To nie nasz wybór był…

Tak się składa, że jak będziecie to czytać, w ten dzień, co już opublikujemy, to będzie święto. Radosne? Tak jakoś nie bardzo. Ważne? Bez wątpienia – tak.

Otóż.

Dziś (pod warunkiem, że to czytacie w ten sam dzień, co my myślimy, że czytacie…) jest Dzień Bezdomnych Zwierząt. I to nie tylko tutaj, w naszym mieście czy okolicach. Wszędzie jest to święto. Jakbyście chcieli wyjechać gdzieś daleko daleko, czy to jeździdłem, czy też może byście chcieli wyfrunąć tam, gdzie jest noc, kiedy u nas dzień – tam też to święto jest. Jest tak bardzo ważne…

Trzeba jednak pamiętać, że to nie naszym wyborem jest, czy je sobie obchodzimy… To nie my wybraliśmy dla nas bezdomność. To nie my mamy się teraz starać, żeby z tego wyjść. Znaczy – MY, głównie my, bo wiadomo, że nasi też na głowach stają, ale jak się sami nie postaramy, to i tak klops…. mmm…. klops…. zaciamkałabym do żołądka….

W każdym razie – święto jest tyle smutne, co ważne… To święto wszystkich tych, którym się drogi skrzyżowały nie z tymi dwunożnymi, co trzeba, znaczy z takimi, co to nigdy nie powinni się w ogóle zabierać za posiadanie obok siebie żywego futerka. Święto tych, których nie upilnowano, albo nie szukano jak trzeba, święto czterołapów bez adresatek, które zostały celowo albo przypadkiem wypuszczone w świat… Bo właśnie, że to nigdy nie jest nasza wina. Bo to nie my okazaliśmy się jednak mniej odpowiedzialni za coś, co zamieszkało pod naszym dachem, bo przecież my akurat zawsze mieszkamy u kogoś. No dobrze, w tych najwyjątkowszych domach mieszkamy Z KIMŚ. Prawie żaden zwierz z takiego domu nie staje się bezdomniakiem…

Tak czy siak to nigdy nie jest nasza wina.

Czy ktoś by Mai powie, że to przez nią nie ma domu?

Jej dwunożny ten dom stracił, miał jakoś się postawić na nogi, miał przychodzić, miał zabrać i ją, i jej psiumpelki. Więcej się nie pojawił…

I czy to wina Dominika, że w nowym domu nie pasowałby go wystroju?

Jego właściciel się wyprowadził, ale psa zostawił, jak niepotrzebny i niepasujący już przedmiot…

Czyżby Dzwonek nagle, na stare lata zapragnął zwiedzać świat i celowo się wyniósł?

Chuchro takie skrzypiące, z pazurami jak szpony jakiegoś jaszczębia, a nie domowego pieseczka… W głowie mu teraz ciepełko i spokój, a nie łażenie samotne całkiem po naszym mieście…

Może Cypisek stwierdził, że w kartonie jest tak super sierściuchowo i każdy mu będzie zazdrościł mieszkania?

Nie, nie wpadł na to ze swoim rodzeństwem, żeby przepchać karton obok śmietnika, wpakować się do niego i jeszcze zakleić dla lepszego efektu z niespodzianki dla tego, kto je znajdzie…

Może i o Detorce ktoś powie, że siedziała w pudle z czystej przyjemności, tylko jej się znudziło i postanowiła się sama wydostać i pospacerować po osiedlu?

Dobrze, że jednak jakoś się uwolniła i poszukała pomocy, bo może nikomu innemu by się nie udało wpaść na to, że ktoś czeka na cud w czterech kartonowych ścianach…

Kolec sam postanowił zaaranżować porzucenie przywiązując do drzewa, bo zrozumiał, jak bardzo jest nieznośny?

Jakoś mi się wierzyć nie chce. Łatwo z nim nie jest, ale skąd ma wiedzieć, na czym świat polega, skoro tak go uczono (albo prędzej – nie uczono) od małego?

Lemika była jeszcze niezbyt mądrym sierściuszęciem, kiedy nie zauważyła, że jednak między nią, a całym światem szyby nie ma…

Wyfrunęła z okna za ptaszkiem czy innym motylkiem i tyle widziała domowe pielesze… Jej wina?

W tych schronisku, co to po mapie trzeba jechać w dół kawałek, ale tam też są nasi, wcale nie jest lepiej.

Denis to się może sam na przechadzkę po lesie wybrał?

Tylko jak go znaleźli, to łapy miał zdarte i ciągle się kręcił przy jednym, leśnym parkingu…

Fifi może uznał, że posiadanie czterech łap jest już takie niemodne, więc się sam rzucił pod samochód?

…a potem sam się wpakował do rowu, żeby tak od razu tej girki nie ratowali… Na zdjęciu nie widać, ale zadek skacze na jednej… Nie udało się drugiej wyleczyć.

Co z Puszkiem? Czy to jego wina, że nagle musiał się odnaleźć w zupełnie nowej, samotnej rzeczywistości…?Jego dwunożny odszedł tam, skąd się już nie wraca, a rodzina tak po prostu zabrała psa pod pachę i zawiozła do schroniska… Że niby agresywny, że niby dzieci nie lubi… niby… Nikt nie starał się go zrozumieć, nikt nie starał się jakkolwiek sprawić, żeby poweselał, poczuł się chociaż ociupinę bezpieczniej… Tylko tak po prostu powieziono go w obce miejsce, za kraty… Już się nim nasi zajęli, już jakieś pierwsze uśmiechy na siwym pyszczku się pojawiają…

Ile nas wszystkich jest we wszystkich schroniskach, to nie wiem, czy wie ktokolwiek. Ile czterołapów błąka się zdzierając łapy i szukając jakiegokolwiek znajomego zapachu – tego już nie wie całkiem nikt. Myśmy się nie pchali do bezdomności. Zostaliśmy wypchnięci, czasami siłą, czasami zupełnie przypadkiem, ale to nie zmienia faktu, że przecież liczyliśmy, że ten dom nasz będzie najlepszy i na zawsze… A tu czasami nie był ani jakiś specjalnie fajny, ani tym bardziej taki „na zawsze-zawsze, na złe i dobre”…

Pamiętajcie o nas nie tylko z okazji tego święta. Bo my właściwie, jakbyśmy mieli wybór, to wcale byśmy dzisiaj woleli nie być tymi, no… psiolenizantami. Wcale. Tego wyboru jednak nie mamy. Nam nikt go nie daje. To Wy go macie i to Wy możecie cokolwiek zmienić. To Wy możecie sprawić, że dopóki tyle nas jest w takich miejscach, to żadne dzieciaki szczekająco-miałczące nie będą się pojawiać na tym strasznym świecie, żeby spora część z nich podzieliła właściwie taki sam, bezdomny los… To Wy możecie wywołać merdanie ogonów z radości i zadowolenia poświęcając swój czas. To Wy możecie sprawić, że cała armia dwunożnych, którzy się zajmują takimi, jak my, ma jak pomagać, bo mają niezbędne do tego monetki, kocyki, ręczniczki, kulki leczące i całe worki kulek zapełniających brzuszki… Wiecie, ile trzeba tego wszystkiego…?

Tak wiele od Was zależy, wiecie…? Nie zapominajcie o tym i nie zapominajcie, że potrzebujemy Was wszystkich nie tylko od święta, nie tylko w ten jeden dzień w roku. Żyjemy w schroniskach każdego dnia. Każdego dnia wypatrujemy tych szczególnych oczu, nasłuchujemy tych wyjątkowych kroków. Nie tylko dziś…

Jutro kraty nie znikną ot tak – same z siebie. Jutro przechodnia buda nie zmieni się w tylko nasze posłanko za pstryknięciem palca. Jutro może pomyślisz, że już po święcie, a my nadal tutaj będziemy…


Możesz sprawić, że poczujemy się wyjątkowo nie tylko od święta. Tak wyjątkowiej jeszcze bardziej. Przyjdź w najbliższą sobotę (to będzie, zdaje się, siódmy dzień tego miesiąca) do naszego schroniska w tym zielonym (coraz bardziej z nazwy niż naprawdę…) mieście, ustaw się w kolejce, wpisz na listę i zabierz kogoś z nas na spacer. Nasi specjalnie dla nas robią taki dzień spacerowy! Słyszałam, że będą też jakieś ciasta, ciasteczka i inne pyszniaste rzeczy, którymi się pewnie z nami nie podzielą….. Że niby potem by nam to na zdrowie nie wyszło? Też coś! Ale Wam na pewno chętnie coś odpalą!

Możesz przynieść nam prezent – ucieszymy się z kulek wypełniających brzuszki, z kocyków ocieplających zadki, z ręczniczków też. Ale najbardziej to z kulek! Pewnie będzie też takie specjalne puzderko na monetki, więc jak kto zechce, to będzie mógł tak też pomóc, a jak sam nie może się podzielić czymś takim, to i ze spaceru będziemy zadowoleni bardzo! Czas i ciepełko wewnętrzne to też ważna rzecz.

To jak? Przyjdziesz? Bo my będziemy!

….jak co dzień…

2 komentarze

  1. Oczywiście, że będę! Nie ma innej opcji! A z okazji dzisiejszego święta, życzę Wam kochane czterołapy, abyście w przyszłym roku schroniskowe kojce to już tylko wspominali, leżąc w swoich mięciutkich legowiskach lub kanapach, a najlepszy WASZ dwunożny za uszkiem drapał!TEGO wam życzę!

  2. Pańcia Ańcia, nie ma jak być u Was bo to straaaaaaaaaanie daleko, ale ten młodszy dwunożny, co to też jest moją własnością, wybiera się do Waszych stołecznych psiumpli, by ich pospacerować. Mam tylko nadzieję, że z żadnym nie wróci do domku…. bo ucho odgryzę… oczywiście dwunożnemu, bo przecież nie temu biedakowi zza krat. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *