…wyobraź sobie, że musisz mieć trzy kupeczki…

Ja muszę trochę coś napisać. Bo mnie przykro jest bardzo. Nie pierwszy raz zresztą, ale nie będę wypominać, przecież psiolaski nie wypominają… Załóżmy, że nie…

Dziś nie chodzi mi o żadnego Czytaciela, bo ja wiem, że ci, którzy są z nami, wcale tak nie myślą i wiele rozumieją. Ci, o których mi chodzi, wcale nie czytają bloga. Chyba. A jak czytają, to poznają łatwo, że to ich mam na myśli i może zmienią swoje zdanie…?

Zapewne Wam się rzuciło w ślipia, że potrzebujemy pomocy. Znaczy, że nasi potrzebują, dla nas, na nas i w ogóle… I było duuużo udostępnień, i ja Wam powiem, że taka rzeka dobra przepływa przez schronisko, że to po prostu się w mojej głowie niewielkiej nie mieści! I zryczam się po same pazury, że tylu dwunożnych nas kocha… Nie mogą nas zabrać, pewnie mają już pełno w domach albo i inny powód jest ale i tak myślą o nas dnia każdego.

Ja wiem, że ci, co przy takich okazjach chcą mówić źle, zawsze się znajdą. Ja wiem, że jakby była grupka niezawodolonych i taka sama tych zawodolonych, to więcej z tej pierwszej się odezwie i coś wytknie, niż z tej drugiej pochwali. Niby wiem. A przykro jest, tak czy siak, i nie rozumiem czasami.. Właściwie to chyba nigdy.

Się naczytałam tych komentarzyyy, aż mi oczy zwiędły!

Że co się dzieje z tymi monetkami i dlaczego ich nie ma!? Że przecież ktoś nas wspiera i co roku jakieś papierki wypełnia i procent jakiś idzie na nas, to jak to, nie ma monetek!? Gdzie te monetki, się pytali! Na pewno nasi chowają po kieszeniach dla siebie, bo przecież nasi dostają też z miasta wsparcie i to są takie kwoty, że wystarcza i jeszcze zostaje! Na pewno.

Ktoś z nas, wrrredaktorów to tłumaczył już kiedyś. Może i nie raz. Może i ja to byłam, ale w tym wieku to się już nie wszystko pamięta… W każdym razie tłumaczone było, ale to na pewno o to chodzi, że te osoby nie czytają wyjaśnień… czy jak…? Może nie chcą czytać…? Napiszę jeszcze raz, może tym razem się uda jednak.

Jak masz czterołapka, to kupujesz mu jedzonko, prawda? Albo gotujesz, ale żeby ugotować, to kupić też coś musisz. Warzywek, mięsko, może coś do tego. Albo kupujesz już gotowce w kulkach. Jakkolwiek – coś ten zwierz je. Wiesz, ile sypiesz do miseczki, ile to wychodzi dziennie. I teraz wyobraź sobie, że nie masz jednego czy dwóch czterołapków, ale trzysta. Albo i co tam, szarpnę się. Czterysta. Tyle zwierzów mieszka u nas. czy to miałczących, czy szczekających. Starczyłoby Ci wszystkich kulek, które masz w domu, żeby wykarmić wszystkie chociaż przez jeden dzień? A przez miesiąc?

Fado na przykład drapie się niemiłosiernie, jak zje kurczaka. Nie może i koniec, nasi mu kupują kulki z młodego wełnowca. Owcy znaczy niedorosłej.

I cóż robić? Trzeba mu takie dawać, przecież ma się czochrać całe dnie?

Albo Melta – ona chore nereczki ma i jakby jadła zwykłe kulki, to by było gorzej z nią.

Niech się lepiej czuje, przecież o to chodzi, żeby się każdy z nas czuł dobrze, ale takie specjalniejsze kulki to i specjalniejszą cenę mają.

Własnie – a’psiopos – dobrego czucia. Co roku idziesz ze zwierzem swoim do psio-i-kocioweta i tam na pewno kłują go w zad. W schronisku to jest razy trzysta. Albo i czterysta. Do tego te kulki specjalne, co to wypędzają ze środka te inne pasożytuchy (też razy kilkaset…) i psikacze, co to z sierści pasażerów na gapę się pozbywają! …muszę wspominać, razy ile się to też liczy…?

Każdego dnia schodzi OGROMNIAŚCIE dużo kulek, co kilka dni zastrzyki przeciwzarazowe dla nowych psiumpli i kociambrów albo tych, którym się już termin kończy i kolejny rok mija… I tego wszystkiego nie dają weci w prezencie tylko dlatego, że nasi mają dobre serduszka, wiecie…? Znaczy wiadomo, że jak ktoś nam coś przyniesie, to pewnie, że tak! Ale jak nie ma dla Fado, Melty czy Biedula albo Krówka odpowiedniejszej karmy, albo już się kończy ta nasza najpodstawowsza, po której nam jest najlepiej, to trzeba wydać monetki…

Myślicie, że u nas tylko nas uodparniają i koniec? Skąd! Jak ktoś kaszlnie albo krzywiej chodzi czy coś, to nasi już zgłaszają psio-i-kociowetce i zaraz badanka albo leczące kulki trzeba dawać. Nie słyszałam NIGDY, żeby nasi powiedzieli, że skoro nie ma monetek, to niech ktoś cierpi.

Foszek na przykład tak się stresuje schroniskiem, że mu się pęcherz zatyka! Sierściuchy to są dziwnie skonstrełuowane…

Jak się go smyrnie pod brodą czy gdzieś, to podobno nawet lubi, ale chłopak taki wrażliwy jest…

Albo Suzi, jej wyrosło tyle guzików w dziwnych miejscach, że nic się zrobić za bardzo nie da, a za specjalne leczące kulki dla niej trzeba dużo monetek przelewać…

Nasi mają nie próbować? Mają gasić tę radość? Przecież przed tym szufladowym pycholem jeszcze tyle spacerów!

A co z operacjami, ratowaniem łap, oczów, uszów? Nie robić? Pozwolić, żeby bolało? Nie nasi!

I jeszcze coś. Prawda, że płynie do nas cała rzeka dobra, więc nasi mają czym sprzątać, przecierać i co kłaść nam pod zadki. Tego jakiś czas ze sklepu za monetki nie trzeba będzie przywozić i tak się wszyscy okropniaście cieszymy, że nawet nie zdajecie sobie sprawy! Nikt jednak wody w kieszonce nie przyniesie tyle, żeby wystarczyło do umycia chociaż jednej miseczki, a przecież wiecie, ile nas jest… A podłogi…? Klatki…? A gotowanie, pranie…? We wiaderku też nikt nie przyniesie tyle tej siły potrzebnej do napędzenia żarówek, pralek, suszarek i innych takich rzeczy, co to na korbkę nie da się uruchomić. A u nas to przecież wszystko działa prawie na okrągło… Wiecie, ile czasami trzeba wyprać przy jednym czterołapku, ile umyć, ile razy pudełko wucetowe sierściuchowi wymienić. …a wspominałam, ilu nas jest….

Żeby nie było – to wszystko to nie są żadne fiubździu fanaberie! Same niezbędne, najniezbędniejsze rzeczy! Ktoś by powiedział, że przecież to niemożliwe. Nasi usłyszeli, że przecież jak to kupować serek, w dodatku topiony, na koszt schroniska! …a spróbowałby jeden z drugim pytającym wmusić leczącą kulkę w Aresa, to by sam do sklepu maszerował… Albo kulki jedzeniowe. Też nasi usłyszeli, że jak to, tyle monetek! A ktoś to gotuje psu i po co to zaraz kulki kupować! Ależ świetnie, za takie gotowane jedzonko to wszyscyśmy byśmy się pozabijali, ale jak nasi by ugotowali, obrali, ostudzili każdego dnia mięcha, do tego oskrobali warzywka, nagotowali, ostudzili, pokroili na trzys… czterysta misek? I tak dwa razy dziennie…? No i to wszystko to też nie za darmo lądowałoby w garach!

I skoro już próbujecie sobie wyobrazić, ile dziesiątek koców trzeba zmienić, wyprać, rozwiesić, ile jedzonka nagotować wybrednym, ile nasypać w ile miseczek kulek, ile ich rozdać, potem zebrać, umyć, poskładać, ile leczących kulek poroznosić, ile kojców wyszorować, bud napełnić… i to wszystko razy dwa dziennie… To już wiecie, że dwie osoby tego nie robią… Naszych jest cała armia! Armijka… ale są dzielni, odważni i zawsze z nadzieją i sierściem w sercu! …i przecież oni potem też muszą dostać za to monetki, bo przecież im się należy, jak nam buda!

Ech… to skoro już wiemy, ile tego wszystkiego jest… i skoro już sobie możecie wyobrazić, że to wcale nie kosztuje kilkunastu monetek… set też nie… Nasi mówili coś o tysiach i obiła mi się o uszy me miętkie liczba stopięćdziesiąt. Na miesiąc. Jeden. I to tak na wcisk, że tak napiszę…

I teraz… wyobraź sobie, że masz trzy kupeczki z monetkami i na każdej jest kilka setek tysiów. Znaczy… trzy kupeczki masz MIEĆ, na razie ich nie masz. Niech będzie, że dwa stosiki są większe i jeden mniejszy. I ci wszyscy, co krzyczą, że przecież nasi dostają takie milyjony z tego miejsca, co to w mieście najważniejsze jest, bo decyduje, ile komu co i w ogóle, to niech teraz czyta uważnie i patrzy na literki. Nasi dostają tylko jedną taką kupeczkę. JEDNĄ. Na cały rok. Ona wcale nie wydaje się taka mała, bo jakby komuś dać ot tak w prezencie, to by się ustawił solidnie! Ale ja zapewniam na wszystkie psiętości, że bez uzbierania pozostałych dwóch kupeczek, to się nie uda nas utrzymać…. Dziesiątki tysiów idzie na leczenie nas, dziesiątki nasi dostają, co każdego dnia stawiają się do pracy przy nas (ale po podziale to wcale nie jest tak dużo…), naście tysiów idzie na jedzonko przeróżne, a jeszcze przecież tyle rzeczy trzeba, co to niby kosztuje mało, ale… wspominałam, ilu nas jest…? Właśnie… W czymś trzeba prać, nasi się muszą mieć w co ubrać przy zarazach, coś trzeba podścielać dzieciuchom kocim i psim, ciągle coś trzeba naprawiać, do bud trzeba wkładać… KAŻDEGO DNIA. Dziesiątki tysiów miesięcznie…. W sumie ponad stopięćdziesiąt. Na miesiąc. Jeden.

Dlatego ciągle nasi trąbią, żeby wspierać nas, żeby pomagać, żeby zbiórkować, żeby monetki przelewać (bo większości nie uda się uzbierać rzeczami), bo przecież jak nie oni, to kto z nami będzie…? Się nasi pytali tam, w mieście, i słyszeli, że jakby ich nie było, to trudno, i tak by nie było więcej monetek, więc byłoby, jak było……………… Czyli nie byłoby większości z nas, bo przecież co byśmy jedli…? I te wszystkie procenty, co to już zaraz zaczną się zbierać, pozwalają nam przetrwać. Każda, najmniejsza monetka przelana naszym pomaga kupić kolejne kulki, kolejny kubeczek wody i wlać siłę w kable…

Ja wiem, że tak dziś bez zdjęć… ja wiem, że nudno pewnie dla większości, ale mnie sił zabrakło, jak przeczytałam te niektóre rzeczy, że to nie wiadomo, gdzie są te wszystkie bankotki lądują… Ja Wam powiem, może i dosadniej, ale jak się nie da inaczej… W naszych brzuszkach lądują. Dzięki nim żyjemy. Dzięki nim jesteśmy zdrowi, a przynajmniej zdrowsi. Dzięki nim mamy wodę w miskach, sianko w budkach, a jakbym była bezczelna zupełnie, to bym napisała, że dzięki nim sierściuchy mają w co się… tego…. no…. Tak, na nasypanie granulek do tych wucetowych pudełek dla sierściuchów też idą tysie i nie myślcie, że to starcza na jakiś długi czas…

…po prostu zorientuj się porządnie, zanim napiszesz taką rzecz…. Po prostu wiedz, że potrzebujemy tego wsparcia i że każda monetka od Ciebie i każdego innego sprawia, że żyjemy, że czujemy się dobrze, że mamy co jeść, na czym spać i ma kto o nas dbać. Po prostu dorzuć chociaż drobniaka… (Tak, możesz kliknąć w zdjęcie i Cię magicznie przeniesie.)


Chcecie tak bardziej cyferkowo? Podpatrzyłam to i owo na zapiskach od naszych. W jednym miesiącu to jest tak:

 – na psio-i-kociowetów, na badanka i wszystkie leczące kulki idzie nawet i koło 50 tysi monetek.

 – na kulki jedzeniowe zwyklejsze i specjalniejsze, i na mięsiwo idzie jakieś niecałe 10 tysi, chociaż jakby nasi mogli, to by wydawali i koło 20, żeby zamawiać dwie dostawy takiego porządniejszego jedzonka, żebyśmy zawsze dostawali to samo, bo jak się przyzwyczaimy do jednego rodzaju, to potem jakoś wszystko przez nas przechodzi lepiej… Ale nasi nie mają aż tyle, więc dostawa jest jedna i właśnie dzięki tym wszystkim otrzymanym przez Was kulkom, możemy dopełniać brzuszki!

 – dla naszych najlepszych, co to od świtu do nocy się nami zajmują, wędruje do podziału ponad 50 tysi, a do tego jeszcze nasi płacą dodatkowe jeszcze jakieś takie, co się nie znam…. dla zdrowia czy cośtam, składki, datki, bo ja wiem…. to takie spomplikowane…. to prócz tych monetek, co napisałam, jeszcze dodatkowo chyba nawet i ponad 30 tysi dochodzi tego!

 – wierzcie lub nie, ale ponad 20 tysi to są właśnie te granulaty wucetowe dla sierściuchów, wszelkie czyszczące proszki, ubranka przeciwzarazowe dla naszych, maty dla dzieciaków do zalewania, woda, prądy, odwożenie śmieciuszków (już za same te trzy ostatnie to nawet i 5 tysi!), wlewajki do jeździdeł, stróżowanie i maasaa innych, potrzebnych rzeczy. Się wydaje za dużo? I co ja poradzę, nikt tego nie zjada, wszystko się zużywa, jak nasi te papierki biorą do przelewania monetek, to się też się za głowy łapią po zesumowaniu… A trzeba na to znaleźć.

I to wszystko przez jeden miesiąc. JEDEN.

A ile nasi dostają z miasta? Jakie to są milyjony, które na pewno znikają w kieszonkach u naszych i sami dla siebie zabierają?

Otóż, dostają 700 tysi na rok. To jest niewiele ponad 60 tysi na miesiąc. JEDEN.

Także ten.

Wątpliwości jeszcze jakieś, że pomoc jest potrzebna? I to nie nasi chowają do kieszonek, ale nie raz i nie dwa sami z własnych wyciągają, żeby się dzielić….

…ale niektórzy i tak powiedzą, że to przekręt…. A się sami przekręćcie, wiecie…

4 komentarze

  1. Boże! Aż żal to czytać, jacy ludzie są głupi! Do wszystkich tych, co tak komentują: może wzielibyście ruszyli d..y i pomogli to wtedy przekonacie się, jak jest naprawdę! ?

  2. Kochane psiska jak dobrze, źe macie koło siebie kochających ludzi

  3. Norma. Kiedyś zainteresowałam się jak odbywa się pranie koców, że co roku lokalne schronisko zbiera przed zimą nowe. I wtedy ktoś mnie uświadomił, że wielu kocy uprać się nie da. Że są tak zasierścione, że zniszczyłyby pralkę, a budowa pralni przemysłowej z suszarnią mija się kosztowo z celem i jest droższe niż ciągle zbieranie nowych kocy. Też zaliczyłam zdziwko, bo ludzie nad tym się nie zastanawią.

    • dlatego też nieustająca prośba o przekazywanie nam kocy, ręczników, których już nie potrzebujecie…zamiast do kontenera, przydadzą się jeszcze naszym podopiecznym…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *