Nie mogę pisać, oczy mam zalane!

Może i się nie zalejecie tak, jak ja. Ja mam taki inny powód trochę też. Tak czy siak jednak się podzielę, bo takimi rzeczami należy.

Rzeczy mam dwie. Historie znaczy. Bardzo możliwe, że już je czytaliście tutaj, znaczy początki, ale tego, co jest teraz, to na pewno nie wiecie! W każdym razie nie ode mnie…

Pierwsza historia jest o Rokim. Tak już w dużym skrócie polecę, że to jest Roki, jak już/jeszcze mieszkał u nas:

To Roki, zanim do nas trafił…

Tak, te kosteczki na krowim łańcuchu to Roki.

A to jest to, co jadł, a to z tyłu – jego miejsce do spania.

Do domu wstępu nie miał. Bo nie. Tam siedział inny psiak, mniejszy. Dla niego zabrakło kawałka podłogi. Nasi Rokiego odebrali, przewieźli do nas i… ech, bywało różnie. Został adoptowany pierwszy raz. Taki dom, że byliśmy pewni, że dobry! Cuda tam Roki wyczyniał… Wychodził z drzwiami, przeskakiwał płoty, szwędał się po okolicy… Dwunożni się bardzo starali, żeby się dogadać, ale w końcu, dla bezpieczeństwa też samego psa, musieli się poddać… Roki wrócił.

Później przydarzył się inny dom, ale właściwie o nim nie powinnam nawet wspominać… Roki wrócił.

Najgorsze, że się pies zaczął sypać… Przed oczami mu ciemniało coraz bardziej, cośtam jeszcze mu wynaleźli… Smutno. Taka reputacja, jeszcze to zdrowie, Roki czekał, my razem z nim trzymając kciuki tak, że potem chodzić nie było można, tak cierpły.

Już wiecie, nie? Wiecie, że stał się cud? Taki na początku nieśmiały…. Ktoś postanowił wyprowadzić Rokiego na spacer. Potem drugi raz. Ten sam Ktoś! Trzeci…. i znów….. i pojawiło się pierwsze „…a może by tak na zawsze…?”… Ale że on!? Z takimi problemami?? Niedługo będzie niewidomy, a to zdrowie… Nie, że nasi chcieli zniechęcić, ale skoro przy tej drugiej nieudanej adopcji naprawdę dłuuuugooooo tłumaczyli, że Roki może mieć problem, a i tak się nie udało i wrócił, to za trzecim razem już mówili pięć razy więcej! …a ci dwunożni odpowiadali tylko, że i tak spróbują, że to świetny pies, że potrzebuje ciepła, miłości… Oj, jak on potrzebował!

Pojechał… Tak wyjątkowo, z furtką, że jak znów będzie dramat, to wróci w miejsce, które już zna kilka lat.

Pojechał… i cisza… Potem wieści pierwsze, pierwsze zdjęcia, pierwsza radość! Niedawno przyszły zdjęcia kolejne…. Popatrzcie na te obrazki wyżej, a teraz na to tutaj, i spróbujcie oczu nie zalać:

Ponad trzy miesiące za nami… To niesamowite, jak stworzenie żyjące niegdyś na łańcuchu, może bez problemów przystosować się do życia w domu. Lęk separacyjny, demolowanie mieszkania ? Ta łatka przyczepiona po poprzednich adopcjach mogła się za nim ciągnąć już do końca. Tymczasem Roki okazał się spokojnym, łagodnym i ułożonym psem, który przesypia kilka samotnych godzin wtulony w poduchy kanapy.
Ani mu w głowie niszczenie, szczekanie, drapanie w drzwi. Czeka cierpliwie, bo wie, że wieczorem będzie nagroda: długi spacer, zabawy, smaczki. Wieczorem budzi się w nim szczeniak złakniony aktywności i kontaktu z człowiekiem. I dobrze, ma do tego prawo. Kochani, uwierzcie w psiaki wypatrujące Was w schronisku. Dajcie im czas i cierpliwość, A ZYSKACIE BEZWARUNKOWĄ MIŁOŚĆ I ODDANIE.

Teraz trochę odczekam, aż oczy Wam wyschną…. Już? Jeszcze nie chyba.

Bo chciałabym, żebyście dobrze przeczytali o kolejnym psiutku, bo na końcu jest taka rzecz, że małom ócz mych nie wypłakała!

Lecimy.

Ursus. Znacie, było o nim niedawno. To ten psinek malutki, co mieszkał tutaj:

Później czekał dwa lata, aż będzie wolny, w międzyczasie oczywiście czarował, jak umiał…

Malutki, grzeczny, bezproblemowy zupełnie, tylko już posiwiały troszkę, czekał… i czekał…

…..aż pewnego dnia…..

„Chcielibyśmy poznać Ursusa.”

Oooooojejkujejkujejku!

I wiecie co… bo on też chory jest, z sercem miał coś nie teges, coś mu się nie domykało, czy jak? Muszę się doszkolić medycznie, bo aż wstyd… W każdym razie – nasi powiedzieli, że Ursus może będzie potrzebować badań, może leków… Trzeba mówić takie rzeczy i jak nasi wiedzą, to mówią.

I wiecie co? Ci Dwunożni przez wielkie DWU powiedzieli, że… nic nie szkodzi, znają tę chorobę, ktoś bliski ma to samo, wiedzą co i jak, nie przeszkadza im wcale, że pompka psiaczka nie do końca sprawna jest.

…..no wiecie…. wtedy mało się nie zachlipałam, ale trochę by było głupio… Trzymałam się dzielnie, aż do tej chwili:

Potem już poooszłoooo! Ech… należało się!

A potem? Czekanie, wiadomo. Na wieści, na chociaż jedno, malutkie zdjęcie, na zdanie, że jest dobrze, że można odetchnąć…

I wiecie co?? Przyszły! Czytajcie teraz:

Zgodnie z obietnicą przesyłamy wiadomości od Ursusa.
Dla tego małego słodziaka kolejny raz świat zmienił się diametralnie, piesek nie rozumiał że może być w mieszkaniu i ciągle próbował ucieczki na dwór. Po tygodniu oswoił się z nową sytuacją i doskonale wie gdzie jest jego malutki kącik do spania i odpoczynku. (na wersalce w nogach u swojej pani, trzeba było skonstruować schodek żeby maluch mógł sam wchodzić i schodzić z wersalki).
Ursus jest bardzo bojaźliwy i niepewny, mocno jeszcze wycofany na nowe wrażenia i atrakcje, widać już jednak że sprawy idą w dobrą stronę i ogonek coraz częściej jest w górze i nawet  zdarza mu się nim zamerdać. Ursus ani razu nie napaskudził w domu, jeśli chce wyjść to po prostu podchodzi do drzwi wejściowych i czeka na reakcję pani. Uwielbia spacery, jest wtedy ożywiony i raźnie przebiera łapkami, bardzo lubi kontakt z innymi pieskami, dzisiaj był dzień bliższego poznania z Czaderem (jeszcze nie tak dawno razem w schronisku) i Kendi, bez płotu który ich rozdziela, wszystko przebiegło znakomicie.
Ciekawostką jest że Ursus lubi oglądać telewizor. Ursus to malutki piesek o wielkim dobrym sercu mamy nadzieje ze sprawimy aby czuł się u nas szczęśliwy i kochany. Dziękujemy za wysiłek jaki schronisko włożyło w ratowanie jego zdrowia a także za to że piesek nie stracił wiary w ludzi.

Czyż to nie wspaniałe?? …a to jeszcze nie koniec…. Tu już się wzruszyłam, bo to takie psiantastyczne wieści… Ale to, co było napisane później….

Post w blogu „Oczami bezdomnego psa” sprawił że Ursus jest teraz u siebie. DOCZEKAŁ.
 Pozdrawiamy psioalaski werrredaktorki , Dobra robota…

AAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!! CZYTALIŚCIE TO!?!? TO samo przeczytaliście, co ja?!?! Chciałam zapytać Stańki, ale z jej wzrokiem to przeczyta wszystko, co podpowiada jej wyobraźnia… To o nas, TO O NAS! To dzięki nam Ursus został wypatrzony, DZIĘKI NAM!!!

Nie zasnę przez najbliższy tydzień! Wciąż nie wierzę, że to, co piszę, jest coś warte i chociaż pod sierściem na polikach wychodzi mi czerwień po każdych słowach uznania, to takie „post sprawił, że DOCZEKAŁ” to najpiękniejsze, co mogło mi się przytrafić…. A to już drugi raz! Może i więcej, ale wiem o dwóch.

Łohohohohoho, piękny dzień będzie dziś!

….a kto DZIŚ znajdzie dom…? Może Ty wiesz…?


Mały PeeS.

Nasi się patyczkują z tymi sierściuchami, kupują dla nich transporterki, bo że niby ma być tam „ciasno”, ciepło, ciemno, żeby się mniej stresowały podczas podróży… A nie można było ich po prostu ZAPYTAĆ, co wolą?

Tak, to nasze jeździdło. Ledwo zipiące, ale póki nasi nie zbiorą całej kwoty, to nowszego nie będzie… W środku siedzi kto? Żbik. Kot placowy. Kiedyś był prawdziwym, dzikim sierściuchem, który gardził głaskami, ale wystawionymi dla niego chrupkami już nie.

Nasi go złapali, uśpili, obcięli to i owo, przebadali i ku jego uciesze wypuścili z powrotem na plac.

Taki dziki jest teraaaaz….. że hej….

Czekam, aż jakiś psiumpel będzie musiał spać na dechach kojca, bo buda będzie zajęta…

3 komentarze

  1. ?????????????

  2. Ja poproszę więcej i więcej takich wpisów!!! To nic, że klawiatura mokra, to nic, że makijaż rozmazany!! Teraz i mój dzień będzie lepszy!!!:)

  3. Moje dni nie mogą być na razie lepsze po stracie naszej 17 letniej ukochanej MISI też była od Was wzięta …. tak bardzo tęsknie,że brakuje słów,nawet nie przepuszczałam,że to tak będzie boleć….. serce krwawi,oczy mokre od łez i pytanie kiedy to minie ….kiedy będzie mniej boleć bo boleć będzie do końca życia ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *