Zabrzmi poważnie może, ale nie zbyt… uratuj życie!

Było o tym niedawno. Tak mi się zdaje przynajmniej… W każdym razie to bardzo ważny temat i to nie tylko u nas, ale i wszędzie. Tak jak napisałam w temacie – może i poważnie to brzmi, może i ktoś powie, że trochę jednak bzdura, bo przecież bez przesady z tym, że się życie uratuje, ale ja powiem tylko, żeby się weszło na stronę naszego schroniska i na dole tam jest taki guziczek z napisem „Tęczowy Most”. Wejdźcie i zobaczcie, ile tam jest zwierzakowych dzieciaków… A jak są to właściwie chyba tylko sierściuchowe… A musicie wiedzieć, że to nie są wszystkie, bo nasi czasami zanim je ogłoszą, to już się z nimi Majka w chmurkach bawi…

Przyjeżdżają do nas różnie, czasami ktoś trzyma kulkę w rękach, czasami stadko w plastikowym czy kartonowym puzderku.

Pół biedy, kiedy to już jest w miarę jako-taki podrostek, jak na przykład Itimi:

Przyjechała kilka dni temu, znaleźli ją razem z innymi sierściuszątkami (z jednej matki pewnie) zapakowane w karton właśnie i zostawione przy drodze… I teraz czeka w klatce, i już sama nie wie, co ma zrobić ze sobą, bo nudno, bo nie ma firanek do wspinania, zabawka to za daleko się nie potoczy, nikt nie pomizia i nie pozwoli na kolanach zasnąć… Tyle dobrego, że już jest większa, że ma trochę inną odporność, że ma więcej w sobie takich żyjątek, które w razie czego zawalczą o jej zdrowie, ale tak czy siak szałowo specjalnie z tym nie jest i jak się coś przypląta, to wiecie… I tak może być różnie…

Aaallleee mimo wszystko jest większa ta szansa na życie. A taki na przykład Ikar, kiedy przyjechał do nas to był zupełnie maciupkim puchatym kulkiem:

Co prawda przyjechał z kociomatką i to zwiększało jego szanse, ale nawet i sierściucha nie uchroni przed wszystkim, co może spotkać takiego dzieciaka w schronisku. …a mało to razy kociomatki musiały się patrzeć na to, jak ich dzieci…. a nie będę kończyć nawet…

Dla Ikara i reszty znalazło się miejsce w domu tymczasowym i dzięki temu wyrósł na takiego dostojnego młodzieńca:

Teraz szuka domu, więc jak kto chętny, to śmiało dzwonić do naszych można, ale wiecie, konkursu pewnie nie będzie, więc spieszyć się trzeba!

Większość jednak takich maluchów przyjeżdża zupełnie samych…. Mają tylko siebie i ten kawałek kocyka, a często i to nie. Trafiają między schroniskowe mury i zimne kraty, do tego szczeniaka, miałczenia, szurania, stukania… I do tych przeklętych żyjątek, które zawsze w takim miejscu są i będą, i choćby z nimi walczyć dzielnie, to i tak w zakamarkach zostaną, a nawet jak nie, to i tak przyjdą na kolejnej sierści… jakbym mogła, to bym obiła te parszywe, maciupkie ryjki tym wszystkim bakteriom i innym wywołującym te wszystkie choroby, które często nawet zanim się pokażą, to już kitka jednego z drugim przenoszą na tamten świat! Obiłabym, ale nie mam jak, bo skubańce są tak małe, że próbowałam nawet z lupą i nic, no nie widzę!

I dlatego to, co napisałam w tytule to nie jest przesada. To nie jest ZBYT poważne.

W tym kartoniku, co to widzieliście wyżej była między innymi ona:

…i on:

A jeszcze w innej „partii” przyjechał ten:

I myślicie, że jak Wy się teraz zalewacie wzruszem, że takie oto słodkie i urocze, więc na pewno przetrwają, bo przecież jakby to się miało im coś stać? A skąd! Właśnie na takie te wszystkie wirusy czekają… A jak do tego dojdzie jeszcze samotność i strach, to takie maluchy łapią wszystko za pstryknięciem…

Dlatego tak bardzo ważne są domy, gdzie taki jeden z drugim dzieciak będzie mógł jeszcze troszkę podrosnąć i bezpiecznie poczekać, aż ktoś zechce je przygarnąć na zawsze-zawsze.

W takim domu mieszka na przykład Omenka:

Uczy się życia, zachowania odpowiedniejszego, broi, buszuje po wszystkich pokojach i kuchni, i łazience, a czasami nawet igra ze śmiercią….

Oczywiście, że to żart! Grik, znaczy ten zwierz czarny, to najspokojniejszy pies pod słońcem, poza tym na pewno ma geny owczarkowe, więc to do czegoś zobowiązuje jednak. Grik też jest z naszego schroniska!

Nie wiem, czy jesteście z naszych okolic, czy nie, ale na pewno gdzieś niedaleko Was jest jakieś miejsce, gdzie przygarnia się zwierzaki – schronisko, przytulisko czy coś. Jeśli macie miejsce w domu, jeśli możecie przyjąć pod swój dach takie małe, puchate kulki, to skontaktujcie się i zapytajcie, czy nie potrzebują Waszej pomocy… Bo my na przykład bardzo ogromnie. I w tym schronisku, co na dole mapy jest, pewnie też. I w Mieście Ciuchci i Pary, w którym też są nasi, też potrzebują. Nasi dadzą wszystko, co trzeba, tylko dajcie od siebie morze ciepła i bezpieczeństwa dla tych dzieciaków… Bez Ciebie naprawdę ich życie może skończyć się o wiele szybciej niż myślisz… I to nie jest napisane ZBYT…

2 komentarze

  1. …pewnie że smutne dlatego i ja też wciąż trąbię STERYLIZACJA kotek KASTRACJA kocórków…wbijanie do głów świadomości, wiedzy że należy tak działać że warto robić te zabiegi aby nie skazywać na śmierc maluchów kocich…ale z ludzmi jest mega róznie i mimo 21 wieku czasem mamy teki ciemnogród że głowa mała no tak jest….dlatego sa kartoniki puzderka ….i…smutek bo maluch odszedł …

  2. W minionym tygodniu znalazłam kotka. W lesie. W rowie. W reklamówce. No raczej wymowna forma pozbycia się zwierzaka.
    Kot został. Szybko do weta, potem kupiliśmy na olx kennela na szybko i jakiejś kitkowe jedzenie przyzwoitej jakości. Nie było opcji, żeby przyjęło go jakieś schronisko lub fundacja więc kot został u nas, chociaż nie chciałam małego kociaka i nawet nie lubię kotów jakoś szczególnie.
    Ale najgorsze nie było to, że ktoś wywalił kota w reklamówce. Najgorsze były reakcje na to, że zajęłam się kotem. Jestem łasa na komplementy i ogółem prostytucja atencyjna to moje drugie imię, ale komplementy bo nie wyrzuciłam półkilogramowego kocięcia na pewną śmierć to żart. To że kot został to zwykła ludzka przyzwoitość i komplementowanie tego jest takie trochę… śliskie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *