A nasi to mają pemperówkę do rogów!

Dziś będzie o diabełkach. Co ja plotę… diabły takie solidne, że nie dość, że wielkie zewnętrznie, to jeszcze im takie rogi wyrastały od wewnątrz, że strach! …był… Już mniejszy jest, albo wręcz taki wcale, bo nasi to potrafią dużo, cuda jakieś czasami zdziałają, upemperują rogi zza uszu… ale zacznę może konkretniej.

Dawno, dawno temu… będzie ze dwa lata, przyjechał do nas Rokers.

Taki kaukazowy potwór. Od razu było wiadomo, że on groźniejszy, ale każdy myślał, że to tak na początku, jak wielu, a potem jakoś to będzie.

Jakby to napisać… Nie było. Rokers się rozkręcił. Mógł iść na spacer i nagle skoczyć na wolontariusza, albo po spacerze dość dosadnie wyrazić swoje niezadowolenie, że już koniec. Nie było łatwo, łatka się przykleiła… Wychodził na spacery, ale rzadko, tylko z tymi, którzy wiedzieli, co i jak, i których on uważał za godnych. A tak to siedział i czekał…

Aż pewnego dnia zawitała do nas taka blond dwunożna laska, która stwierdziła, że tak to nie będzie. Uparła się. Powiedziała Rokersowi, że ona z niego zrobi misia i koniec. Raz, drugi, trzeci mu wyjaśniła jak krowie na rowie, że tak się bawić nie będzie iii Rokers jakoś tak już nie miał śmiałości się w tej sytuacji kłócić.

Potem jakoś tak poszło z górki.

A patrzcie na to! Pan Bardzo Poważny pokazuje, jak to statecznie podchodzi do świata…. Ekhem…

Teraz już coraz więcej psiolontariuszy go na spacery zabiera, a jak on kogoś zna, to przecież jest najbardziej milusim puszkiem do głaskania i zabaw! Na spacerach drepta grzecznie merdając uszkami…

I widzicie, wielki taki zwierz, ale wcale nie ciągnie, nie targa psiolotariuszem na prawo i na lewo, idealnie wręcz! Jak kogoś mija, to się nawet może podejść przywitać, ale też grzecznie. Na wybiegu gania za piłkami albo zad do drapania podstawia bezczelnie całkiem, ale jak to dobrze, że teraz jest tak, jak jest… Trzeba tylko pamiętać, że on nadal jest silnym charakterem, więc musi czuć, że jego dwunożny jednak jest przewodnikiem, ale to, co było i jest, to niebo i ziemia…

Na początku tego roku przyjechał Chudini do nas i wyglądał tak:

Tragedia i nawet nie będę pisać o tych ranach, przetarciach, kosteczkach wystających. Jeden dramat, wszystko widzicie zresztą na zdjęciu… I początkowo to jeszcze się ten Chudini jakoś trzymał w miarę, nowe miejsce i w ogóle, ale szybko stwierdził, że w michę to on sobie dmuchać nie da… I się zaczęło wychodzenie raz kiedyś, żadnego bliższego kontaktu, bo owszem, stać obok można, ale NIE DOTYKAJ, bo nie takie życzenia mam!

I tu się zaczęło jak z Rokersem, tylko nie idzie to tak sprawnie, chociaż zaczęło się od wykorzystania tego, co Chudy już potrafił, więc żeby się nie skupiał na wymyślaniu własnych teorii, można było zacząć go skupiać na komendach.

Potrafi być superowy, ale nasi muszą szanować jego przestrzeń i zawsze czekają, aż to on zacznie przesuwać granicę miziania czy kontaktu. Nie naciskają, akurat w przypadku Chudego się nie da, jeśli się chce mieć wszystkie palce.

Z czasem zaczął się coraz bardziej cieszyć na to, że ktoś do niego wchodzi i o ile na początku to było „wejdź, zapnij mnie, nie patrz, nie dotykaj, nie mów”, to teraz jest tak…

I o ile kiedyś na spacerach to tylko szedł i „jak koniecznie musisz, to dobra, idź obok”…

O tyle teraz już nawet sam się nadstawia do drapania…

…a czasami bywa nawet tak:

Prawda, jak pięknie?? Ale to trzeba pamiętać, że to są jego granice i jego potrzeba kontaktu. Nic na siłę, nic nachalnie, a już na pewno pod żadnym pozorem nie wolno próbować niczego zabierać! Nasi rozumieją, że pewnie po miesiącach czy latach, kiedy niczego nie miał, to tak będzie może zawsze…

Najważniejsze, że Chudini już nie do końca patrzy na każdego, jak na wroga największego, już ma dwunożnych, którym w jakimś stopniu ufa i to bezcenne jest… To pozwala myśleć, że może nie będzie żył do końca za schroniskowymi kratami…

…że może pewnego dnia ktoś równie twardy, jak Chudy, a w sumie wręcz twardszy zechce sprawić, że zmieni się jego cały świat…

Nie tylko u nas tak walczą, ale w tym schronisku, co to na mapie jest niżej niż my, też mają takich złotych dwunożnych, co to mają pemperówki na diabłowe rogi.

Patrzcie, to jest Blacky:

Owczarek, tylko taki zepsuty, bo owczarki powinny czuć zobowiązanie do bycia i zachowania się owczarkowego, ale temu ktoś tak poprzestawiał w głowie, że taki diabeł i takie rogi wielkie za uszami urosły, że strach! Dlatego też zdjęcie zakratowane takie, bo przecież każde założenie czegoś na szyję, pociągnięcie ociupinę to taki dramat jest, że tylko wiać! Zębiszcza kłapały na prawo i lewo, i nic nie pomagało… A on taki owczarkowo-czarno piękny… przystojny taki…

…ech, i tak mu ktoś świat obrzydził…

To schronisko, to musicie wiedzieć, że jest blisko innego kraju. Tam mówią zupełnie inaczej, niż u nas, ale wyobraźcie sobie, że zwierzaki tak czy siak wszystko rozumieją! Tacy jesteśmy intelipsiętni! I jedna psiolontariuszka to jest taka, jak ta nasza blond laska, tylko ta nie jest blond, ale co to za znaczenie ma. Najważniejsze, że od środka jest taka wyjątkowa, że Blackiego się nie boi i każdym sposobem stara się do niego dotrzeć.

Patrzcie tylko, to jest ten diabeł wcielony, co na smyczy się rzuca jakby go parzyło i kłapie wtedy zębami na wszystko, co ma w pobliżu. To jest Blacky wypuszczony na wybieg i ta właśnie psiolontariuszka, co to się go nie boi nic a nic, ale szanuje przestrzeń i pamięta, z kim do czynienia ma…

Całkiem normalny pies, ktoś by powiedział! ….ale nie chciałby zobaczyć go „w akcji”… oj nie……..

(żeby się nikt nie czepiał, te budy nie są używane tak normalnie, to tylko wybieg! Informuję, jakby się ktoś chciał czepnąć, że lichawe takie.)

Nasi się nie poddają! Nie raz i nie dwa już to napisałam, ale to warto ciągle to podkreślać, że inaczej by nie byli naszymi… Złoci dwunożni z pemperówkami na diabełkowe rogi… Każdemu chcą dać namiastkę jakiejś normalności, chociaż spacer, chociaż danie smaczka, chociaż posiedzenie tak swobodnie, żeby się jeden z drugim przyzwyczaił chociaż do samej obecności… Wszystko po to, żeby chociaż trochę tej nadziei wetknąć do środka, trochę chociaż przestawić pokrętełko w głowie, żeby było bliżej tego pozytywniejszego myślenia…


…jak już mi się taki długi post napisał, to jeszcze coś dopiszę, bo przecież dzień wolniejszy taki jest, macie więcej czasu… mam nadzieję…

W tym schronisku na dole mapy był sobie Rudzik.

Na początku był całkiem fajny, ale niestety tak mu się przykro zrobiło, że nikt go nie chce, że się zeźlił na cały świat… Kłapał paszczą na każdego! Nieliczni bardzo do niego wchodzili, zależy, kogo sobie wybrał. Oczywiście w związku z tym, że on był taki niełatwy, to ta sama psiolontariuszka, co była na filmie z Blackim, starała się mu pokazać, że nie ma się o co wściekać, bo to do niczego dobrego nie poprowadzi…

……i tak mu pokazywała…… tyle mu tłumaczyła………. że nie mogło być inaczej….. Tak wygląda radość na widok podpisanego papierka adopcyjnego:

Teraz jest tak:

I oby wszystkie diabełkowe rogi na świecie dały się tak pemperować…

Jeden komentarz

  1. Cudowne psiaki,charakterne ale kochane ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *