Czasem słońce, czasem deszcz II

Kiedyś już był taki temat, stąd te dwa kijki w tytule na końcu, ale dziś trochę inaczej go opiszemy. Wtedy było po prostu o deszczu, ale umówmy się – trzeba się rozwijać, stosować nowe techniki pisania, a że to nie będzie pierwszy raz, to już się nie zdziwicie, że dzisiaj wcale nie będzie tak całkiem o słońcu i opadach, ale o tym, jak to u nas jest różnie i że czasami to są powody do radości, a czasami do smutku strasznego, potem znów nasi się cieszą, potem płaczą, a czasami i ze szczęścia… Takie to nasze życie tu jest.

Na przykład Luna.

Kiedyś miała dom i pańcię, nasi im pomagali, czasami kulki do jedzenia przywieźli dla psiolaski. Niestety dwunożna Luny odeszła tam, skąd się nie wraca….. Nikt jej nie mógł przygarnąć, więc przyjechała do nas ze swoim kocykiem i misiem…… Wtulała się tak w to, co zostało po poprzednim życiu, a nasi siorbali przy jej kojcu… Już jednak zaczyna świecić dla niej słońce – wypatrzył ją taki dwunożny, co to już ma jednego takiego psa podobnego i jeśli wszystko się uda i pójdzie dobrze, to ta bida w żałobie rozpocznie nowe życie. Oby się powiodło…

I taka kicia trafiła do nas ostatnio:

Nie widzicie tutaj, ale Sajana miała naderwany ogon, skórę na brzuchu pociętą jak sito i na boku to zamiast sierści miała skórę samą gołą, co akurat możecie kawałek zobaczyć. Oczywiście, że mam zdjęcie, jak to wszystko wygląda dokładniej, ale nie będę Wam tu chyba pokazywać… Jeszcze kto śniadanie je, a wrażliwy jest… W każdym razie najpierw nasza wetka musiała sierściuchę podleczyć, a dopiero po kilku dniach można było trochę ją ponaprawiać. Niestety ogon nie przetrwał, skóra też tylko częściowo mogła być poszyta, bo jakby tak chcieć w całości, to by nie było jak jej naciągnąć, bo za mało by zostało… Może się ktoś zapyta, co jej się stało? Otóż jeździdło ją przejechało. Myślicie, że to ten, który jechał dał nam znać? A skąd! Wysiadł, popatrzył, odjechał. Gdyby nie pewni mali dwunożni, którzy zostali z kicią i poszukali pomocy, to by pewnie Sajana zasypiała wieeeleee godzin, zanim by zasnęła na dobre w towarzystwie ogromnego bólu…

Biedna taka, ale będzie dobrze. Musi.

…albo Nikon….. Post był o nim, bo go nasi ze skorupki wyciągali, przekonywali, że świata nie trzeba się bać, że jednak jest ważny, potrzebny i kochany… Tyle czasu, tyle dumy z każdego postępu, tyle wzruszu…. A później tyle dni i tyle nocy spędzonych przy nim po ciężkiej operacji…… ………………i tyle wylanych łez, kiedy………

…Nikon miał takiego obrzydliwego guza na śledźmionce, że aż w lelita się wrósł, więc ze 6 godzin nasza wetka to wszystko rozplątywała. Udało się, ale pojawiły się takie komplikacje kilka dni później, że nasi mogli już tylko zrobić jedno…. Przez ostatnie kilka dni miał obok siebie swoich ludzi dzień i noc. Noc i dzień siedzieli przy nim, karmili, poili, a raz nawet Nikon zażyczył sobie spaceru… Sam! …ostatni raz…

Ech…

Z Misią też bywało różnie.

Przyjechała do nas jakiś rok temu, bo miała guziki na podwoziu. Nasi chcieli jej pomóc, bo chociaż miała swoich dwunożnych, to oni nie mieli tyle monetek, żeby ją wyleczyć; taka bardzo wyjątkowa sytuacja. No i nasi zrobili, co trzeba, nawet przy okazji się postarali, żeby Misia nie miała małych misiątek już nigdy, a potem odwieźli do siebie, bo przecież skoro jest kochana, to lepiej, żeby tak niż szukać nowego domu. Było tylko powiedziane, że trzeba obserwować to podwozie, bo te wycięte guziki okazały się dość bezczelne i mogą odrastać, poza tym o kudełki dbać trzeba koniecznie, a nie że dredy wiszą! Psiolasce nie przystoi. I ci dwunożni mieli numer do naszych, w razie jakby coś się działo…. Zadzwonili, kiedy „tak jakby coś śmierdzi”. Jak nasi odebrali Misię, jak przywieźli do nas, jak ją obstrzygli….

…i tyle było z „oczywiście, że będziemy patrzeć, czy nic nie rośnie!”. Dlaczego dopiero poczuli? Bo to się już tego… no jakby już samo postanowiło, że się rozpadnie…

Misia jest już po kolejnym zabiegu i wiecie co? Przybiega z radością do naszej wetki na kontrole i jeszcze ją łapą paca w podziękowaniach!  O ile dobrze słyszałam, to nasi już jej nie odwiozą do tamtych dwunożnych, skoro tak to dbanie ma wyglądać…

A wiecie, że jakiś czas temu poszedł do domu Drapek? Chyba dwa razy był adoptowany, ciągle wracał, bo albo dawał drapaka, albo demolował cały dom. Pamiętam, jak dwunożna się zapłakiwała, kiedy go odprowadziła, naprawdę to był dramat. I chłopak czekał, i czekał, odbijał się od ścian, chodził na dłuuugie spacery, uśmiechał się do ludzi i… czekał. Aż dnia pewnego jednak psiolontariuszka stwierdziła, że wiecej go do kojca nie odprowadzi….

Widocznie musiał się tyle naczekać, widocznie tak musiało być.

Albo takie zdjęcia dwunożni wrzucają na fejsa, patrzcie, to jest adoptowany od nas Szakal:

A na tym zdjęciu jest Wodzu, taki burkowy, niby nijaki, szarobury kundelek, którego wielu omijało, bo „co by się niby miało w nim podobać?”

A ci dwunożni się zakochali i przyjeżdżali do niego razem ze swoją psiolaską, żeby się przekonała do nowego kolegi. Nie było tak od razu super, bo przecież nie mogła pierwszego dnia pokazać, że takie ciepłe kluchy z niej, ale ostatecznie zgodziła się na przyjęcie Wodza pod swój dach i tak to właśnie, ku radości wszystkich zebranych…

…wyjechali ku nowej przygodzie!

Takie to życie jest nasze. Jest nad kim płakać i przy czym się wzruszać, są uśmiechy, są wycierane ukradkiem i całkiem publicznie łzy. Nie zawsze jest różowo, czasami Majka polata nad głowami, czasami myślimy, że wszystko będzie dobrze, a następnego dnia się żegnamy, a czasami nasi ratują kogoś odganiając myśl, że jest tak bardzobardzo źle, a nazajutrz ten sam ktoś całkiem przytomnie już się na nich patrzy dziękując za uratowanie życia. Schronisko to nie jest tylko smutek wylewający się zza krat albo tylko radość wychodzenia do swoich czy też nowych domów.

Schronisko to jest dużo wszystkiego, pełno uczuć od skrajności do skrajności, pełno historii, zdarzeń, przypadków, nas pełno.

To nasze życie jest.

4 komentarze

  1. No i się poryczałam ???

  2. No ja też się poryczałam zwłaszcza nad Misią bo też miałam Misię z Waszego schroniska ale już rok nie ma jej z nami 🙁

  3. Poryczałam się!!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *