Wczoraj był dzień sierściucha. Wczoraj akurat nie był czas bulbowego pisanka, więc nie życzyłam… Będę życzyć dziś, też się liczy!
Dzisiaj też post numer czterysta! Aleśmy się napisali! Cygan, Majka, Tyson i JA! Czterech kronikarzy, czterysta postów!
Wróćmy jednak do tematu kotów. Czterystu nie pokażę, czterdziestu też nie… nawet ich tylu nie ma u nas… Za to będą cztery. Jeden ładniejszy od drugiego!
Timor na przykład. Rudzielce zawsze w modzie, a ostatnio ich całkiem sporo! W dodatku Timor jest taaaki puszyyyysty…
To jeszcze koci dzieciuch. Znaleziony został na ulicy, może uciekł, może coś innego, nie wiemy. Wiemy za to, że gdzieś musiał wleźć, bo ogon sobie rozpaprał i trzeba było go skrócić… Teraz na złotych klatkach mówią na niego Timur-Bez-Ogonur, ale on tam się odmiałknie i tyle. Grzeczne kocię z niego, ułożone, wie, co to kuweta, tylko się zakochać!
Bury też szczęścia nie miał. Zakatarzył się tak bardzo, że aż oczy się uszkodziły… Nie wiem na pewno, ale mogło tak być. Nie widzi, ale kot to jeszcze ma wąsiska, uszy i nos, więc się w świecie odnajdzie! Tylko chyba nie na takim zewnętrznym…
Taki buras. Trochę szary, trochę brązowy, trochę w paski. Charakter też ma fajny! Trochę pobiega, trochę poskacze, trochę się pomizia. Taki normalny sierściuch! Może nie doceni pięknego poranka ale na pewno doceni ciepłe kolana i głaskające ręce. Doceni dom, który dobrze pozna i będzie się w nim poruszał i czuł tak, jakby miał sprawne oczy.
Kolejny chory młodziak to P. Nie, nie Puszek, nie Pafnucy, ale samo P. Nie wiem, dlaczego, akurat drzemałam, jak mu imię nadawali…
P też trafił do nas chory. Tak to już jest z młodymi sierściuchami, że często chorują. To całkiem ładny kot, czarny jak węgiel, co nam do piwnicy zrzucają. Mówią, że jak taki drogę przebiegnie, to można mieć pecha, ale gdyby tak było, to u nas wszyscy pracownicy ciągle by narzekali, że coś im nie wyszło. Tymczasem oni tacy uśmiechnięci, zwłaszcza do nas, czworonogów. Czyli ten czarno-koci pech to nieprawdziwy jest! P się poleca dla osób nieprzesądnych. Jeszcze może musi weterynarza odwiedzać, ale to już nasi wszystko powiedzą.
Kolejna jest w typowym kocio-dachowcowym kolorze. Joka. Joka, której oczy mówią „zjem cię zanim pierwszy promyk słońca padnie na twą poduszkę…”.
Takie jakieś opadające powieki ma chyba… Bo ona naprawdę się tak patrzy, widziałam nie raz, jak siedzi na parapecie okna w kociarni! Tak naprawdę jednak to jest chyba najbardziej przymilaśna sierściucha w całym schronisku! Jak się postara, to wygląda tak:
Całkiem normalnie, prawda? Jak ktoś chce mieć takiego super-kochanego kiciusia, co to na kolanka, co to będzie przybiegał, kiedy się z pracy czy ze szkoły wróci, to Joka będzie idealna. Tęskni ona za ludźmi… Jak pies!
Chociaż nazywam je sierściuchami, chociaż czasami bym pogoniła (czasami tylko dla zasady), to mimo wszystko życzę wszystkim kotom dobrego życia! I tym wolno bytującym, i tym domowym całkiem, i tym wychodzącym.
Kotów wolno bytujących się nie łapie, bo nie są bezdomne. Często w zimie ludziom ich szkoda, ale one sobie radzą doskonale, tylko budkę można wystawić, okienko otworzyć, dać miseczki z wodą i jedzeniem. Taki kot sobie przezimuje i nie będzie przeżywał nagłego zamknięcia. Uwierzcie, że dla kota, który kocha wolność, takie zamknięcie to jak dla psa wyrzucenie z domu… Tak już działamy odwrotnie i trzeba to uszanować.
Kiedy jednak sierściuch chory, to trzeba złapać i wyleczyć, potem one wracają „do siebie”, do swoich karmicieli. Życzę im jak najwięcej zdrowia i dobrych ludzi na drodze!
Tym domowym życzę jak najfajniejszych domów i właścicieli, którzy rozumieją kociość kota, jego niezależność i potrzeby.
Jeśli chcecie mieć puchatego czworonoga, ale czasami długo pracujecie, nie możecie wychodzić na spacery, nie macie na nie czasu… Kiciuś jest dla Was! Będzie mruczał, miałczał, grzał, będzie Was witał (nie wiem, czy każdy, ale może jak głodny…), będzie spał na Was i obok, nie da o sobie zapomnieć.
Adoptuj sierściucha!