I co ja robię tu…?

Najpierw na temat, potem będę nudna, a potem o przedziwnym zwierzątku!

Różne przygody mają za sobą zwierzaki, które do nas przyjeżdżają, różne charaktery mają, niektóre przeżyły więcej, niektóre mniej, jedne są przebojowe bardziej, inne w życiu nosa nie wyściuboliły poza własny kojec czy kółko wydeptane przy budzie… Później od tego właśnie też zależy, czy od razu będą się uśmiechać, czy nasi będą musieli nad tym popracować.

Boskiemu na przykład nic nie przeszkadzało.

Szwędał się po okolicy, raz mu jeść dali, raz przegonili, ale przyzwyczaił się, że w życiu jest różnie. Jak do nas przyjechał, to – jak widać – wszystko było w dechę, wlazł jak do siebie, pokazali mu kojec i w porządalu, tu będzie siedział, gdzie mu powiedzą. Aaaa, nie napisałam – przywieźli go najprawdziwszym jeździdłem i w dodatku jechał z przodu! Żadnego problemu nie było, siedział dumnie i oglądał świat, taki to psiumpel do wycieczek i spacerów idealny! Z takim nastawieniem powinien szybko skraść czyjeś serce.

Balforowi też uśmiech z paszczy nie schodzi.

To całkiem spory niedźwiedź, ale od samego początku pokazywał, że ma pokojowe zamiary. Jak tylko naszych zobaczył, to od razu ogon w ruch, uszka złożone, ozór wywalony i już było „noo heeeeeej, fajno jest, gdzie idziemy? może usiądźmy tu i teraz, i ty mnie będziesz miziać, a ja w odwzajemnieniu będę się dawał głaskać”. Na spacerach też idealnie, po prostu tylko adoptowywać i przelewać nawzajem na siebie morze miłości!

Słomek nie zareagował tak, jak psiumple powyżej…

Tak, Słomek się darł. Darł się, jak przyjechał, jak siedział w kojcu i widział jakiegokolwiek dwunożnego, potem na zdjęciach też się darł, jak widać. Leeedwo udało się mu jakieś normalniejsze zdjęcie zrobić, można uznać, że jednak się uśmiecha.

Uwieeelbia dwunożnych i za każdą chwilę z nimi jest bardzo wdzięczny. Na spacerki też chętnie wybiega i jakoś wraca do kojca, bo co ma robić… ale o wiele przyjemniej byłoby mu wymaszerować na zawsze znów do domu, w którym zapewne mieszkał całkiem niedawno…

A już całkiem żal jest Astora… Jemu wcale nie jest do śmiechu, wcale nie czuje się dobrze ani u nas, ani sam ze sobą, ani w ogóle…

Astor mieszkał w budzie, do której był przypięty łańcuchem. Sami wiecie, jakie jest teraz piekło słonkowe, a on nie miał nawet gdzie się przed nim schować! Tak go urządził jego „pańcio” od siedmiu boleści. Żeby się nie ugotował, został odebrany i przywieziony do nas. Astor właśnie pewnie należy do tej grupy, która nigdy nie wyściuboliła nosa poza wydeptany w upale krążek, więc jak do nas przyjechał, to tylko przerażenie w oczach i zupełna nieufność, co nasi mu zrobią….. Troszkę się zdziwił, bo nie dość, że nikt nie krzyczy, to w dodatku głaszcza i mówi same fajne rzeczy, więc końcówka ogonka to mu tam pomerdywała lekutko… Jest jednym z tych zwierzaków, które na pewno mają się lepiej u nas niż w poprzednim domu… Nie tak powinno być, ale akurat jest i co zrobić… Jeszcze uwierzy, jeszcze zacznie się uśmiechać, jeszcze będzie przepięknie, jeszcze znajdzie dom, jeszcze będzie normalnie…

Nie napiszę, że ktoś z tych psiumpli bardziej domu potrzebuje, a ktoś może czekać, wcale nie. Nie napiszę, że skoro Boski się świetnie trzyma, to niech jeszcze posiedzi, lepiej adoptuj Astora. Przygarnij tego, który będzie dla Ciebie idealny, który wypełni ten brakujący kawałek w życiu, jak nadzienie w bułce słodkiej z lukierkiem… Jeśli dużo wędrujesz, jeśli lubisz wycieczki, szukaj psiumpla, który będzie szczęśliwy w każdym nowym miejscu. Jeśli zaś jesteś gotowy, żeby udowodnić komuś, że może być dla kogoś najwspanialszy na świecie, jeśli możesz poświęcić ten czas i cierpliwie krok za krokiem coraz bardziej rozmerdywać ogonek, to poszukaj tych z wzrokiem wbitym w ziemię…


Tera czas na nudę! Bo ja tyle powtarzam, że nasi są tacy w dechę i w ogóle, ale nie umiem inaczej, nie mogę. Dziś też o kolejnym pomyśle, patrzajcie tutaj:

Może się wydawać, że takie szarawe to zdjęcie, jakby mygła była. HA! Bo jest! tylko taka bardziej mokra! Widzicie tutaj po tej stronie, od której zaczyna się czytać? Tak u góry jakoś? Widać psiurkawkę, która z siebie wypluwa takie maluciupeńkie kropelunie i jest ich tak dużo, że tworzy się taka mokra, chłodna chmurka. Dzięki temu chodnik na placu był chłodniejszy też i mokrzejszy, więc jak psiumple spacerowały do lasu, to przechodziły przez to i dwa razy się mogły ochłodzić. Niektóre nawet trzy, jeśli lubiły strumień. Prócz tego w lesie jeszcze była miska z wodą. Tak sprytnie specjalnie dla nas!


…to na koniec o przedziwnym zwierzątku… Otóż… Ktoś we własnym ogródku znalazł siedzącą pod krzaczkiem, przerażoną całkiem… świnkę… Ja wieeem, że teraz to ktoś powie, że jakaś niedouczona jestem, bo o ile świnki są różowe, gołe i mają zakręcone ogonki, o tyle to coś spod krzaczka wyglądało… tak…

Nie wiem, czy mnie nasi nie wkręcają, bo kopytek też nie widziałam, ale co ja tam mogę wiedzieć… Jestem psem…

W każdym razie prosię pewnie będzie domu szukać, bo u nas nie ma takiego kojca, z którego by to nie wylazło.

Widzicie – u nas nie jest nudno!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *