DOM ma trzy litery. CUD też.

Cześć, czołem, kluski z rosołem ohohoho! Miało nas nie być, ale jesteśmy, bo czasami dzieje się tak, że trzeba się podzielić.

U nas sielanka pełną gębą. Właściwie dwiema gębami nawet.

Jeszcze mamy ten blogowy komputerek u siebie, dlatego piszę to JA – Mitka. Korzystam i w przerwie miedzy szóstą a siódmą drzemką, a przed piątą przekąską, muszę Wam koniecznie coś pokazać.

Jest takie słowo na trzy literki. Dom. Jest też inne słowo na trzy literki. Cud. Bywa, że te dwa słowa ściśle się ze sobą łączą i tak właśnie jest w przypadku psa, którego znamy ze Stańką bardzo dobrze, bo przez kilka ładnych miesięcy byliśmy współpsiolokatorami w jednym biurze. Nie bywało czasami różowo, bo zdarzało mi się kłapałać na niego dziobem, chociaż już nie pamiętam nawet dlaczego… Widocznie mu się należało. I już.

W każdym razie dziś będzie o Diego. Ten kudłaty dziadek trafił do nas, kiedy nie był jeszcze dziadkiem.

Właściwie dwa razy do nas przyjeżdżał. Za pierwszym nie nasiedział się długo, jego dwunożny go odebrał. Za drugim już nie było tak dobrze, bo mimo tego, że ten właściciel wiedział, że Diego znów za kratami, to ani myślał po niego przyjechać… Już mu niepotrzebny się stał i tyle…

Tęsknił, ale dzielnie to znosił, a żeby nie czekał całą wieczność na kogoś, kto go nie chciał, to nasi powiadomili tego dwunożnego, odczekali jakiś czas i jak się nie zgłosił, to napisali wszędzie, że Diego do adopcji i… nic się nie działo. Mimo idealności kudłacza, nikt go nie chciał. Łagodny, z psami się dogadywał, dwunożnych uwielbiał i… nic.

Czas mijał, girki przestały być tak sprawne, jak dawniej, pojawiły się zwyrodnienia i to tak brzydkie, że właściwie nie powinien chodzić, ale że nikt mu nie powiedział, to Diego dreptał dzielnie na spacerki. Z czasem dziadek zdziadział tak bardzo, że trzeba było ciepłe miejsce mu ogarnąć, więc nasi go do biura dali, gdzie właśnie się mieliśmy okazję poznać.

Że się powtórzę… czas mijał. Łapki coraz bardziej stawały się leniwe, w ruch poszedł taki wózeczek specjalny, co to go nasi ogarnęli to wożenia tych, którym już z chodzeniem było nie po drodze.

Przyzwyczailiśmy się już wszyscy do myśli, że Diego w schronisku zostanie, że po prostu wrósł w to życie, że zostanie tu do końca. Nadzieja jest zawsze, ale kiedy już się zmieniamy w tak bardzo staruszkowe staruszki, to te szanse maleją bardzo i gdzieś z tyłu głowy naszym się pojawia, że trzeba zalać miłością, zaopiekować najbardziej, jak się da, i jeszcze bardziej traktować takiego zwierzaka, jak własnego.

……aż tu dnia pewnego…… Już wiecie, co będzie, prawda?

Jedna z naszych, która jakiś czas temu adoptowała wielkopsa ślepaczka, o którym możecie przeczytać TUTAJ powoli zaczęła myśleć, że może… może dałaby radę…? Adopcja staruszka, który w dodatku nie chodzi, który ma tak poważne problemy ze stawami, który jest w dodatku dużym psem, nie jest wcale łatwa i nie powinna być nigdy decyzją podejmowaną na hura. To nie jest takie hop-siup. To trzeba przemyśleć z każdej strony, rozważyć dziesiątki rzeczy, to są czasami noce nieprzespane, to są dłuugie rozmowy… Nie – czy warto, ale czy się da radę, i wstydzić się nie ma czego, bo trzeba to przed adopcją przemyśleć, a nie po wszystkim się obudzić, że cholipcia, to ja nie wiedziałam, że trzeba to i tamto, że będzie tak i siak.

Ta dwunożna miała doświadczenie z wielkopsem, który nie chodzi, bo Herbi miał taki przykry epizod w swoim życiu. Herbi też nie widzi, więc to też była inna nauka nowego życia po tym, jak kilka ładnych lat przesiedział za kratami i ostatnie co widział, i gdzie żył, to schroniskowy kojec. Herbi nie lubił innych psów, ale i to udało się nawet szybko ogarnąć. Wiadomo było więc, że to nie będzie dom nieprzemyślany dla Diega, że staruszek będzie mieć najlepiej, jak można, tylko wszyscy musieli mieć pewność, że ta decyzja jest przemyślana z każdej strony, że mimo nadziei, że kudłaczowi się polepszy w domu, to nadzieja nadzieją, ale trzeba było brać pod uwagę zupełnie odwrotny scenariusz, bo przecież z takimi zwyrodnieniami Diego i tak długie lata chodził cudem, więc teraz, jak już w ogóle nie wstawał, to nie wiadomo co by się miało stać, żeby znowu zaczął mieć tyle sił. W tym wieku…

…ach, bo nie wspominałam, że tyle czasu mu minęło za kratami, że w rubryczce z wiekiem już mu się pojawiła liczba 15….

…w tym wieku miałoby mu się polepszyć? Można mieć nadzieję, że mi kudełki wyrosną długie, o których marzę od lat, ale wiecie – no jakoś tak nie zawsze się nadzieje ziszczają.

Rozmów było dużo. Napisałabym nawet, że bardzo. Dziesiątki przegadanych minut, planowanie, ogarnianie logistyki, sprzętu, rzeczy niezbędnych, aż pewnego dnia decyzja zapadła na dobre już i chwilkę przed świętami Diego pojechał daleko daleko…

I żeby nie było, że zawsze jest różowo od razu, tu też nie było. Diego przyjechał obolały, długa droga wlazła mu w stawy, więc korzystał z przywileju staruszkowego – po prostu marudził i nie zamierzał przestać. Z Herbim dogadali się bez przeszkód:

…z kotem też problemu nie było:

Potem zaczęły się wizyty u weta, poszukiwanie leczących kulek, żeby nie bolało, bo staruszkowe marudzenie marudzeniem, ale przecież to ot tak sobie nie było, musiało coś dokuczać, trzeba było popróbować, podobierać, pokombinować… Łatwo nie było, bo leżący pies ma jeszcze inne związane z tym problemy; podogonie, te sprawy… Prócz wizyt w lecznicy, doszły też konsultacje u rehapsilitantów.

Nawet jeśli z jego zwyrodnieniami były małe albo i żadne szanse na chodzenie, to zabiegi mogły też pomóc w dolegliwościach, bo to przeciwbólowo też działa, więc trzeba było spróbować wszystkiego, co było możliwe.

Po prostu się zawzięła ta dwunożna, żeby jak najbardziej dziadziowi Diegowi pomóc i już! Z pomocą naszych, bo od zawsze było wiadomo, że monetkami wesprą.

Jak wspomniałam, łatwo nie było. Trzeba było nauczyć się siebie nawzajem, trzeba było ogarnąć staruszkowe dolegliwości, ale…

Poukładało się tak bardzo, jak tylko mogło się poukładać…

Diego zyskał dom, jakiego nie miał nigdy, w którym ma opiekę, jakiej nie miał nigdy.

I nie zrozumcie mnie źle, w schronisku dbano o niego też najlepiej, jak się tylko dało, ale musiałby mieć dwunożnego tylko dla siebie na więcej niż pół godziny dziennie, który miałby czas go masować, pomagać w stawaniu na nogi. A tu więcej zwierzaków czekało na uwagę, na posprzątanie, nakarmienie…

Dziś Diego ma najlepsze posłanie pod słońcem, bo leżąc może podziwiać świat.

Co prawda kiedy dwunożni wychodzą, to trzeba okna zasłaniać, bo Diego bardzo lubi komentować, co to się dzieje na świecie, a sąsiadów trzeba szanować… ale samotnie mu nie jest.

…a jakby tych wieści było jeszcze za mało… Pewnego dnia Diego wstał. Po prostu. Wstał. Sam z siebie. Wstał i chyba sam był zdziwiony, że ma pod sobą wyprostowane łapy i głowę tak wysoko. Szybko siadł znowu, ale to był wyczyn! Na spacerach zaczął sobie radzić lepiej (jak na zdziadziałego, psiego nastolatka), ledwo można było za nim nadążyć ze wszystkimi szelkami i uprzężami, ale potem spadł śnieg, zrobiło się ślisko i zaczęły mu się łapy rozjeżdżać. Chyba na złość ta pogoda taka przyszła! Nic to, stopnieje.

Diego się nie poddaje. Wstaje coraz częściej i coraz pewniej, jest w stanie nawet przejść po pokoju!

To już się zbliża do prawdziwego szaleństwa!

Bez domu, w warunkach schroniskowych to by nie było możliwe, chociaż większość naszych nie wierzyła, że takie coś może stać się nawet w domu. Sami dziś przyznają, że myśleli, że Diego pomieszka u siebie prawie na leżąco, że będzie miał super warunki, ale przy jego zdrowiu i problemach ze stawami nie będzie jakoś bardzo lepiej z nim.

A zdarzył się cud.

Dziękuję za niego i dziękuję wszystkim, którzy się do niego przyczynili, a najbardziej na świecie tej dwunożnej, która podjęła bardzo trudną decyzję, przeszła bardzo trudną, błotnistą drogę, ale dzięki ogromnej determinacji wreszcie wyszła jednak na suchszą ścieżkę.

UFF.

Wciąż się cieszę, że umiem pisać krótko!

Ale Wam napiszę, że takie to było męczące po przerwie, że Stańka padła już dawno.

…a mi już jakoś tak głowa opada………..

……to się tylko jeszcze pożegn…………………………

………..wqSAECXDvfzrkgtujyfmghcnbv

  

8 komentarzy

  1. cudowna opowieść z dobrą wiadomością piesku żyj długo i szczęśliwie

  2. Szczęście zagościło w moim sercu gdy dowiedziałam się ze Diego ma dom. Nic dodać nic ująć ❤️

  3. Pięknie ❤??

  4. Rogowicz Małgosia

    Diego jest w najlepszych rękach u wspaniałej wolontariuszki Agi. Życzę Im samych pięknych dni i dużo zdróweczka❤️❤️?

  5. ☘☘☘☘cudowni????

  6. Miłość czyni cuda?
    A tu i miłość, i troska, no i przede wszystkim DOM ?
    Szczęśliwego WSPÓLNEGO życia❣

  7. Wzruszająca, pełna nadziei dla innych piesełków historia ❤️

  8. Oby tak dalej, Diego! Trzymam za Ciebie kciuki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *