Sierściuchowy salon, że mucha nie siędnie!

Sierściuchy się mało co nie skichały ze szczęścia! …znaczy wiecie, tak jakoś się mówi czasami, nie żeby tak naprawdę, bo przecież to by było największe nieszczęście, jakby się tak okazało, bo choróbsk to my mamy dość. O co więc chodzi? HA!

Zaczęło się od tego, że się do naszych odezwała jedna dwunożna, że taki mają jakiś projekt w pracy czy coś, bo też fundację prowadzą tam i chętnie przekażą monetki na coś konkretnego, tylko nasi by musieli powiedzieć, na cóż takiego by mogli dać, żeby się najbardziej przydało.

Nasi myśleć nie musieli wcale długo; wiedzieli, że sierściuchy z kociarni się nic a nic nie poskarżą, ale jednak wypadałoby im wymienić podłogi i wypięknić ściany, bo takie kafelkowe mozaiki już dawno wyszły z mody.

To żart oczywiście, żeby nie było, bo wtedy, kiedy to było robione, to zapewne się zbierało te podłogowe kwadraciki i co się dostało, i ile – tak było. Wypadało to już jednak zmienić, bo tu i ówdzie się coś pokruszyło, a i ściany pozostawiały ciutkę do życzenia.

Nie ma się co dziwić, trochę czasu już stoją, a jeden sierściuch z drugim zwykle ani myśli szanować, tylko macają paluchami czy odbijają się podczas akrobacji. …a z drugiej strony co mają robić, skoro to miejsce to cały ich świat do dnia wyfrunięcia do domu, albo… tego… o tym lepiej nie pisać.

Podarowane sierściuchom przez dwunożnych takie specjalne słupki z platformami i z takich sznurków i materiałów, żeby się pazurami wszczepiać, też już przeżyły pierwszą, drugą i dziesiątą młodość.

Czasami ktoś ma do oddania po swoich sierściuszkach, bo już ich nie ma albo i te dostały nowe; wtedy bardzo chętnie przyjmujemy takie stojaczki i jesteśmy wdzięczni ogromnie, bo każda taka rzecz to kolejna zabawa dla naszych mruczków.

Także już wiecie, że sierściuszkarnia wymagała wypaciania farbą i przyklejenia podłogowych kwadracików, może i skombinowania kolejnych zabawek, stojaczków i tak dalej. Czyli idealne zadanie dla tych dwunożnych, o których napisałam na początku postu. Nasi się z nimi dogadali, że za te monetki, które mogą przeznaczyć na pomoc nam, kupią właśnie te kwadraciki na podłogi i ściany, zabawki, stojaczki, posłanka i wieszaczki takie specjalne nagrzejnikowe, które ciężko mi wytłumaczyć, ale pokażę niebawem. O, jeszcze te specjalne, plastikowe puzderka z dziurkami do bezpiecznego przewożenia sierściuszków też kupią.

Najpierw miałki się musiały wyprowadzić z kociarni, bo by tylko przeszkadzały, poza tym to tak nie do końca bezpieczne by było, gdyby się pałętały wśród tego całego kurzu i w ogóle.

Potem działy się rzeczy bardzo głośne, kurzące, stukające i rozburzająco – klejąco – wygładzające. Nie pokażę Wam, bo przyznam, że jak coś za głośno jest, to trochę trzęsę portkami, więc nie śledziłam…

AAALEEEEE za to mam dużo innych rzeczy, które działy się potem!

Przyjechali ci dwunożni, którzy przeznaczyli dla nas dużo monetek, żeby razem z naszymi wolontariuszami robić dużo fajnych rzeczy dla sierściuchów. Robili zabawki, w które można pazury zatapiać, o:

Nawijali sznurek na tekturowe tubki i powstawały takie cuda:

Później zabrali się za składanie stojaczków i musicie wiedzieć, że byłam pełna podziwu, bo ja to bym się nic a nic nie połapała…

O, tu już prawie jest:

…ufff…

I w końcu nadszedł czas na przeprowadzenie z powrotem sierściuchów!

Wrócił między innymi Snake:

…który szybko zaczął zwiedzać i musiał postawić girki na każdym kawałku poziomej powierzchni.

Okno też zostało sprawdzone, czy może chociaż ciutkę widok się zmienił za nim…

…ech, ale nie, to zostało bez zmian.

Platyna bardzo nieśmiało wychodziła z puzderka.

Tofka też wolała się nie wychylać tak od razu. Wybrała sobie jeden z okazałych stojaczków i wolała obserwować, jak inni sobie radzą.

Point wziął się za testowanie półeczek ze sznurkami. Sierściuchy lubią chodzić po takich dziwnych rzeczach… Też nie rozumiem, ale kto by tam w ogóle te czterołapy rozumiał…

O, a Hexa testowała właśnie te nagrzejnikowe półki, o których pisałam wcześniej:

To takie sprytne, że ciepełko leci z tego ustrojstwa, a dzięki półce piętki i ciałko nie wbijają się w twarde żelastwo, tylko można na całkiem miętkim leżeć i grzeje od spodu. Sierściuchy lubią takie temperatury, co to nikt normalny nie był w stanie wysiedzieć, a one by jeszcze podkręcały ogrzewanie…

A patrzcie na stojaki! Jakie wielkie!

A to nie jedyny, więcej takich! I zabawek tyle!

O, a tutaj widok na drugą stronę:

Czyli kolejne zabawki, drapaczki i inne rozrywki.

Ktoś mógłby się zapytać, cóż to takiego zielonego na dole zdjęcia. Otóż… To takie super w dechę coś, co nasi kupili specjalnie dla nerkowców. Znaczy dla tych sierściuchów, którym te organki nie grają już tak, jak powinny i muszą dużo pić, a sierściuch to taki zwierz, że jak nie chce, to pić nie będzie i koniec. A musi. Ale nie rozumie. Kupili nasi im takie fontanienki, dzięki którym mruczki piją chętniej, bo one to takie już są, że jak się im woda rusza, to dla nich jest to takie ŁAŁ i chcą ją pić. Stojąca jest fuj, a ruszająca się jest ekstra.

…mówiłam, że sierściuchy są dziwne…

W każdym razie żebyście sobie nie musieli tego wyobrażać, to tutaj pokazuję, jak na kiedysiejszej kociarni korzystała z tego Melta, dla której zresztą to było kupione:

A tu macie jeszcze widok na wejście i jedyne kociarniowe okno na świat:

I żeby nie było – oczywiście, że dojdzie wszystkiego więcej! Na pewno ktoś poratuje jeszcze jakimś stojaczkiem czy inną budką. Dwunożni są w dechę i myślą o nas ciągle, także jak chcecie dać takie kocie różne rzeczy, nawet po Waszych zwierzakach, używane, ale się jeszcze nadające, to my chętnie!

Psiękne to wszystko, prawda?? Cudownie to wymyślili nasi i psiogromnie wszyscyśmy wdzięczni tamtym dwunożnym, którzy zechcieli nam pomóc i monetkowo i osobiście. DZIĘKUJEMY!

To teraz mam ogłoszenie na koniec. Boooo co prawda się już sierściuchy wprowadziły na swoje dawne miejsce, ale jeszcze takiego super oficjalnego otwarcia nie było, bo tego bez Was nie zrobimy przecież… Nasi organizują za dni kilka święto czarnego sierściucha. Że niby nazwali to obchody, ale gdzie tak bardzo chodzić chcą, tego nie wiem, pewnie się dowiecie na miejscu.

Mało tego – z tej okazji też ogłoszone zostało, że od tego dnia nie będzie pobieranych monetek za wzięcie do domu mruczka! Bo zwykle cośtam trzeba, niedużo, ale jednak. A teraz nie będzie. Przez cały miesiąc!

Mam jeszcze takie coś, co też pokażę, o:

Czujcie się zaproszeni!


A teraz kilka słów jeszcze na koniec. Takich strasznych… Troszkę.

Każdego dnia nasi chodzą co rano i oglądają zwierzaki. Sprawdzają, jak się mają, czy nie kaszlnie ktoś, czy czegoś brzydszego niż zwykle nie ma na podłodze czy w kuwecie i takie tam.

…i nasza jedna weszła pewnego ranka, akurat to było po tej nocy, co się wszyscy straszą…

A tam stwór czarny wielooki niemieszczący się aż w klatce i wystający sierściem pozakraty się na nią gapił….

Chwilkę, chwilunię ją zmroziło aż! Przynajmniej wszelkie resztki snu, jakie jeszcze miała za powiekami, znikły bezpowrotnie, a i kawy nie trzeba było…


…..ja naprawdę umiem pisać krótko….

…kiedyś udowodnię….

Jeden komentarz

  1. Mitka, nie udowadniaj! Pisz 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *