– Tyson, czemu bezogoniaści tak się kłócą?
– Nie kłócą się, tylko dyskutują – mruknął Tyson z godnością i spróbował się ugryźć w ogon.
– Jak zwał, tak zwał! O co im chodzi?
– Jakiegoś maila dostali – warknął i znów spróbował się ugryźć, tym razem wykręcając się w drugą stronę.
– A bo to mało maili przychodzi do schroniska? Co w tym akurat było takiego szczególnego?
– Nie wiem – i tu wykonał kolejną próbę odgryzienia sobie ogona.
– Przestań się wiercić, amstafie! Rzep ci się przyczepił?
– Nie. To gimnastyka. Dawno nie byłem na spacerze i zastałem się.
– No dobrze, ale na chwilę przestań i szczekaj jak pies, szczegółowo. Naprawdę nie wiesz, o co w tym mailu chodziło?
– Ano, nie wiem. Ktoś chce pomagać, a nasi nie chcą przyjąć tej pomocy… Jakoś tak, zdaje się.
– Coooo? Pomocy nie chcą przyjąć? Nie przesłyszałeś się?
– Oj, Majka, dałabyś spokój. Leć sama do biura i posłuchaj, zamiast przeszkadzać. Tobie już kondycja niepotrzebna, ale mnie tak.
Odwrócił się i wskoczył na budę. Potem zeskoczył. I wskoczył. I zeskoczył. I…
Przeniosłam się do biura. A tam bezogoniaści dyskutowali. I jedni byli oburzeni, a drudzy się śmiali. A jeszcze inni kręcili głowami. Zanim zdążyłam się zorientować, o co chodzi, nasz bezogoniasty, ten od komputerów, zdenerwował się i krzyknął, żeby wreszcie ustalić, co ma odpowiedzieć na tego maila. No to inni jeszcze trochę pogadali i ustalili, że trzeba bezogoniastej, co napisała maila, podziękować i pomocy nie przyjąć, bo to byłoby nieetyczne. I zaproponować jej, żeby raczej zgłosiła się do wolontariatu, bo psy przede wszystkim potrzebują kontaktu z człowiekiem, a schronisko cierpi na brak wolontariuszy. Albo niech jakieś zwierzę adoptuje wirtualnie. Albo niech wpłaci pieniądze na którąś z naszych akcji, na przykład na „Zbiórkę na Burka”…
No i nasz bezogoniasty pisał, a ja zerkałam na ekran i kawałki tego dyskusyjnego maila udało mi się przeczytać. Taki był:
Witam serdecznie 🙂
Chciałabym dać WAM, zwierzakom… coś od siebie. Wiem, największym szczęściem jest nowy, dobry dom, ale ja go dać niestety nie mogę. Wynajmuję tutaj mieszkanie, sama jestem „znajdą” z daleka, ale pokochałam Zieloną Górę, a zwierzęta kocham i szanuję od zawsze…
[…] jestem bardzo sercem z WAMI. Z tym, co robicie dla zwierząt, bo czasem, bo… często zwierzę jest bliższe niż człowiek.
[…]
Taki mam pomysł, aby każdy z odwiedzających mnie klientów przyniósł ze sobą karmę, albo koce, albo choćby stare ręczniki. Może smycze z obrożami… Wszystko to na rzecz schroniska w Zielonej Górze. […] Tutaj dobre chęci się liczą!! Nie będę szacować wartości przekazanych „darów” – KAŻDY, kto przyniesie cokolwiek dla zwierząt – z poniższej listy – zostanie obdarowany RABATEM (30zł) na usługi w moim wykonaniu.
– co najmniej puszka karmy dla psów lub kotów;
– materiały: stara pościel, ręczniki, koce
– Akcesoria: smycze, obroże, kagańce, szelki dla psów lub kotów.
[…]
Mam nadzieję, że poprzecie mą inicjatywę. Jeśli tak, to pomożecie i mnie… poczuć się może troszkę lepszym człowiekiem…
[…]
Było tam jeszcze więcej, ale albo nie zdążyłam przeczytać, albo nie zrozumiałam… I w ogóle nie rozumiałam, o co chodzi. Bezogoniasta chce pomagać. Jak jej klient przyniesie coś dla psów, dostanie rabat. Co to rabat, to akurat wiem: nasi, jak coś dla nas kupują w sklepach czy hurtowniach, to wszędzie starają się o rabaty… A ta bezogoniasta? Jak daje rabaty, to chyba też ma sklep jakiś… No to czemu nie przyjąć pomocy od właścicielki sklepu?
Przeniosłam się między wiaty poszczekać z innymi psami. Przekazałam im treść maila i pytam, co one na to. Gorm, który w schronisku jest od niedawna, zaskoczył mnie przenikliwością.
Pomyślał, ogonem machnął i warknął:
– Wiesz, Majka, jak ta bezogoniasta chce dawać rabaty na swoje USŁUGI, to ona nie ma sklepu. Raczej jakiś zakład usługowy. Może jest zjawą, tak jak ci nasi i robi usługi medyczne… Albo ma psi salon piękności i strzyże psy… albo bezogoniastych. Albo coś podobnego, rozumiesz…
– Chyba masz rację, Gorm. Ona jest właścicielką zakładu usługowego. Ale dlaczego przyjmowanie pomocy od właścicielki jakiegoś zakładu miałoby być nieetyczne?
– A nie napisała w tym mailu, kim właściwie jest? – wtrącił się Herbi. (Ciekawy psiak, później o nim napiszę.)
– Niby napisała, ale nie zrozumiałam… To było coś… jakieś… proste…
– Proste, a ty nie zrozumiałaś? – zdziwił się Gorm.
– Nie, było trudne, tylko w nazwie było coś prostego… Zaraz, niech sobie przypomnę… Prosta tu… prosty tam… Niech to kleszcze, nie pamiętam…
– Nieważne – zaszczekał Tyson ze swojego kojca. – Jak bezogoniaści stwierdzili, że nie przyjmą od niej pomocy, to nie. Oni wiedzą, co robią.
– Ale z drugiej strony, kim by tam ona nie była, wszystko jedno. Nam przecież obojętne, kto nam pomaga dobrze zjeść, lepiej mieszkać czy się leczyć, nie? – wtrącił swoje trzy grosze Pajk.
No i rozszczekało się schronisko. Jedne psy uważały, że pomoc trzeba było przyjąć, inne – że przeciwnie… Nawet sierściuchy z kociarni wymiaukiwały własne zdanie. Podzieliły się zwierzaki na dwa tak samo liczne obozy…
A ja słuchałam i cały czas zastanawiałam się, kim właściwie jest ta bezogoniasta. Można by spytać pana stróża, on by wyjaśnił, ale akurat był na chorobowym. A ten, co go zastępuje, z nami nie rozmawia…
No i sama nie wiem. Pomóżcie…