Wydreptałam z biura na chwilę, łażę sobie po trawce, za tym zdziebełkiem można wyniuchać tooo, a za tamtym taamtoo… i tak sobie leniwie chodzę i cho… …i coś mnie tknęło, łeb podniosłam…
Na placu schroniskowym stał pan, który u nas odrabia godziny i akurat psiaki wyprowadzał z ogrzewanych pomieszczeń. Nie był tam sam. Razem z nim był Drzonek. Aż mi się przestało chcieć przechadzać po trawie, tak mi się zrobiło… smutno jakoś…
Drzonek to taki malutki piesek (ale jednak większy ode mnie), który nic mówić nie musi, po nim widać wszystko.
Drzonek po Drzonkowie się błąkał. Bez obroży i właściciela. Tak trafił do nas, dni są coraz chłodniejsze, o nocach nie wspomnę… I na tym spacerze zobaczyłam go po raz pierwszy. Kilka kroków przeszedł, stanął. Znów kilka kroków i znów stanął. W końcu iść nie chciał dalej. Głowę spuścił, oczy w ziemię wbił… Jakoś w końcu poszli, powolutku, bez przekonania. A mi było tak żal… Aż mi się oczy zmoczyły, ale to na pewno od wiatru!
Czasami pies ze wszystkich sił się stara, żeby być idealnym, jest grzeczny, spokojny, mądry, cierpliwy i… nic… Magus się nie poddaje, wciąż taki sam, wciąż niezmiennie się stara, wciąż ma na to siłę.
Jest spory, to prawda. Za to wolontariusze się nachwalić nie mogą, jak jest mądry i grzeczny. Kłócić się nie chce, bo jeszcze go nikt nie weźmie. Dokazywać nie chce, bo może jakiś chętny się znajdzie i przez to zrezygnuje. Tylko jakoś nikt go nie bierze, nikt o niego nie pyta… On tylko patrzy zza krat. Pójdzie na spacer – super. Nie pójdzie, trudno, poczeka… Tylko jak długo?
Bywa też tak, że na pierwszy rzut oka psisko jest z werwą, na spacer chętnie wychodzi i właściwie tylko maszerowanie go interesuje. Oooj czasami można się zdziwić… Wolontariusze drodzy – stańcie czasami z psem, kucnijcie, zawołajcie psa. Wtedy czasami dzieją się cuda…
Jak na przykład z Butlą. Poważna taka, bo swoje lata już ma, na wiacie tu szczeknie, tam warknie, ale ogólnie w porządku. Nie za duża, nie za mała, prawie czarna, trochę siwa, taka akurat!
Za to jak wyjdzie za bramę i przejdzie przez „pierwszą prostą”, za pierwszy zakręt, to już kombinuje… O nogę się otrze, potem drugi raz, potem drogę zajdzie, niby przypadkiem… Wystarczy tylko stanąć, kucnąć, a ona już staje blisko, bliziutko, głowę przytula do nóg, oczy zamyka, znika wtedy cały świat… Później podrepta raźno przed siebie, żeby za następnym zakrętem znów niby przypadkiem zajść drogę i nieśmiało spojrzeć w górę…
Psy czasami nie muszą nic mówić. Zresztą ludzie i tak zwykle nie rozumieją… Jednak jeśli dwunożny jest z tych wrażliwszych, jeśli ma serce porośnięte sierścią, zrozumie… Doskonale zrozumie… Serce na widok takich psich smutków tylko mu się trochę porwie, oczy zajdą łzami… I tym bardziej, z siłą zdwojoną przyjdzie i postara się z całych sił, żeby te czworonogi przytulić, zabrać na spacer, poszeptać, że są najwspanialsze na świecie… Nawet jeśli trochę popłacze razem z nimi… To przecież lepiej wtedy wspólnie się podnieść i podreptać dalej, niż samotnie nie wstać…