Płaczesz?? Ale ze śmiechu czy…

…bo czasami kilka spraw, które wcale się ze sobą nie łączą, jednak mają coś wspólnego… …bo czasami, kiedy zobaczymy tę nić, niteczkę, nitunię, która wiąże wszystko, to nagle oczy się otwierają, a z tyłu głowy coś krzyczy AAAA-HAAAAAAA!

Tak było dziś.

Bo widzicie, ostatnio nasi się zaśmiewali z jednego zdjęcia i pokazywali sobie, i w ogóle takie to było super śmieszne i ochy, i achy nad telefonami było słychać. Podejrzałam, a co! Przecież z racji funkcji muszę, po prostu.

Patrzcie tylko… Widzieliście kiedyś w schronisku fokę? W dodatku kudłatą i w łaty??

Można paść ze śmiechu z tego cielęcia! Beethoven uwielbia tak leżeć, może z kotami się wychował, czy jak…? O nim za wiele nie napiszę, i tak nie szuka domu. Benio jest u nas z psiumplem i obaj czekają, aż ich dwunożny sam wyjdzie zza stalowych prętów, że tak to ujmę. Na spacery wychodzą, żeby nie było! Nie są gorsze!

Jeszcze coś Wam pokażę. Tutaj to sama się turlałam ze śmiechu, jak zobaczyłam! Bo musicie wiedzieć i zapewne większość wie, że jak u nas jakiś czterołap potrzebuje ćwiczeń czy tam poleżenia pod taką specjalną maszynką, to nasi umawiają i jedzie. Ostatnio do tej psielitarnej grupy ćwiczycieli dołączyła Graba. Kolano jej się zepsuło i psiowet naprawił, a teraz musi swoje przećwiczyć, czy tam przeleżeć, bo na razie to dość statyczne…

…w każdym razie…

Widzieliście kiedyś zgrabniejsze udko i bardziej elegąską skarpetkę??

Dobrze, że jej zostawili końcówkę, bo byłoby jej zimno w stopencję! A tak to idealnie, skarpetka jest, zadek obrośnięty, kolanem świeci i czaruje, może kogoś złapie na ten negliż? Bo Graba dalej domu szuka i już chwyta się wszystkich metod! Słyszałam, że się zastanawia, czy sobie tak nie wygalać, bo ponoć to teraz modne, a poza tym niektórzy tego wręcz wymagają od pełci żeńskiej… To by było, jakby się zaczęła taka moda u nas!

(tak wtrącę… Bo Graba się rehabilituje, prócz niej to jeszcze Brutus, Agri, Szaki i sierściuch Rabit. Jakbyście chcieli pomóc, to można TUTAJ, albo można wysłać taką wiadomość specjalną z telefonu, jak kto ma taki, co wysyła wiadomości. I trzeba wpisać w treść S11569 i wysłać na numerek 72365. Nasi mówili, że to kosztuje złote dwa plus jeszcze jakiś drobiazg. Z tego większość powędruje do nas i pójdzie na opłacenie tych ćwiczeń… Bardzo dużo monetek na nie trzeba…)

Tak się cieszyłam, wiecie, że same takie rzeczy Wam pokażę i opiszę, i będziecie się śmiać razem ze mną, bo przecież to takie uroczo-fajne jest!

Aż tu nagle zaglądam naszym spod łokcia na ekran, a tam jakieś straszne rzeczy napisane, że jakieś zmiany, że rozsiane, że pełno, że niejednorodne, że wyglądają na złośliwe, że podejrzenie nowotworu wątroby… Dla mnie to jakieś zupełnie niezrozumiałe, ale naszym oczy się szklą… Zaraz potem kolejne coś napisane, czego już za bardzo tłumaczyć nie trzeba, bo skoro jest napisane u góry WYNIKI, a niżej, że wyszło 1747, a w nawiasie prawidłowo powinno wyjść najwyżej 212……… I jedna nasza już całkiem chlipie…. Patrzę na imię… Ech… jakby mało miał problemów……….

Derlik…

Jakby mało szans na dom zabrała mu choroba, przez którą co jakiś czas się trzęsie cały i potem nie pamięta… To przez nią musi brać lek, który tak strasznie działa na organki, zwłaszcza na ten jeden, ważny bardzo… Nic się zrobić nie da, Derlika trzeba teraz kochać jeszcze bardziej, niż wcześniej, chociaż nie wiem, czy to możliwe, żeby jeszcze bardziej, bo niektórzy z naszych to już i tak mało oczu nie wypłakali po tych wieściach…….

…..a przecież jeszcze niedawno, raptem kilka dni temu, właśnie przez wątróbkę nasi pożegnali Lovelkę, którą jej dwunożna zgubiła chyba celowo, a potem nie chciała jej odbierać od nas, bo po co jej stary pies…

….właściwie jeszcze nasi nie wyschli porządnie po tej starowince, a znów łzy ciekły po polikach…… Wiadomo było, że Kropuś ma guza na wątróbce, wiadomo było, że nic się zrobić nie da… Ale to i tak było tak nagle….

I tak to się miesza w schroniskowym życiu. Z jednej strony płacz z radości, bo wreszcie Dunia po tylu reklamach znalazła dom!

…a z drugiej rozpacz, bo właśnie świeżo została odkryta i potwierdzona choroba taka przebrzydła i podstępna, która jak już wlezie do pomieszczenia z sierściuszkami, to nie patrzy, tylko atakuje obrzydliwie zaciekle nie wiedzieć, kiedy…….. I nasi już boją się o te najmniejsze miałczki, które jeszcze nie nabrały odporności, które już i tak mają katary czy nawet inne, drobniejsze choróbki…

I już im się oczy szklą, bo wiedzą, że nie wszystkie maluchy doczekają domów… Niektóre nie zaznają ciepełka, nie poznają, jak to jest leżeć na kolanach, zasypiać na kimś, ganiać się po domu w środku nocy… Odejdą po cichutku, wymęczone walką… Nasi zrobią wszystko, żeby ten parszywy pasożytuch, ten wirus znienawidzony, nie przedostał się nigdzie indziej, żeby sam w sobie znikł i dał spokój sierściuszątkom, ale łatwo nie będzie… Jeśli chcesz pomóc, kliknij TUTAJ i pomóż kupić takie specjalne wdzianka, które kosztują bardzo dużo monetek, ale są niezwykle niezbędne teraz u nas…

Ktoś powie – ależ post rozstrzelony, raz się można ucieszyć, a innym razem czytać się nawet nie chce, bo tak smutno. Przecież to zupełnie niezwiązane! A ja powiem od razu, że owszem, bardzo nawet się to wszystko łączy i jest coś, co spaja… ŻYCIE. Tak wygląda życie w schronisku. Z tym nasi mierzą się każdego dnia… Raz wejdą do biura i OOOJAAAA, idzie ktoś z nas do domu! Wyściski, machanie na pożegnanie, siorbanie w rękaw, bo oto nadszedł nareszcie ten dzień! …innym razem problem jest jakiś, bo ktoś nie ma sił, bo inny ktoś kaszle coraz więcej, bo jeść nie chce, bo kicha podejrzanie za dużo, bo… pożegnać się trzeba tak inaczej, najsmutniej, szczególniej… Smutek przeplata się z radością, uśmiech ze łzami, tutaj troszkę nadziei odfrunie, tam nagle pojawi się wiara, że będzie dobrze.

Przez te wszystkie uczucia możemy przewędrować nawet i jednego dnia, ale wiecie co…? Najważniejsze, że nie jesteśmy w tym sami… Że co by się działo, to nasi będą szlochać z uśmiechami na twarzach czy smutkiem przeraźliwym, ale będą przy nas…

…a Ty byś nie chciał…? Naszych nigdy za dużo! To i psiolontariuszem można zostać, i kociolontariuszem też! I można płakać, ile wlezie, czy to z radości, czy to kiedy smutniej jest… Ale to jest tak, że im dwunożnych więcej, tym weselej, a kiedy smutno… to raźniej zaraz się robi!

Pamiętaj, że lepiej oczy przecierać mokre, niż nic nie czuć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *