No-i-co-Wy-na-to?
Pięćdziesiąt tysięcy wejść na naszego bloga pękło! A w czerwcu – ponad trzy tysiące sto kliknięć! Same rekordy! Aaaaale jesteśmy dumni!
To teraz Wy popatrzcie chwilę, a ja się będę puszyć![1]
A, prawda… No to wyobraźcie sobie, że się puszę.
Tylko że nie byłoby tych rekordów, gdyby nie Wy, PT Czytelnicy! No to bardzo Wam dziękujemy. Tak tu sobie wyliczamy, że blisko trzystu Was dwa razy w tygodniu, regularnie, siada i czyta to, co my tutaj skrobiemy. A jeszcze ze sto – dwieście osób robi to od czasu do czasu. Tyson liczył to pracowicie na pazurach, ale doszedł do dziewięciu i przerwał, tylko straszliwą minę zrobił. Zerkałam z boku i pytam, co jest. A on: Dalej nie mogę, pazurów nie starcza… Bo tym ostatnim liczę! Ja na to: To zmień pazur liczący!… Zmienił – i wszystko mu się poplątało. Popatrzył na mnie takim paskudnym wzrokiem, że natychmiast pokazałam mu, gdzie ma w programach akcesoria i kalkulator. Siadł twardo na zadzie i zaczął się uczyć, jak z tego korzystać.
Z odleglejszego miasta przywieziono do schroniska Larka i Klarka. Dwa małe, miłe kundelki, każdy półtoraroczny… Siedziały tam sobie przed jedną ze szkół. Godzinę, dwie… Jeśli odchodziły, to tylko – by tak rzec – w krzaki na chwilę. No i ktoś je wypatrzył, zadzwonił i miejskie służby cap, zwierzaki za kłaki – i do schroniska.
Ale tutaj nasi zaczęli kombinować, bo coś im nie pasowało… Fotki Larka i Klarka wysłali do tej szkoły, sprzed której wzięto psy. Niech no uczniowie popatrzą – może znają te psiaki…
I znały! Zaraz na drugi dzień telefon od zapłakanej bezogoniastej. To jej zwierzęta. Codziennie odprowadzały i przyprowadzały ze szkoły dzieci tej bezogoniastej…
To ślicznie, że między ogoniastymi i bezogoniastymi szczeniaczkami kwitnie taka przyjaźń i przywiązanie! Ale niechby i najgłębsze były i najszczersze, to jednak psiaki samotnie nie powinny wałęsać się po ulicach! Różnie bywa – i nie zawsze kończy się parodniową wizytą w schronisku!
Pożegnana taką nauką bezogoniasta nazajutrz zabrała Larka i Klarka do domu.
Suczka-matka Lonka, czteroletnia i jej synek Szpak, roczniak. Znowu kundelki, znów nieduże. W schronisku od niedawna. Czekają na siostrę Szpaka. Ale czy się doczekają?
Żyły sobie w niewielkiej mieścinie niedaleko. U młodej bezogoniastej z dzieckiem i bratem. I ta bezogoniasta musiała się wyprowadzić, a brat wywalił psiaki na ulicę. Matkę z dwojgiem szczeniąt. Pałętały się czas jakiś po ulicy. Niedobrej, jak się wokół mówiło. I nadjechał jakiś smarkacz bezogoniasty samochodem, nie chciało mu się zahamować albo wyminąć szczeniaka-suczki i rąbnął ją. I odjechał. Widziała to starsza bezogoniasta. Zabrała ranną psinę z ulicy, poniosła do lokalnego zjawy. A przy okazji zadzwoniła do nas…
Nasi zabrali natychmiast całą trójkę. Lonka i Szpak wylądowały w kojcach tymczasowych, a ta mała u zjaw. Kiepsko to wyglądało: strzaskana miednica, poważnie uszkodzony kręgosłup. Szanse na przeżycie prawie żadne. Psina leżała bez ruchu i tylko dyszała spazmatycznie.
Wpierw zapadła decyzja, by uśpić i skrócić jej cierpienia. Ale nim dostała zastrzyk, zaczęła się ożywiać, próbowała wstawać… No to może jednak… Jeśli operacja udałaby się, czeka małą długie leczenie. Jego pierwsze tygodnie na pewno nie mogą przebiegać w schronisku – nie te warunki. Nasi ze zjawami pogadali i stanęło na tym, że po operacji mała zostanie tydzień w lecznicy na koszt schroniska i drugi tydzień – na koszt zjaw… Wtedy sytuacja powinna się wyjaśnić i zobaczymy, jak dalej będzie przebiegać leczenie…
No i operacja się odbyła. Udała się – jest szansa, że suczka będzie chodzić… Teraz czekamy, jak przebiegnie rekonwalescencja…
[1] Tylko ja, bo Tyson nie chciał, skromny taki! Coś tam fuknął-warknął i wlazł do budy.