BULSERW

A już miałyśmy inny temat… Już, już przechadzałyśmy się to tu, to tam, żeby sobie podopinać wszelkie informacje…

Dziś jednak się przydarzyło takie coś, że nie byłyśmy w stanie myśleć o niczym innym! Jesteśmy zbulserwowane, wcząśnięte i właściwie nie wiemy kto, ale raczej nie my, powinniśmy być zmieszane.

Cóż się stało takiego?

Otóż…

Zacznę od nakreślenia historii, bo ona ważna jest dość. Było o tym jakiś czas temu już, ale przecież przypomnę. To ważne.

W skrócie – nasi dostali zgłoszenie, pojechali, zastali taki oto obrazek:

Już widać, że podogonia nie urywają te warunki, ale cóż to tam na girce się czerwieni??

Może mu ktoś szalony łapę jego własną uciął i doszył taką tygrysią, hę? Tak wygląda, prawda?

Ale tak nie było.

Dawno, daaaaaaawnooooo temu Cezarowi zrobiła się na łapie mała ranka. Wypadek jakiś, czy coś. Cezarowy dwunożny odczekał trochę… ale nie chciało się zagoić. Pech! Pojechał do psioweta, potem drugi raz… Goić się nie chciało po dwóch wizytach w szpitalu. Pech!

Psiowet niewinny – w sumie w takich warunkach na miejscu tej łapy też bym ani myślała się zasklepiać. Ani to spokoju, ani czystości na około.

W każdym razie – od tamtego czasu znów minęło duuuuużoooo dni,  z ranki zrobiło się to, co widać na zdjęciu. Nasi zobaczyli, pojechali, wrócili, psa zapakowali i w te pędy do kolejnych psiowetów, naszych. Tam to nawet taka najgłówniejsza psiowetka oglądała! No i się okazało, że przez te półtora roku, to z ranki na nadgarstku zrobiło się nie tylko raniszcze na pół łapy, ale też już kość zachorowała…

Nasi walczyli dzielnie. Razem z Cezarem zresztą.

…a podobno nie dało się go wyleczyć „u siebie”, bo zrywał opatrunki… Jakoś w schronisku był grzeczny!

Tylko na łapie się to już tak rozbujało, że mimo przeróżnych metod, mimo działania od zewnątrz i środka – w końcu trzeba było wywiesić białą szmatkę… Nie udało się, Cezara trzeba było umówić na operację i pożegnać z fanfarami tygrysią girkę…

Czarka może i jest teraz wagowo mniej, ale radości mu to nie odebrało ani-ani.

I właściwie prawie od razu zaczął radzić sobie świetnie kicając na trzech:

Nasi ciągle zbierają na opłacenie operacji Czarka – TUTAJ jest zbiórka.

I w związku z tym, że zbierają, to i piszą o tym w różnych miejscach – na fejsie też.

…..i nie zgadniecie, kto przeczytał o Cezarze…. Taaaaak, cezarowy dwunożny.

…….i choć byście myśleli nad tym wieki całe – w życiu byście nie wpadli na to, kto był w schronisku wczoraj……

….było to łatwe? Może i było, bo napisałam linijkę wyżej już coś trochę-podpowiadającego. Tak, do schroniska przyjechał cezarowy dwunożny.

………….

Komu się teraz kołacze w głowie pytanie – PO CO? Nie myślcie, że nie wiem, że większość z Was je ciutkę inaczej sformułowała. Nie wypierajcie się, przecież wiem, tylko mi nie wypada tak pisać.

I ja Wam napiszę, po co przyjechał. Tylko się zbiorę w sobie….

No więc.

Ten dwunożny, który najpierw przez jakiś czas udawał, że żadnej rany nie ma, potem odwiedził psioweta, ale leczenie zakończył raz-dwa, bo się nie goiło; ten sam, który potem przez rok patrzył na to, jak łapa puchnie i prawie rozkłada się od środka……. no więc on stwierdził, że skoro pies już jest wyleczony i już prawie doszedł do siebie, to on go teraz….

…..on go teraz….

………adoptuje…………………

ADOPTUJE

A-D-O-P-T-U-J-E

Jak żem wystartowała otwierając paszczę, to mnie tylko odruchowo nasza blond-biurowniczka w ostatniej chwili złapała za fałdę na plecach i nogą przytrzymała łapy, bo ktoś byłby biedny!

A ta nasza, to dziwna jakaś, bo próbowała cośtam rozmawiać i wyjaśniać, zamiast tylko palcem pokazać, w którą stronę się wychodzi, ale widziałam, że szybko jej wszystko opadło….

– bo przecież on nic nie zrobił

– bo za co do sądu

– bo przecież leczył

– bo ma też inne zwierzaki

– bo przecież nie będzie życia poświęcać DLA PSA!

….

….no przecież….

Jakoś się z nim nasi nie dogadali…

I jak wyszedł, to tylko szczekanie psów było słychać… Długo nikt ani pół słowa nie powiedział…

….

On swojego życia poświęcać dla psa nie będzie. Ale żeby mało co nie pozbawić życia Czarka…

…z tym problemu nie miał…

..i jakoś tak smutno, jakoś żal, że dwunożni nas ciągle w tę stronę zadziwiają…

5 komentarzy

  1. Cała historia bardzo bulwersująca, ale wypadałoby by poprawić błąd z ”wcząśnięte” na ”wstrząśnięte” bo aż w oczy kole 🙂

  2. No kretyn i trzeba takie zachowania piętnować, a nie machać ręką z podsumowaniem, ze nic nie zrobisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *