraz jest drugi raz…. i nikt nie przychodzi… Starowinka jest sama, samiuśka… Mieszka nie sama co prawda, ale dla niej najważniejsze jest to, że nie jest u siebie, nie jest w domu, nie ma swoich miseczek, pachnących swoim jedzeniem, nie ma posłania, dywanu, niczego nie ma, co by pachniało znajomo, nie ma nic… Leży przy drzwiach i czeka na ten jedyny, szczególny zapach… Jak jej powiedzieć, że nie ma już chyba dla niej miejsca tam, gdzie mieszkała przez ostatnie lata…?

Miki się posypał…

Nasi go wyciągnęli, kiedy był jedną, wielką skorupą z odpadającą płatami skórą. Prawie nie miał sierści. Nie chcieli go w domu, miał mieszkać na dworze, miał chyba tam doczekać końca dni, prawie już nie podnosił głowy… Nasi go zabrali, leczenie trwało dłuuuugoooo, ale w końcu się udało. Świerzb poszedł precz, Miki stał się wesoły jak motylek w pełni lata, tylko co z tego… Jak nie było dla niego miejsca w tamtym domu, tak nie ma w żadnym innym… Coraz śmielej puka do niego staruszkowatość.

Diego też przez wiele lat miał dom…

Potem nas odwiedził raz, ale go odebrali. Nie pamiętam, czy zapomnieli o nim za drugim czy trzecim razem, ale tak po prostu się stało… Nasi przypominali, pewnie, a jakże! Tylko co z tego, kiedy miejsca dla Diego już na jego domowym posłaniu nie było. Stary się zrobił, to tylko kłopot, leczyć trzeba, pomagać, dramat! …i teraz psisko się sypie w schronisku, jesień już całkiem się rozgaszcza w jego stawach…

Nie trzeba szukać wśród starych psów. A Terry..?

Do schroniska trafił jako psi podrostek. Został adoptowany, ale wkrótce wrócił jako wciąż młody pies. Potem znalazł kolejny dom….. żeby znów go zgubić. Nie, Terry nie uciekł, on się przywiązał bardzo! …uciekł właściciel zostawiając psa. Teraz czterołap ma 6 lat i niezmiennie tyle samo uczuć do ludzi. Przeleje całe morze miłości! …ale będzie miał na kogo…? czy wygra kiedyś w psiolotka…?

Myślicie, że sierściuchy mają lepiej? Ronek mieszka w klatce całe życie.

Cypisek tak samo.

Jeszcze innych bym znalazł też, ale niech będą te dwa. Nie są stare, mają może rok i właśnie prawie cały ten rok mieszkają w schroniskowej klatce. Fajnie? Ja bym nie chciał…. Znalezione na śmietniku, zupełnie osobno i w osobnym czasach, mieszkają w osobnych klatkach, w osobnych pomieszczeniach, a los jeden – nie ma dla nich miejsca w żadnym domu, w żadnym sercu…

Ilu z nas urodziło się przegranych? Dla ilu z nas nie ma miejsca na świecie…? Ile jest zapełnionych schronisk, ile każdego dnia rodzi się zwierzaków, których los jest przesądzony…?

….jak to jest zdać sobie sprawę, że NIKT CIĘ NIE CHCE…? Ja już wiem. Wiedziałem dawno, bo przecież tyle lat byłem psem łańcuchowo-komórkowo-betonowym. Tyle lat jadłem z podłogi, tyle lat oglądałem tylko kawałek świata, tyle lat mazrłem… A dzisiaj dotarło to do mnie podwójnie, poczwórnie, podziesiętnie!

…..przegrani… Jedno słowo, tak proste, a rozjaśnia wszystko. Rozjaśnia w czarnych barwach. To możliwe? U nas tak. Tacy się urodziliśmy, teraz to do nas dotarło…Dlatego wciąż czekamy, dlatego idą nasi psiumple, dlatego sierściuchy z klatek obok… przegrani zostają. To dlatego tylko żegnamy i machamy na do-nie-widzenia, dlatego dajemy szturchańce na szczęście. Nam nikt nie macha, to nie my wychodzimy na zawsze, z uśmiechem na paszczy…. przegranych żegnają pracownicy i wolontariusze, kiedy przyjdzie to pożegnanie najsmutniejsze…. wtedy nam pomachają, wtedy przytulą, wtedy spojrzą ostatni raz….

…zmienisz to…? Tylko Ty możesz…

7 komentarzy

  1. Bardzo mi przykro ? gdybym tylko mog£a zabr zabra£abym Was wszystkich .

  2. Łzy cisną się do oczu kiedy pomyślę sobie że są takie zwierzęta i tacy ludzie na świecie którzy tak waśnie myślą. Nikt…absolutnie nikt nie rodzi się przegrany. Dzieje się tak dlatego ponieważ to świat zmierza w niewłaściwą stronę. Trzeba mieć nadzieję że w końcu to się zmieni.

  3. Smutno, ale trzeba mieć nadzieję. ?

  4. Są ludzie i LUDZIE. Niestety życie jest trudne i smutne, jak oczy Loveli, Mikiego, Cypiska i tysięcy, tysięcy innych zwierząt. Dobrze, że raz na jakiś czas smutne oczy stają się wesołe. Niestety nie dla wszystkich…

  5. Pięknie i poruszająco…, wpada w serce i zostaje….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *