…kiedy zdarza się cud….. razy trzy…

Dawno, dawno temu jedna nasza przywiozła do schroniska psa. Jak go zobaczyłam, to się zdziwiłam, co on tak ciągle girę w górze trzyma, przecież może swobodnie na 4 biegać, nie trzeba się krępować. Tylko nasi  jakoś nad nim dziwnie ręce załamywali, więc zrozumiałam, że on nie może na tej jednej stanąć najwidoczniej, historia dotarła do mnie później…

Kadli został przejechany jeździdłem i… nikt mu nie pomógł. Kości z zadku w rozsypce, musiały tam grzechotać pod skórą i boleć tak, że wolę nawet nie myśleć, jak bardzo… Czas mijał, środek w Kadlim się zrastał, a że żaden wet go nie oglądał, to dziś to wygląda tak:

Dla tych, co nie mają doświadczenia w oglądaniu takich rzeczy to powiem, że jedna strona powinna wyglądać tak, jak druga. U Kadliego jedno kolano jest tam, gdzie u każdego normalnego psa, ale drugie jest na zdjęciu na wysokości biodra, które też jest rozsypane i się zrosło, jak zrosło, więc ta jedna girka jest taka, jakby ktoś ją zgniótł w kulkę i… już. Lepiej nie będzie. Nic się z tym nie zrobi nigdy.

Mimo tego wszystkiego, mimo tej całej smutnej historii, mimo przebytego bólu i samotności, jakiej Kadli doświadczył w poprzednim domu (bo musicie wiedzieć, że spał byle gdzie na ogrodzie, a jak nasi przyjechali, to się Kadli do nich kleił i ocierał mokre futerko, a do jednego dwunożnego ważnego w niebieskim ubranku aż łapkę wyciągał, żeby łepek głaskać)… to uśmiech mu z paszczy nie schodził…

Kadli co prawda wędrował na spacerki dzielnie, ale nasi mu czasami robili przyjemność wiekszą i pakowali na wózeczek, żeby mógł czuć wiaterek na ryjku bez skakania na trzech girkach:

Kadli blisko dwa lata wpatrywał się wielkimi ślipiami w dwunożnych, czarował, pozwalał się uwielbiać, i… nic…

….aż pewnego dnia stał się cud… Trójłapnie sprawny pies, z czwartą girką podkładaną pod bokiem znalazł dom…

Kilka miesięcy po Kadlim do schroniska przyjechała ledwo dorosła Boni.

Niewielka, młoda całkiem, grzeczna, wesoła, idealna… była… do czasu, aż nie dostała takiej trzęsawki, która rzuca psa na ziemię i nim telepie… To skreśliło prawie wszystkie szanse na dom i sprawiło, że Boni stała się niewidzialna. Zamieszkała ze starszym kolegą, który też miał taką chorobę, więc nie było jej smutno, nie czuła się gorzej, miała wsparcie. Znaczy w naszych też miała i wszyscy ją u nas kochali! …ale nikt z odwiedzających nie powiedział, że choroba nie jest ważna, wezmę ją, pokocham, będzie mieć raj… Nikt…

……..aż do chwili, kiedy zdarzył się cud – ktoś przyjechał i powiedział, że chce jej podarować dom! Boni pewnego najpiękniejszego dla niej dnia wyjechała do SIEBIE.

Optima przyjechała jeszcze później niż Kadli i Boni, jakoś mniej więcej rok temu. Zaniedbana, niełatwa charakternie, a jak jej nasza chciała zrobić ładne zdjęcia, to cóż, też nie było zbyt prosto…

Nawet na najładnieszym Optima wyglądała dość szczególnie…

Wiadomo, dla naszych była najładniejszym starszym kudłatkiem na świecie, ale kto się zakocha w takim zwierzątku, które w dodatku wymaga więcej cierpliwości, bo ceni sobie swoją przestrzeń…? Znaczy tak było na początku, widocznie się Optima bała, że coś jej nasi chcą zrobić niefajnego, czy jak, bała się zaufać. Pomaluśku, powoluśku jednak przekonywała się, że nic jej nie grozi, że wszyscy ją kochają, że nie ma co się tak spinać bardzo. W związku z tym, że przecież te kudełki wymagały solidnego odświeżenia, to ją nasi zabrali do takiej dwunożnej, co umie zajmować się sierściem i często zabiera od nas takie bidy i je odnawia zewnętrznie. Optima co prawda tak bardzo się darła i marudziła, że nie udało się zrobić wszystkiego, ale trzeba przyznać, że baaardzo się tam cierpliwie starali i zrobili tyle, na ile im psiolaska pozwoliła.

Jak nasi mieli więcej czasu, to ją jeszcze troszkę podcinali tu i ówdzie, bo jak już wspomniałam, nie wszystko sobie Optima dała zrobić tam u fryzjera. A ile było znów gadania przy tym!

…potem trzeba było utulić biedną, pokrzywdzoną i zmęczoną upiększaniem kudłatkę…

Oczywiście, że każdy miał nadzieję, że ktoś Optimę pokocha, ale wszyscy też wiedzieli, że to by musiał być dwunożny szczególny tak samo, jak i ona.

…..i pewnego dnia stał się cud – ktoś najszczególniejszy zabrał Optimę do domu……….

Kadli już przy pierwszej wizycie w swoim przyszłym miejscu zamieszkania znalazł idealny kawałek ziemi na drzemkę.

Optima na nowym miejscu od razu zaglądała w każdy kąt.

Boni przyjeżdżała z tak naładowanymi energią łapkami, że korzystała z każdej chwili, żeby biegać, bo przecież przyzwyczajona była, że większość czasu spędzała jednak w schroniskowym kojcu.

Wiecie już, że cud wydarzył się trzy razy, ale….

….ALE….

…………ale ten trzy cuda wydarzyły się dzięki JEDNEJ dwunożnej. Trzy adopcje do JEDNEGO domu…..

A jak to było? Ot przyszła pewnego dnia dwunożna, weszła do biura, powiedziała, że szuka starszego psa do adopcji i że miała już kiedyś jednego chorego na tą telepawkę, co to wspominałam, że Boni ma. Nasza jej powiedziała, że właśnie mamy psiolaskę z taką chorobą, jest co prawda młoda, ale domu nikt dać nie chce. Tej dwunożnej spodobała się jeszcze Optima, nie przeraziło jej, że trzeba dać jej czas, że czasami pogadać lubi, że trzeba ją przyzwyczaić i tak dalej. Zaczęły po prostu chodzić na spacery. ……że na te spacery chodził też Kadli, a on umiał maślanymi oczętami się wlepić tak bardzo-bardzo……. to ta dwunożna w końcu stwierdziła, że ale jak ona ma go zostawić w schronisku! I to nie było tak, że jednego psa, którego chciała wziąć zastępowała kolejnym. Wcale nie. Ona po prostu dokładała kolejnego do paczki…….

Problem był tylko taki, że jakiś wyjazd długi się tej dwunożnej szykował, ani się nie dało przełożyć, ani zrezygnować też nie, ale przyjeżdżała często do tej trójki, nasza psiolontariuszka jeździła też ze stadkiem do nowego domu w odwiedziny, żeby patrzeć, czy sobie poradzą, czy będzie dobrze. Przecież Boni z taką chorobą, co to stres jej niewskazany, to musiała też się obeznać ze wszystkim.

…ale wszystko było dobrze…

…bardzo dobrze!

Jakiś czas temu nastał ten dzień najważniejszy, kiedy już ta dwunożna wróciła z wyjazdu, kiedy już wszystko było gotowe, kiedy zostały podpisane trzy umowy i zdarzyły się trzy cuda…

Boni może spać spokojnie, jest kochana mimo choroby, jest otoczona opieką najtroskliwszą i nikt się nie przestraszy, kiedy zacznie się trząść, nikt jej wtedy do schroniska nie odda…

Kadli i Optima też mogą chrapać w najlepsze, leżąc osobno albo razem, plecki w plecki. 

Posłanek jest dużo, miejsc do spania i możliwości – ile tylko się psu zapragnie. Miłością są obdarzeni wszyscy w ilości takiej, że w życiu im się nie śniło, że tyle dostaną. Kiedyś porzuceni i skrzywdzeni, dziś nie dość, że u siebie, to jeszcze zaakceptowani tacy, jacy są, przyjęci z całym bagażem doświadczeń i przeżyć.

Można napisać coś jeszcze na zakończenie? Chyba nie, chyba nic. Chyba to by nie było nic szczególniejszego od wszystkiego, co się zadziało.

Cuda się zdarzają, cuda się zdarzyły, trwają nadal.

I oby długo-długo.

Dziękuję.

3 komentarze

  1. …o rany wspaniałe na prawdę trudno dobrać słowa Boni znam że schroniska chodziłam z nią na spacery była fajowa radosna reagująca na wołanie taka przyjacielska wspaniałe że znalazła dom i jej towarzysze że schroniska też w cudnym domu a miłość czyni cuda i się zadział ❤️?❤️

  2. Marzena Ratajczak

    A ja znam tą Psią mamę. Poznałam na tym wyjeździe co się go przełożyć nie dało ale skrócić tak bez względu na koszty, aby jak najszybciej adopcję załatwić. Maleńka, chudzieńka, nic Jej nie przeraża, wszystkie przeszkody pokona, żeby tym psimlaskom i psimmenom dom stworzyć.
    Maleńka masz mega serducho a ja miałam to szczęście Cię poznać

  3. Co za piękna historia. Słów mi brak… ogromny szacunek dla opiekunki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *