Idziemy w stronę światła!

Kto się wystraszył?? Że znów coś smutnego??

HA! Dobra jestem! Kiedyś książkę wydam… Może by nawet kilka osób kupiło…?

W każdym razie – tak, dziś będzie o świetle, w dodatku w tunelu! Aalee spookoooojnie, to nie to, co myślicie. Dziś będzie o przełamywaniu strachu, o szaleństwach, pokonywaniu słabości i w ogóle dziś pokazujemy nas i naszych od najlepszej strony.

Wiecie, że jak w wielu schroniskach, ale niestety nie we wszystkich, chodzimy na spacerki. Wolontariusze mogą nas odwiedzać, spędzać z nami nawet całe dnie, jak chcą, zabierać do lasu albo na wybieg, gdzie możemy sobie tak zupełnie beztrosko hasać, ganiać, dziury kopać i tak dalej.

Właśnie, wybieg. Wiecie, że mamy też, bo nie raz i nie dwa pisałam o tym. Mamy na nim basen, mamy różne ciekawe rzeczy iiiii mamy też taką dłuuugą, szeroką rurę, którą możemy przechodzić z prawa na lewo, z lewa na prawo, czasami z lewa na lewo, jak zawrócimy w środku… Ekstra superancko!

Powie coś o tym Azorek, który dopiero niedawno miał swój pierwszy raz z tunelem.

Taki trochę nieśmiały jest i nie zawsze pokazuje, że coś go cieszy. Jemu łatwiej zęby pokazać, żeby ukryć strach niż się uśmiechnąć. Przy bardzo nielicznych potrafi się wyluzować, wytrawować plecki i prawdziwie się cieszyć.
Za takimi to w ogień skoczy, odstraszy największych wrogów; przecież każdy, kto śmie przechodzić bliżej niż 10 metrów to wróg największy i trzeba dwunożnych swoich bronić jak lew! Ech… nie ma się co dziwić, że Azorek ma tak troszkę przewrócone między uszkami, jego życie kiedyś to było obijanie się między zabitymi dechami ścianami ciemnego kojca… Nasi go w końcu uwolnili i się tak psina zachłysnęła świeżym powietrzem i poraziła słońcem, że dopiero do niego dociera, że można się zacząć wreszcie cieszyć.
Topek ani myślał z tunelu wyjść, bo każdy skrawek cienia był cenny!
Piłeczki to jednak rzecz święta, więc trawowanie plecków też było:

Topek to kolejny taki, co to może nie jest najłatwiejszy, ale jak się chce to można, co też nasi pokazywali nie raz i nie dwa. Znaczy on to do dwunożnych to jest super w dechę! …ale z psiumplami mu nie po drodze… Jak widzi, to się tak zaraz drze i obraża, że aż uszy więdną! …ale nie z takimi już nasi pracowali, więc i z tym czarnym diabełem dają sobie radę. Inaczej nie byliby naszymi!

Na koniec nie będzie tylko o tunelu. Na koniec psiolaska, która mogłaby być modelką do katalogu czy reklamy naszych atrakcji. Patrzcie tylko, oto Bajgla: 

Na zdjęciu powyżej prezentuje smukłą sylwetkę na takiej półeczce, na którą można wchodzić po deseczkach. Jedne są pochyłe, inne leżące i w sumie wszystkie razem zmieniają się w taki sprytny kawałek urozmaicenia.

Na wybiegu mamy też takie cosie do przeskakiwania:

Można deseczek dawać więcej, można mniej, każdemu zgodnie z możliwościami. Żeby nie było, że Bajgla tylko tak pokazuje statycznie, to bardzo proszę, oto dowód, że korzystanie z tego to sama przyjemność, a psiolaska składa się głównie z gracji:

Tunel też Bajgla przelazła:

A żeby nie było, że tyle trawy dokoła i przestrzeni, i powietrza zamkniętego w kilometrach ogrodzenia, to do wybiegowych rozrywek można zaliczyć też łapanie piłki… 

…i, co łatwiejsze i częściej praktykowane – niełapanie piłki:    

Jeszcze kilka słów o naszej modelce… Ktoś przywiązał ją do drzewa za jakimś wielkim sklepem iiii tyle go widziała. Nawet, jak ktoś tylko po trzy śrubki poszedł i potem się zdziwił, że psa nie ma, to jednak nasi tyle trąbią o schronisku, że to już chyba każdy powinien wiedzieć, gdzie iść albo dzwonić… Bajgla początkowo pokazywała ten sznur zębów każdemu, kto chciał i nie chciał jej poznać, ale jak zobaczyła, że tutaj nikt jej nic złego zrobić nie chce, to paszczę zamknęła, uruchomiła ogon i teraz to pełnia inteligentnej i pojętnej radości!

Chciałam zareklamować, jak tu u nas fajnie jest dla tych z nas, którzy potrafią korzystać z wybiegowego dobrodziejstwa, ale nie myślcie, że skoro taka beztroska i tunelowanie, to do domu nas brać nie trzeba… Niech Wam takie myśli nawet go głowy nie przychodzą… Jak przyjdziecie po nas, weźmiecie na spacer, zakochacie się w nas i zobaczycie, że my Was już kochamy od zawsze, a potem podpiszecie umowę i powiecie „idziemy stąd byle dalej, byle do domu”, to ani jedna rzęska nam nie zadrży, ani na momęcik nie spojrzymy za siebie…..


Na zakończenie przypominamy starą prawdę – jak sobie wymościsz, tak będziesz chrapać. Oto my – pękające z dumy, z wymalowanym na ryjkach poczuciem dobrze spełnionego obowiązku:

Widzicie?? Pomogłyśmy! Ktoś nam przyniósł trochę sianka, więc gdzie by to nasi mieli targać, jak takie samotne posłanko leżało.

…..jakoś nie docenili…. phi…

PeeS. Ten worek na półce już był rozerwany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *