Byliście z nami i z psami pod palmami??

Się działo tyle, że chyba nie ma co pisać, trzeba pokazywać! Pisać będę potem, jeśli przed tym nie padnę….

Zaczynamy!

…na początku było pusto, cicho i (za) spokojnie…

Szybko się jednak nasi zaczęli zjeżdżać

Stawały pierwsze namiotki, w sumie było ich całkiem sporo!

W tak zwanym międzyczasie najmłodsi pomocnicy czaili się na przechodzące psy.

Widać zresztą, że wcale to nikomu nie przeszkadzało:

Stawał też taki wieeeeeelki balon!

Z niego najmłodsi dwunożni mogli sobie zjeżdżać, wiedzieliście, że są takie rzeczy??

O, tutaj widać w pełni nadmuchany, widać jeszcze taki wózeczek, gdzie można było lody kupić i kawalątek kolejnych namiotków też widzicie.

Z drugiej strony było tak:

Widzicie tę ramkę granatową? Z tego woda leciała! Leciała, ale jakby nie leciała, taka mgiełka, wiecie. Że niby nie moczyło, a się wychodziło mokrym, ale też nie do końca. Tyle magii na świecie!

Ci sami dwunożni przywieźli też maszynkę do robienia chmurek z cukru i wybuchających kukurydz:

…aaaa wszystkie monetki, jakie za to się zebrały, trafiły do nas! Tak super!

Nasi też wywiesili taki baaardzo wielki baner i bardzo ważny, o nas:

Co się działo? O Matko Suczko, toż to nie idzie wszystkiego opisać! Można było robić takie ogromniaste bąbelki:

Co prawda to głównie miała być frajda dla najmłodszych…

Ale przecież wszyscy muszą do końca życia pilnować, żeby nie zanikło w nich dziecko:

A psiopos tych najmłodszych – mieli arcyważne zadanie – chodzili z balonikami, ulotkami i puzderkiem na monetki:

…w przerwach oczywiście ćwiczyli głaski. Każda chwila jest dobra!

Uczyli się też różnych rzeczy, tutaj akurat jest mini wykład o rodzajach opatrunków:

Atrakcji było dużo! Były do kupienia smyczki i szelunie, byli dwunożni od takich kulek do jedzenia, co to nam pomagają relugarnie i oni też sprzedawali worki z pysznościami, byli tacy, co to pomagają, jak ktoś chciałby się zacząć ruszać więcej, albo chciałby zrzucić to i owo z żeberek… To dwunożnych, bo przecież nie dla nas! Dużo było wszystkich, a najwięcej było dwunożnych, którzy nas tam odwiedzili.

Nasi mieli dużo różności dla najmłodszych:

…i starszych też:

Ale największe, ale to NAJwiększe wzięcie to miała nasza ekipa wetowo-tabletkowa! Tutaj Rejna dzielnie dawała na sobie pokazać to i owo:

Biszkopt z tyłu uważnie słucha, jak należy się zachowywać, a ten mały bury… może coś jedli z tyłu…? To akurat zupełnie usprawiedliwia brak skupienia!

Rejna pozwoliła nawet pokazać, jak się bandażuje girkę i tak się wczuła, że nawet nie chciała na niej stawać.

W wykładzie z pierwszej pomocy pomagał już taki specjalny pies, którego można uciskać, ile się chce, i będzie leżał spokojnie. I jaka publiczność! Że też ta nasza wetka się nie stresowała…

A patrzcie, jak ten biały, puchaty psiak się patrzył, czy aby nic nie jest temu leżącemu!

Jak kto chciał, to mógł indywidualniej podejść do tematu, najpierw było wyjaśnienie co i jak:

…a potem można było popraktykować:

Oby się to nigdy nie przydało, ale wiedzieć należy, jak uruchomić pompkę, co zastrajkowała…

Można było też wszczepić takie fasolki psom, co to potem jak się zgubi, to wiadomo czyj. O, biszkopt się nie bał:

I takie małe też się dawały! …co prawda z mniejszą chęcią, ale nie było co dyskutować. Trzeba i już.

Na stanowisku było też takie urządzenie, dzięki któremu można obejrzeć takie maciupcie żyjątka, co to się ich normalnie nie zobaczy. Czyli znów magia! Tutaj jedna z naszych relacjonuje, co można zobaczyć.

Wszyscy ją słyszeli, bo miała taki patyk, do którego się mówi, a on ten głos przez takie dwa pudełka puszcza. Matko Suczko, przecież co rusz takie magiczne niespodzianki! ….muszę sobie znaleźć taki patyk w lesie…..

Wzięcie na te wetowe ciekawostki było takie, że ani chwili spokoju nie miała nasza ekipa w niebieskich ubrankach, ale że są najlepsi ze wszystkich (nasi, wiadomo!), to uśmiech im z twarzy nie schodził! Patrzcie, oto przeuśmiechnięta ekipa, patrząc od lewej – Tabletkowo-Wetowo-Technikowa!

A wetka to nawet wywiadów udzielała!

Nie tylko ona, bo jeszcze jedna z najmłodszych wolontariuszek:

Iiiii nasza rzeczowniczka, która to całą tą imprezę zaplanowała, wybiegała, poukładała, spięła na guziki ostatnie:

Ufff… jeszcze jesteście ze mną? Bo jeszcze troszkę mi zdjęć zostało, a musicie wiedzieć, że pół nocy wybierałam, co pokazać, chociaż ja to bym najchętniej te trzy setki wrzuciła, ale moglibyście nie dolecieć do końca…

Muszę wspomnieć, że nie tylko najmniejsi dwunożni mieli atrakcje. Tutaj zjeżdżają po tym dmuchanym balonie:

…albo mają zaplataną sierść razem z takimi kolorowymi nitkami, co wyglądało czadowo! …ja to mam za krótkie…..

…albo była loteria i takie kółko specjalne do kręcenia i też można było coś wygrać, ogólnie mnóstwo rzeczy!

W każdym razie nie tylko dla nich było coś ciekawego. Psy mogły ze zdziwieniem zobaczyć, że można być tak podobnym, ale tak innym:

A niektóre to chyba po fryzjerach, bo takie uczesania szałowe i modne miały!

Następowało zakolegowywanie się w większych gronach:

I pozowanie było też:

I uśmiechanie też było:

I prezentowanie fałdek i chrumkania:

…a niektórzy to korzystali z imprezy zupełnie swobodnie. O, ten bulgożek dostał balonika i przeszczęśliwie i dumnie go nosił:

…a ten psiurek postanowił znaleźć dla siebie jakiś drobiazg…

…i chyba znalazł się w raju!

                       

Czy wykopytkował stamtąd z prezentem – nie wiem, ale mam nadzieję!

Tak to było u nas! Niby kilka godzin, ale działo się tyle, że można opowiadać cały dzień i mało będzie. Dziękuję ogromniaście wszystkim, którzy organizowali i pomagali w organizacji, szykowaniu, pakowaniu, przewożeniu, układaniu, rozkładaniu, składaniu, wywożeniu tych wszystkich rzeczy! Załatwiania musiał by przecież ogrom, a jeszcze szukanie innych, którzy by chcieli też stanąć tam dla zwierzaków i w ogóle… Ja to bym zaklaskała aż, ale musiałabym na leżąco, bo się nie utrzymam na tylnych przy tym, a to już wyglądu i powagi mieć takiej nie będzie…

Dziękuję wszystkim, którzy byli z nami, którzy zabrali kilka rzeczy wrzucając monetki do puzderek, którzy uczyli się u naszej psiowetki, którzy zjechali w dół w balonie, zszamali loda, chmurkę z cukru i inne dobra. Przybyliście tłumnie i pokazaliście, że warto, że trzeba, że ach!

Kolejne takie spotkanka pewnie za rok!

I taki PeeS przy okazji. Bo ja mi się pod blogiem nie dam kłócić. Ani nigdzie. To nie miejsce na to. Już wcześniej czytałam u naszych tam na fejsie, że się dwunożni burzyli, że jak to w mieście taka impreza, przecież gorąc, przecież chodnik, a gdzie las, skoro to pod palmami miało być.

Po pierwsze – pokażcie mnie tu gdzieś w okolicy palmy….. A nasi mieli – dmuchane, jak ktoś się już upiera.

Po kolejne – taka organizacja trwa ohohooooo ile czasu. Same pozwolenia i te inne trzeba załatwiać ohohoooo jak wcześniej. Skąd wiedzieć, jaka będzie pogoda? Czy tego dnia akurat słońce zechce przygrzać, czy też może łaskawie się schowa? Umawia się wszystkich, którzy jeszcze chcą stanąć tego dnia, umawia się te wszystkie balony, lody, smyczki, treningi, uzgadnia się stoły, namiotki, ławki. Podpisuje się papierki, żeby było do czego podpiąć kabelki. To nie takie hop-siup wszystko.

Poza tym na tych zdjęciach wyżej widzicie całkiem sporo cienia. Jak kto nie chciał środkiem iść, to mógł przy namiotkach, one dawały cień. Nasza schroniskowa Rejna była pod namiotkiem wetki, a czy myślicie, że ona by pozwoliła się przegrzać?? W te pędy by psiolaska wracała do nas, gdyby ktokolwiek pomyślał, że chyba ciutkę za ciepło! Psy, które odwiedziły tak tłumnie deptak były pod opieką swoich dwunożnych, czy ktokolwiek myśli, że ktoś z nich chciałby im zrobić krzywdę? Nie siedziały całego dnia. Przyszły, pobyły, poznały się, pokopytkowały w lewo, w prawo, miały cienia, ile chciały, woda stała, była nawet ta ramka, co moczyła bez lania wody!

Pisał ktoś, że było zrobić w jakimś parku, może tu, może tam. Ale te palmowe spotkania już były w parkach i tam, i tu… Ale to takie koło, że mniej dwunożnych na to przyjdzie, więc i mniej wspomagających będzie chciało przyjść, bo przed kim mają się wystawić, a jak ich mniej, to bym bardziej mniej dwunożnych. Do centrum każdemu blisko, a nawet, jak nie specjalnie, to przypadkiem się ktoś natknie i zostanie dłużej.

Ech… Budynki dawały cień, blisko była alejka z drzewami, były namiotki, woda, miski, ramka do moczenia, wszyscy zwracali uwagę na czterołapki, czy im komfortowo… Przełożyć się nie dało, wszyscy nasi mówili, że to była najlepsza taka impreza nasza, a niektórym z internetu i tak źle, bo gdzie palmy…

…następnym razem zapraszamy do pomocy…

Ale nic to! Było w dechę i nic nie zmieni tych wspomnień, więc o niczym innym i nijak inaczej nie będziemy myśleć!

I już.

3 komentarze

  1. Krabcix i Magdalename

    Bardzo żałuję, że Nas nie było 🙁 obiecujemy być na każdej następnej psio-akcji :****

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *