INKA I MISIEK

Inka, dziesięcioletnia może suczka, biegała po śródmieściu co chwilę plącząc się w smyczy. Była przerażona. Złapała ją w końcu jedna młoda bezogoniasta, która mieszkała parę ulic dalej. Zaraz się zorientowała, że suczka jest kaleka, tym bardziej, że znała psinę z widzenia.

Zaprowadziła ją do schroniska, poinformowała o znalezieniu i od razu zabrała do siebie na domek tymczasowy. I zaczęła szukać właściciela Inki, ze skutkiem połowicznym. Właściciel zniknął. Sąsiedzi opowiadali, że dostał eksmisję i przepadł gdzieś…

I minął miesiąc. Nasi bezogoniaści rozmawiali z tą bezogoniastą telefonicznie raz i drugi i wyglądało na to, że Inka zostanie u niej na stałe. Ale…

Pewnego dnia bezogoniasta, markotna i osowiała, przyszła z Inką do schroniska. Musi ją oddać, bo… Długo rozmawiała w biurze z naszą główną bezogoniastą i ostatecznie wzięła suczkę z powrotem. Dalej na tymczas. I ona, i nasi zaczęli w Internecie zamieszczać takie ogłoszenia, skierowane do bezogoniastych z sercem:

„Relacja z domu tymczasowego:

Od kiedy Inka jest u mnie, mogę napisać o niej same superlatywy. Pomimo jej podeszłego wieku sunia jest żywym psiakiem. Jest BARDZO grzeczna, w zasadzie pies ideał. W domu nie odczuwa się jej towarzystwa, bo w większość czasu spędzonego w domu przesypia zwinięta. Na początku odniosłam wrażenie że Inka nigdy nie miała swojej miski, bo po jedzenie przychodziła tylko w momencie kiedy inni domownicy jedli, tzn żebrała.

Czyściutka, załatwia się na dworze, a pozostawiona sama w domu po prostu śpi – nie ma mowy o podgryzaniu mebli czy kabli. Gdy się nudzi, chętnie zajmuje się dentastixem[1].

Z radością wychodzi na spacery i nie ma problemu z chodzeniem na smyczy.

Jest niewidoma na jedno oko, drugim też ledwo widzi. Przypuszczam, że jest też przygłuchawa. Jak się oddalę o parę metrów, już mnie nie widzi a gdy ją wołam, to mam wrażenie, że nie słyszy mojego głosu. Rozgląda się tylko nerwowo i widać, że jest zdezorientowana. Zwracamy uwagę przechodniów, kiedy zaczynam skakać, machać rękoma i głośno mówić do suczki, żeby ją przywołać, podczas gdy ona stoi parę metrów ode mnie. Z tego sama czasami mam ubaw.

W każdym razie…

Piesek absolutnie dla wszystkich! I dla tych aktywniejszych, i dla tych, którzy nie lubią długich spacerów. Jedynym problem może być nagła konfrontacja z bardziej pobudzonymi dziećmi. Może wtedy uszczypnąć, bo jest zaskoczona i przestraszona. Próbowałam też konfrontacji z kotami. Widać że lubi sobie za nimi poganiać, ale tylko wtedy, gdy te przed nią uciekają. Nie wiem, być może dłuższy pobyt w jednym mieszkaniu z kotem oswoiłby ją z ich widokiem i uspokoił. Za to jak najbardziej może mieszkać z innymi psami – z tym nie ma absolutnie żadnego problemu.

Jest na prawdę kochana i między nami mówiąc to jeszcze liczę na to, że ktoś mi bliski w końcu sam się przed sobą przyzna, że to fajna psina jest i szkoda ją oddawać…”

Zwróćcie uwagę na ostatni akapit, bo charakterystyczny. I częsty, niestety!

Może takie apele poskutkują…

A teraz coś, co mnie zamurowało! Nie spodziewałam się, a tu proszę: Misiek III napisał swój życiorys! Dał radę! Zaraz go poczytacie. Poprawiłam, oczywiście, bo od błędów się roiło, no ale pierwsze koty za płoty! Będą psy z tego psa! Początek obcięłam, bo jak i kiedy Misiek dostał się do schroniska, to już opisałam wcześniej w którymś poście. Teraz więc tylko ten fragment, który dotyczy jego pobytu w schronisku.

„No to mam te osiem lat i jestem wielgachnym kundlem. Jak mojego kumpla Pikusia wzięli do nowego domu, to zostałem sam i było mi niedobrze. Bo ja towarzyski jestem. Nasi bezogoniaści wpadli na pomysł i zaczęli mnie wyprowadzać na taki niby wybieg z tyłu, za biurowcem, gdzie siedzą dwa malce: Atena i Maleństwo. I kupę czasu tam spędzam z nimi.

Wygląda to tak, że najpierw sprawdzam cały wybieg, czy coś się tam nie zmieniło. Bo może leży coś, o co one mogłyby się pokaleczyć. Obok jest wejście do kotłowni, to i tam zaglądam zawsze, żeby dopilnować, czy się pali i czy będzie ciepła woda. A potem to już zajmuję się tymi maluchami. Wpierw się mnie bały, ale szybko im minęło. I teraz Atena bezczelnie wyżera mi chrupki z miski, nawet wtedy, gdy sam jem. A Maleństwo włazi na mnie i zjeżdża mi po łbie i nosie, jak ze ślizgawki. Taką wtedy ma radochę, że sobie czasem popuszcza i muszę się długo myć, aż jęzor boli!…

W ogóle lubię psy. I bezogoniastych lubię. Zwłaszcza jak głaszczą. Mnie. Bo jak inne zwierzaki, to już nie. Wtedy się wpycham, a że wielki jestem, to nie ma problemów.

I spacery też lubię. Tylko nie po ścieżkach, a po krzakach, między drzewami, wtedy jest weselej. A jak idą ze mną inne psy, to najlepiej, jak jest Kusia.

To sobie maszerujemy łapa w łapę i ona mnie szczypnie, i ja ją, i tak się szczypiemy całą drogę. Fajnie od kumpeli szczypa dostać!

Tak sobie myślę, że najlepiej, gdyby mnie stąd wzięli tacy bezogoniaści, którzy mają duży dom z ogrodem. I żeby rodzina była duża, żeby zawsze miał mnie kto czochrać. Nie zniszczę im ogrodu, bo kopać nie lubię. A z potrzebami też potrafię się wstrzymać aż do spaceru. Byle pamiętali, że trzeba ze mną wyjść dwa razy dziennie…

Tu w schronisku nasi bezogoniaści gadają, że jestem pies-ideał. Gdzie tam! Ja jestem pies-kundel i wystarczy. I gadają, że takiego jak ja, to ze świecą szukać… Bzdury. I bez światła można mnie znaleźć, taki duży jestem.

Ale ci bezogoniaści zawsze coś dziwacznego wymyślają…”

[1] Jak ktoś nie wie: dentastix to takie śmieszne kostki dla psów. Nawet smaczne, a przy okazji oczyszczają zęby z kamienia!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *