Wściekła jestem od samego rana. Łażę od jednego bezogoniastego do drugiego, obszczekuję, nawet za nogawki ciągnę, żeby zwrócili uwagę, że dzieje się coś ważnego – a oni nic! Tylko oganiają się ode mnie jak od muchy! A nasza główna bezogoniasta powiedziała nawet, że mnie z biura wywali! Na deszcz i słotę! I w kojcu zamknie!!!
Ooooo, wredna!
Jak ludzie przychodzą i chwalą, to a jakże, wszyscy się cieszą! A jak…
Zresztą! Nie to nie! Sama będę świętować! Tylko muszę gdzieś zwędzić parę frolików. W kuchni najlepiej. Ale to później, jak już się wszyscy rozlezą na przerwę i zaczną chlipać te swoje herbaty i pożerać kanapki!
A teraz ogłaszam!
DZIŚ NASZEMU BLOGOWI STRZELIŁY DWA LATA!
No to ten wpis będzie miał świąteczny wygląd.
Poświęcę go w całości tym, którym przydałoby się najbardziej inne święto: pójście do własnego domu!
Na początek kilka słów o Royu. To taki ośmioletni mieszaniec, czarny, długowłosy… Łaził całymi tygodniami po jednym niedalekim mieście. Widywała go często bezogoniasta, która tam pracowała w sklepie. No i podkarmiała psiaka. Młody jeszcze wtedy był, zawadiacki. Zaczął się więc pojawiać częściej. Ale ona po pewnym czasie miała dość. Albo uznała, że w schronisku będzie mu lepiej… No i zadzwoniła do nas. Zimą 2006 roku to było…
I od tego czasu Roy zamieszkał w schronisku. To jeden z najbardziej przyjaznych psów, jakie znam. Taki łagodny przytulak. Może nie najpiękniejszy, ale zdyscyplinowany, co doskonale widać na spacerze. Bezogoniaści, którzy z nim wychodzą, nie mogą się go nachwalić! Z wody najchętniej by nie wyłaził, a zimą każda zaspa jest jego: buszuje w niej jak jakiś dzik! I morda mu się wtedy śmieje od ucha do ucha!
Ale lata idą i Roy robi się coraz smutniejszy. Sierść mu matowieje, oczy gasną… Jeśli szybko nie znajdzie sobie domu, będzie źle…
A teraz Tiger. O nim szczekałam wam kilkakrotnie, a wcześniej pisał o nim Cygan, który zaczął prowadzić tego bloga. Razem napisali nawet pierwsze scenariusze serialu „Zdarzyło się psu”! No, ale potem Cygan poszedł do nowego domu, a Tiger został…
Jest śliczny: nieduży, czarno-szaro-siwy i pewnie ma ponad sześć lat. Zawadiaka, jakich mało. Psom, nawet większym, nie przepuści, gdy mu się stawiają. Ale z suczkami dogaduje się bez problemu. Nudzi się tu, bo z natury jest ruchliwy, więc gdy ja zabrałam się za pisanie bloga, zaraz zaproponował mi pomoc i teraz chętnie z niej korzystam.
O, to jest Tiger.
W schronisku jest od wiosny 2006 roku. Wtedy, jeszcze prawie jako szczeniak, błąkał się po peryferiach miasta, aż wlazł do jednego prywatnego ogrodu. Spodobało mu się tam. Ale właścicielowi nie spodobał się Tiger w ogrodzie. I przyprowadził go do schroniska. I siedzi tu do dzisiaj…
I jeszcze parę zdań o Atomie. Jest młodszym o rok od Tigera mieszańcem koloru czarnego z długą sierścią. Śliczny to on nie jest – nieduży, potargany, przygruby, z krzywymi zębami. Za to spokojny, chociaż energii mu nie brak! Na spacerze chodzi przy nodze i nie sprawia kłopotów. Czasem warknie na jakiegoś psa, który sobie za wiele pozwala i wtedy tamten najczęściej bierze ogon pod siebie.
Bezogoniastych Atom poważa. Może dlatego, że kiedyś, dawno temu, miał szczęście. Był bezpański, ale przygarnął go pewien bezogoniasty. Dobrze im było razem. Ale ten bezogoniasty był kaleką i pewnego dnia musiał na długo iść do szpitala. I tak, późnym latem 2008 roku, Atom znalazł się w schronisku.
Czy tamten bezogoniasty wyszedł ze szpitala czy nie – nie wiemy. W każdym razie nie przyszedł Atoma odebrać. A on czekał. I chyba nadal czeka, choć już raczej na jakiegoś innego bezogoniastego z dobrym sercem…
Starczy…