Smutna bajka o rycerzu Czarku.

Daaawno, daaawno teemuu pewna pani sprawiła sobie psa. Nieduży, czarny, z wielkimi ślipiami, którymi był wpatrzony w swoją dwunożną, jak w obrazek. Pańcia dbała o swojego czterołapka, dobrze im było.

Czas jednak mijał, a to już takie rządzą w świecie zasady, że im rok późniejszy, tym i lat przybywa wszystkim, chorób więcej, sił jakoś mniej. Czarkowa dwunożna zrobiła się taka właśnie słabsza, leczących kulek zaczęła brać coraz więcej, coraz więcej w łóżku leżała… z Czarkiem, a jakże! Dzielny, mały rycerz na krok nie odstępował swojej pańci!

Nawet, kiedy przestała już prawie całkiem wstawać, nawet kiedy zaczęła potrzebować pomocy, Czarek nie rozumiał, że powinien pozwolić innym zająć się pańcią swoją, że nikt jej nie zabierze, ale niech pozwoli działać. Nic z tego, Czarek szczekał i warkolił tak, jakby go mieli do zespołu metalowego zatrudnić.

…a tam naprawdę potrzebna była pomoc i całe szczęście, że inni dwunożni to zauważyli. Przychodzili do starszej już dwunożnej z dobrymi zamiarami, ale po teatrze, jaki Czarek odstawiał, to bali się wracać! Wchodzili jakoś zerkając z ukosa na warkolącego, czarnego serdelka, bo chociaż ząbki ma małe, to jednak nikt nie chciał ich mieć w łydce. Przeganiali chłopaka, żeby pomóc, on tego nie rozumiał, jeszcze bardziej się złościł, że nikt nie bierze na poważnie jego obrony! …może, jeśli byłby inny, to by chodził na spacerki, mieszkał może ze swoją pańcią albo ktoś by go przygarnął i odwiedzał starszą dwunożną…? Nie dowiemy się, Czarek nie dał szansy.

W końcu nie było innej rady i ktoś się z naszymi skontaktował, bo przecież z psiurkiem nikt nie wychodził, do domu nikt wejść nie mógł; rycerz tak bronił swojej pańci, że żadna pomoc nie była możliwa. Pojechały od nas dwie dwunożne do agresora który okazał się…

…przestraszonym do granic i nie radzącym sobie z tym zupełnie psiundelkiem… W mieszkaniu było, jak było, kawałek możecie zobaczyć, ale to się nie ma co dziwić. Starsza dwunożna nie miała sił, a inni nie mogli do tak zajadle bronionej twierdzy się dostać za bardzo.

Wszyscy wiedzieli, że lepiej będzie go zabrać, obróżkę założyła jego pańcia. Smutno było, ale są takie sytuacje, że inaczej się nie da…

Trafił więc dzielny rycerz Czarek do naszego schroniska.

Myśleli wszyscy, że mu przejdzie ta rycerskość, że spojrzy łaskawiej, ale napiszę krótko – a gdzie tam!  Czarek jest u nas dwa tygodnie, wciąż chyba wierzy, że wróci do swojej dwunożnej, ale to już się nigdy nie stanie… Musi się przekonać i zaufać, te wielkie ślipia muszą przestać się wybałuszać ze strachu…

Znaczy tak wiecie, napisałam, że on musi, ale to nie chodzi o to, że jak się nie zmieni, to się z nim inaczej porozmawia, jak nie prośbą, to groźbą, że wystawi się go do lasu, jak nie merdnie ogonem, którego nie ma. Nic z tych rzeczy! Po prostu inaczej będzie mu bardzo dużo trudniej, żeby dom znaleźć, żeby dać się głasknąć, żeby na spacer iść…

Nasi go i tak na załatwianie potrzeb zabierają, przecież nie może ciągle siedzieć w miejscu. Co prawda on po rycersku unosi się honorem i nie ma zamiaru się nawet na nich spojrzeć, ale to już jego sprawa. Trzeba czekać, aż mu przejdzie…

Wierzymy wszyscy, że to kochany chłopak jest, że uwielbia siedzieć na kolanach, że potrafi się pięknie uśmiechnąć, że potrafi się cieszyć całym, bezogonkowym kuperkiem. Na pewno tak jest!

…tylko w małym Czarku wciąż wszystko przesłania strach…

…który przykrywa warkoleniem.

W bajkach tak powinno być jednak, że mają szczęśliwe zakończenia, że nieważne, jakie przygody spotykają bohaterów, jakie burze szaleją nad ich głowami, to prędzej czy później nad ich głowami wychodzi słońce. Tu też tak będzie, chociaż póki co wierzą chyba wszyscy prócz głównego bohatera…

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *