Nie idziemy jedną drogą z prezentami.

Uroczyście ogłaszam ważną rzecz – przeczekiwujemy wszyscy święta w schronisku, adopcje się skończyły w tym roku! Nieee, nie jest to jakaś złośliwość naszych czy coś, żeby pokazać, że są ważni, albo żeby było „a właśnie, że nigdy stąd nie wyjedziecie!”. Wszystko to z troski, bo nie chcą, żebyśmy wylądowali na ulicy, żebyśmy byli czyiś tylko do pierwszego znudzenia, żeby się na nas uczyć odpowiedzialności, jeśli nikt więcej nie chce jej za nas wziąć i tak dalej.

Bo co się zbliża?

Właśnie. Święta.

Czas ciepła, choinki, spotkań, jedzenia, obdarowywania.

I przy tym czas nietrafionych prezentów albo i niby trafionych, ale nie do końca przemyślanych, więc na chwilę; prezentów, które może się nie znudzą, ale jednak się znudzą; prezentów pod tytułem „a co ma innego do roboty, na pewno się ucieszy”.

NIE.

Nie jesteśmy rzeczami, nie jesteśmy do odstawienia za chwilę w kąt. Nawet jak powiesz, że dwunożniątko z pewnością się ucieszy, bo przecież tak bardzo chce mieć psa i pluszakami się pięknie bawi i opiekuje…

NIE.

Jedna z naszych zawsze samą siebie za przykład daje, że jak miała lat siedem (czyli tyle, co my już w średnim wieku, ale ona to mała była), to marudziła dzień w dzień, że chce psa i koniec, że pies to, pies tamto, że psa koniecznie. Dostała, po czym okazało się, że jednak nie jest to takie super, jak się wydawało w wyobraźni… Pies  oczywiście w tym domu został i był kochany do końca dni swoich, ale jednak zajmowali się nim więksi dwunożni, a ta nasza dopiero „dorosła” do tego kilka lat później. Oczywiście, że to nie jest reguła, ale bardzo możliwe, że tak właśnie jest częściej niż się wydaje… Pół biedy, jeśli duzi dwunożni wiedzą, że przecież tak naprawdę to oni będą za czterołapa odpowiedzialni, ale… wierzcie lub nie – tak nie jest zawsze.

A co, jeśli by tak dać dorosłemu, starszemu może, takiego uroczego mruczusia? Bo przecież skoro sam mieszka, to tak będzie raźniej?

A może by tak… NIE?

Lepiej zapytać. Lepiej dać z prezencie karteluszkę ładną, że jakby co, to się pojedzie razem wybrać, a do tego się kupi posłanko, miseczki, zabawki i wszystko, co będzie trzeba. …i że w razie czego, to się pomoże, bo przecież to potem kociowet musi być odwiedzany, a jak coś się stanie (różnie bywa w życiu i dwunożnych, i czterołapów), to że też się nie zostawi w potrzebie!

To nie sztuka tak kokardę zawiązać i podrzucić.

Inna nasza dwunożna to przez okno czasami widzi, jak jedna dalsza sąsiadka wychodzi na spacer z dwoma większymi psami. Jeden już stateczny, starszawy, ale drugi to szalony młodziak. I póki sobie tak maszerują, to jest dobrze, ale jak tylko zobaczą jakiegoś psiumpla nawet w oddali, to zaczyna się jeden przez drugiego wyrywać i szczekać, i ta dwunożna je uspokaja jakoś usiłując urzymać szalejącego dzieciaka i statecznie wtórującego mu dziadka na tych dwóch smyczkach. I wyszło w rozmowie kiedyś, że ten młody to pod choinkę otrzymany… Źle nie ma, przeciwnie wręcz, kochany jest bardzo, ale zmęczenie czasami widać na twarzy pańciowej…

Także widzicie – tak NIE róbcie!

I jeszcze coś – ten czas świąteczny to koszmarny jest do aklimatyzacji, wiecie… Bo to zwykle wszędzie pełno dwunożnych, odwiedziny raz tu, raz tam, wyjazdy, zamieszanie, wchodzenie, wychodzenie, gwar, głośno, biegające dwunożniątka… I w tym wszystkim nowy, nieznający nikogo czterołap, który nawet do końca nie wie jeszcze, kto jest jego pańciostwem, który ledwie co wyszedł ze schroniskowego hałasu, a już wlazł w sam środek świątecznego zamieszania. Można zgłupieć i nic a nic się nie odpocznie!

Dlatego właśnie nasi nas chronią wstrzymując w tym czasie wyjazdy do domów. Tak lepiej, wierzcie mi. Bo tak naprawdę to powinien być prezent dla nas w postaci Was i tego domu, który nam dacie, a nie że my dla kogoś… I takie najwspsianialsze prezenty można nam podarowywać przez rok cały!

Jak na przykład Miśkowi i Dżekiemu. Trafiły do nas razem dawno temu. Jakieś takie niewidzialne były, może z raz czy dwa ktoś o któregoś zapytał, ale na tym się kończyło. Po cichu mieliśmy nadzieję na jakiś wspólny dom, skoro chłopaki znały się od zawsze i takie zżyte były ze sobą, bo i wspólnie przed schroniskiem, i wspólnie w tym zakratowanym świecie, wspólnie na spacerki i w ogóle…

…aż tu niedawno…

„ten Dżeki to taki ładny, taki miły, weźmiemy na spacer, bo może tak do domu zabralibyśmy”

„na spacer razem, bo razem mieszkają? Dobrze, to weźmiemy na przechadzkę obydwa, a co tam”

„Dżeki będzie dla nas idealny! Weźmiemy go! …ale wiecie co… bo one takie zżyte ze sobą… Nie będziemy rozdzielać, Misiek też jedzie z nami!”

Albo ta historia:

Jakiś czas temu po kilku latach do domu wymaszerował Sparoł. Poczuł się jak u siebie, dobrze mu było, pańciostwu z nim też, więęęc… dnia pewnego przywieźli go z powrotem do nas, żeby… wybrał sobie psiumpla! A bo co będzie taki jeden w domu zadek grzał, skoro mogą we dwóch.

I tak do stadka dołączył Samaj.

I właśnie TAK się robi prezenty!


PeeS. Jak kto chce, to jak najbardziej te zdjęcia dzieciaków z kokardami i z hasłem można brać, ile wlezie i rozsyłać, gdzie się da, żeby nieść wieść, że żywy prezent to NIE prezent!

Jeden komentarz

  1. Albo Filipka i Radziejek. Może nie takie zżyte ze sobą, ale też bez siebie nie mogą. A my bez nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *