Oooo, a co to takie fajne?

Jak był Aron, to ja byłem jako ten, który w słowach nie przebiera. Bo on to takie ciepłe kluski. Arona nie ma, więc nie wiem, na kogo wyjdę i kto mnie będzie hamować dzisiaj, ale uprzedzam, się cackać nie będę….

O co chodzi z tym tematem, co napisałem na początku? Na odpowiedź trzeba będzie trochę poczekać.

Może się powtórzę, ale lepiej napisać dwa razy niż wcale. CO Z TYMI DWUNOŻNYMI?! Ja wiem, że zima jest, że zimno, ale żeby tak od środka zamarznąć? Wyślijmy wszystkim jakieś cieplejsze wdzianko czy coś, serca im się rozgrzeją, może pomyślą jakoś bardziej o innych…

Dwie historie dzisiaj. Dwie, ale to nie tylko dwie się dzieją na świecie całym. Dwie, ale jak usłyszałem najpierw o jednej, potem o drugiej, to jakby się na mnie całe dziesiątki zwaliły na głowę mą piękną. Za dużo to było na uszy moje zgrabne. Serce me wierne mało mi nie pękło w akcie solidarności! I już pędziłem, żeby powiedzieć jednemu i drugiemu dwunożnemu, już się ubrałem, już wykopytkowałem z biura! …..tylko akurat była furtka zamknięta…. Innym razem…

Zanim napiszę, co takie fajne jest, muszę napisać, co nie było…

Padzia. ….Padzia… Nie wiem, jak zacząć. Czy od tego, że miała wypadek, ale udawano, że wszystko super? Czy od tego, że spała na mokrej, brudnej szmacie? Czy od tego, że gdyby nie dwunożna mieszkająca blisko, to by nikt jej złamanego chrupka nie dał? Czy od tego, że nie widziała na jedno oko, bo nie mogła powiek odkleić? Czy może od tego, że podogonie miała poklejone na brązowo i żółto, bo się nie mogła za dużo ruszać przez te wszystkie połamane kosteczki i naderwane ścięgienka…?

Jedna z naszych, która tam pojechała, ma w domu takiego małego, białego czterołapa, który jest spod znaku łest hajland teriera, czy jakoś tak. I ona, jak zobaczyła Padzię, to od razu poznała, że to to samo! ….nie chciałem jej szczekać, jak mi to opowiadała i pokazywała zdjęcia, że chyba jej się trochę poprzewracało pod włosami, bo gdzie ładny, wyczesany, ostrzyżony zgrabny rasowiec, a gdzie to żółto-brązowe, skołtunione… coś…

Także widzicie – zacząłem jakoś. Myślicie może, że ona tak sobie żyła gdzieś sama biedna i niczyja? A skąd! …miała dwunożnych… To pod ich drzwiami spała na korytarzu, gdzie było prawie tyle zimna, co na dworze. To właśnie oni nie dawali jej ani miseczki z wodą… To właśnie oni nie poszli z nią do psioweta, kiedy jej się wypadek przydarzył. Nie pierwszy zresztą.

Nie poszli ani wtedy, ani wcześniej… Bo musicie wiedzieć, że Padzia ma trochę złamań, nie że jakieś jedno i już. Złamane łapki, uszkodzone kolana, zwichnięte coś w oku… Część to nowe rzeczy, część – stare…

Nie chciałbym być niesprawiedliwy jakiś i pisać, że zupełnie Padzia nie obchodziła swoich dwunożnych…. Tak bardzo uczucie w nich wstąpiło, że znieśli psiolaskę do samochodu, a potem…. machali na pożegnanie…….

Teraz druga historia. (Nie, jeszcze nie widać rozwiązania zagadki tytułu… o tym potem.)

Tutaj już wiem, jak zacząć… Otóż… Daaaaawnooo daaaawnoo temuu pewnemu owczarkowi imieniem Cezar zrobiła się rana na łapie. Dawno to kiedy? Teraz mamy początek roku… To był jeszcze rok zeszły… Nieee, jeszcze zeszły-zeszły. To wtedy było. Jak było ciepło. W każdym razie ranka nie była nawet taka duża. Nie chciała się jednak goić, więc psiur wylądował u psioweta i to było z kolei… jakoś… rok temu… Chyba nawet równo. Dostał leczące kulki, do domu też dostał (znaczy – „domu”, ale o tym zaraz) i miał przyjeżdżać się pokazywać i żeby zmieniać te wszystkie obwiązania na girze.

…kilka razy byli, ale znów nastały ciepłe dni, jak dwunożny stwierdził, że skoro łapa się nie goi, w dodatku psu się nie podoba to całe obwiązywanie giry, tooo…. nie będzie leczyć! Jakie to proste, prawda? Nie goi się, więc leczyć nie ma co i tyle. Nie wiem, po co nasi tyle monetek wydają, tyle rozdają kulek leczących, skoro nie trzeba tak po prostu…

W każdym razie… Jak nasi pojechali na miejsce…. Po kilkunastu miesiącach od pojawienia się małej ranki i po kilku miesiącach od pożegnania się na zawsze z psiowetem…. nasi zastali to….

A jeśli chodzi o ten „dom”….

Przewiewnie, niczym niezmącony widok na całą okolicę, czego chcieć więcej? A że zimno? Ale tylko zimą! …i jesienią czasem też. Nie będziemy się czepiać o drobiazgi…

Poza tym, co ja plotę! Przecież jakie zimno! Spójrzcie jeszcze raz na tę girę z raną. Widzicie, jaka gruba? Ja myślę, że nie trzeba mieć dyplom z psiowectwa, żeby się domyślić, że ona jest chora. A jak chora, to i ciepła! Takie sprytne! Pies z wbudowanym grzejniczkiem!

……dooobra, teraz może bardziej serio. Dwunożny Cezara stwierdził, że dosyć tego leczenia, że więcej nie będzie, że właściwie to już od kilku miesięcy nie podaje zupełnie nic, bo i tak bez sensu i nie warto, a żeby się przestali wszyscy czepiać, tooo…. przestawi psa za dom, żeby już go nikt nie widział. Genialne rozwiązanie problemu, prawda?

Naszym nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Papiery wypełnili, namordnik założyli, Cezara wepchnęli do jeździdła i w drogę!

(nie, nie wepchnęli go przez tą małą dziurę, to takie jeździdło, co ma duuuuużo miejsca z tyłu, a tutaj to było tylko takie okienko)

Prooosto do psiowetów… A ci tam się za głowy złapali… Bo o ile kiedyś wyleczyć rankę było można ot tak, o tyle teraz to już nie jest taka sobie ranka…

Teraz się to wszystko pali. Nie wiem, o co chodzi, że jakoś tak nasi mówili, że się zapaliło. Zapal… Zapalenie chyba! Tak, teraz mi świta. Zapalenie jest. I to jeszcze kiedyś może i zapalenie by się wyleczyło szybciej, bo by się paliło po wierzchu… A teraz to ponoć i kości się zapaliły… I mimo tego, że wygląda to oberzydliwie, to najstraszliwiejsze się dzieje od środka. I jeszcze trochę czasu, a paliłby się Cezar cały. …a potem by go nie było….

Teraz mówią, że dwa tygodnie jest na walkę o girkę. Potem się okaże, czy się uda, czy jednak Cezara będzie wyróżniać kicanie na trzech…

I teeeraaaz…. Co z tym moim tematem? Co to jest takie fajne?

To trzeba by zobaczyć, ale możecie sobie właściwie wyobrazić….

…jak Padzia odnalazła się w domu i jak psiekstra przyjęli ją psiumple! Jeden z nich, to ten sam łest hajland terier, którego ma ta nasza, co odbierała Padzię. …bo właśnie ona ją wzięła pod opiekę, chociaż na jakiś czas. Nie mogła inaczej. Od pierwszego spojrzenia w to jedno rozklejone oko.

Ooooo! Wpuścili do domu, nie wyłożyli brudnej szmaty na korytarz! I na kolana biorą! I myją! I kudełki obcinają! Padzia zapomniała już, jak to jest być czystą, domową psiolaską… Jak to znów fajnie!

 Na spacerki woła, na powitanie merdoli ogonem tak, że jej mało nie odpadnie! Mimo tylu pogruchotań, Padzia chodzi. Nauczyła się żyć z bólem… Wróciła beztroska, psiolaska zabiera swojemu psiumplowi zabawki i nikt się na nią nie złości, nikt nie kopie…

Ooooo! Czyli to jest ta beztroska!? Czyli właśnie TAK można kochać bezgranicznie kogoś!? To takie fajne!

Padzia to ta bliżej tej strony, co jest dalej od tej drugiej. Znaczy ta z kawałkiem kocyka pod ciałkiem.

Cezar na początku udawał groźnego, ale po zamachaniu smaczystą kulką przed nosem cała złość uleciała z najbliższym powiewem wiatru! U weterynarza jednak nasi smyrnęli Cezara za uchem… tu drapnęli po grzbiecie… Cezarna początku krzywo spojrzał… ale potem MIIIIZIAAAJ MNIEEEEE.

Ooooo! To TO jest to głaskanie!? Jakie przyjemne! I chociaż łapa boli, chociaż w schronisku głośno, chociaż ciągle gdzieś wożą i grzebią w girze, to w środku jest to przedziwne uczucie, które sprawia, że paszcza nie chce przestać się uśmiechać…

I trąca Cezar całkiem bezczelnie kołnierzem, żeby jeszcze trochę podrapać, żeby jeszcze ręki nie zabierać, bo tam za prawym uchem jeszcze jest jedno niemacane miejsce… Teraz może. Ma kogo.

Czy one znały to ciepełko wcześniej? Pamiętały takie czasy? Padzia ma już ze trzynaście lat, Cezar dziesięć, ale z ich doświadczeniami dałbym ze 2 więcej od razu. Oddech spokojniejszy, uśmiech na paszczach, łapki wesoło niosą na spacery, które może i Padzia miała, jak się sama wybrała, ale Cezar pewnie tylko o nich słyszał… Teraz taki luksus, o jakim nie śmieli marzyć… Czy w ogóle RAZ zasnęli z myślą, że pewnego dnia się wszystko odmieni…? Czy RAZ obudzili się z nadzieją, że to może dziś skończy się wreszcie ból niepozwalający się ruszyć…?

Brudne, mokre szmaty, pogruchotane kości, zimno, łapa niepozwalająca spać. I obok dwunożni, którzy śmieli nazywać się ich właścicielami, którzy każdego dnia patrzyli na obolałego zwierzaka, który jakimś cudem jeszcze jakoś oddycha, ale od środka już dawno prawie nie żyje…

Wystarczyło poczochrać za uchem, wystarczyło zabrać na kolana, wystarczyło szepnąć do ucha, że teraz już MUSI być lepiej. Ślipia się otworzyły, spojrzały w górę z nadzieją, ufnie i nie potrzeba im było nic więcej. Merdnięcie ogonka, pokazanie krzywego kła w uśmiechu, i cały świat kolorowieje, chce się ŻYĆ…

Ooooo, a co to takie fajnie??

…to życie u boku tych, którzy już kochają bardzobardzo, chociaż znają ich raptem od chwili…

…to jest ten spokój i poczucie, że już niczym nie trzeba się martwić……

…że można spokojnie spać i nabierać sił, bo jeszcze tyle jest przed nimi…


…taki mały i nieśmiały PeeS. Jeśli macie monetkę albo i dwie, które moglibyście przelać… więc to takie w płynie muszą być monetki… to napiszę, że nasi zbierają na leczenie i badanka Padzi i Cezara. Jak klikniecie TUTAJ, to się przeniesiecie na stronę ze zbiórkami i tam wystarczy wejść w te kółka pod ich imionami, i dalej to już jest napisane, co zrobić.

DZIEKUJĘ. 


A tych wszystkich dwunożnych, którzy mają sopelki zamiast serc i oczy wpatrzone w nos własny – z tego miejsca jak najnieserdeczniej nie pozdrawiam. A żeby wiatr wam w oczy…

3 komentarze

  1. Nie ma takich słów, które opisały by co myślę o tych ludziach (tfuuu ludziach) którzy tak traktują swoje zwierzęta! Brakuje słów i brakuje łez by wyrazić żal. Cieszę się tylko że to już koniec ich wegetacji…wierzę że teraz to już musi być tylko dobrze. Teaz zaczną żyć. Zdrowiejcie psiaczki kochane 🙂 Trzymam za Was mocno kciuki.

  2. Moja Pańcia mówi, że przez Was wygląda jak stara czarownica, bo jej się czernidło, co to nim oczy smaruje, całkiem po facjacie rozmazało i oczy jakieś czerwone zrobiły, a i wyrazy jakieś, chyba brzydkie, mamrocze pod nosem. Może jakieś złe zaklęcia rzuca na tych wrednych człowieków. Zdrowiejcie kochane piesełki. Trzymam za was pazurki. Wasz Todzik.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *