Tak musiało być… Tak po prostu musiało być…

Tyle razy piszę – nie broń się przed uczuciem. Ty-le-ra-zy-pi-sa-łem! I dalej to samo z tymi dwunożnymi, no… Nie napiszę, że wstyd trochę jednak i nie napiszę, że aaaa nieee mówiłem??

Dziś będzie długo. Także tego… Zróbcie sobie spokojnie kanapeczki, kawkę, weźcie marchewkę do chrupania, kto tam co lubi, rozesiądnijcie się wygodnie i czytajcie…

Zanim jednak przejdę do tych bardziej związanych z tematem – będzie o adopcji, której nikt się chyba nie spodziewał. Nigdy zresztą się nie spodziewamy w takich przypadkach, ale wierzymy po cichu i nieśmiało. Będzie o małym, dzielnym, pamiętającym dinozaury Pogromcu Smoków z sikolokacją i guzikiem w nosie. Oczywiście, że już wiecie, o kim mowa, prawda? Jestem miszczem opisów! Dla tych, którzy nie załapali, to ten:

Górnik we własnej psiosobie! Nie widzi właściwie prawie nic prócz smoków, na które szczekał ni z tego ni z owego zajadle. Kiedy odlatywały, to mu przechodziło. Oblewał WSZYSTKO, co można było (i nie), łącznie z posłaniami i zadami współpsiolokatorów, jak się nie usunęli w porę. Chyba dzięki temu wiedział, gdzie co stoi i na to nie wpadał. No i ma guza w nosie… Nic się z nim nie da zrobić, ale Górnik żyje, oddycha jakoś, co jakiś czas przykładają mu takie plastikowe coś do nosa i urządzonko specjalnie zapodaje takie bardziej mokre powietrze i dzięki temu lepiej się oddycha przez jakiś czas. W każdym razie…. Spójrzcie jeszcze raz na zdjęcie u góry… Można się zakochać!? A SKĄD!

…a jednak…. Już daaawno, daaaawno temu wypatrzyła go pewna dwunożna, ale z różnych względów nie mogła go adoptować. Miała już dwa psy, dużo pracowała… Kiedy jednak zobaczyła ostatnio, że Górnik nadal u nas mieszka, zapakowała się w samochód i tak oto, po zakochaniu się od pierwszego wejrzenia, po kilku wizytach, po rozmowach, co Górnikowi potrzebne jest do życia, żeby się nim cieszył jak najdłużej, stało się to…

To właśnie na tą dwunożną czekał. To musiało tak być… To po prostu musiało tak być…

Żeby nie było wątpliwości – tak, Górnik zastosował najbardziej znaną sobie i skuteczną metodę poruszania się po domu – oblał WSZYSTKO, co było można (i nie). A pańcia…? Zachwycona! Jest przeszczęśliwa, że ma Górnika u siebie, jest w nim zakochana po same uszy… Z psiumplami nie było problemu od początku, podczas kąpieli był w siódmym niebie i cóż – no jest nareszcie u siebie.

Teraz druga historia. Tutaj to już śmiało mogę napisać, że A NIE PISAŁEM, żeby się nie bronić? A wiem, że akurat byłem czytany, i to nie raz. Nie będę zaczynać całkiem historii od początku, ale niech będzie, że od trochę środka, a mianowicie – w pewnym domu był pies. Najpierw jeden, potem już dwa. I jeden udawał, że go drugi nie obchodzi, drugi udawał, że go nie obchodzi to, że nie obchodzi pierwszego, ale prawda była taka, że się wzięły i zżyły, więc jak tego pierwszego zabrakło pewnego dnia… To z tego drugiego uszła cała radość. Dłuuugo czekał pod bramą, bo może jednak psiumpel wróci…? Dłuuugo nie chciał wychodzić wieczorem, bo przecież jak to tak… samemu…? Jeszcze dłużej kiełkowała w głowach dwunożnych myśl, że może trzeba jednak znaleźć nowego psiumpelka, bo żal patrzeć! W życiu się nie spodziewali, że psia żałoba może trwać tak długo i tak ciężko będzie jako-tako wychodzić na prostą. Może inaczej – myśl o drugim psie zakiełkowała bardzo szybko, ale zanim pierwszy listek przyczyniający się do samej realizacji wylazł ponad ziemię, to minęło ooohoohooo….

A bo nie wiadomo, jak to będzie, a czy się wtopi, a co z sierściuchami, bo przecież musi lubić, a bo jedna sierściucha to już taka wiekowa jest i ciężko znosi nowości, a co, jak się okaże, że się nie poczuje TEGO czegoś? …ale nasza schroniskowa strona była oglądana relugarnie…. I jeden z psiaków też… I nikt się nikomu nie przyznał, że strona właśnie z tym jednym była zapisana już na stałe i przeglądana ukradkiem co jakiś czas… Jeszcze go nie znali, ale skoro ich ledwo odrosły od ziemi zwierz na nibynogach wyglądał tak:

…to przecież na kim innym mieli zawiesić wzrok, jak nie na Jędrku??

W końcu się zebrał dwunożny w sobie i pojechał w odwiedziny do nas. Do Jędrka znaczy. Na spacerze wszystko psiekstra, ogon merdolił na lewo i prawo, uśmiech na paszczy był, idealnie! Następnego dnia umówili się na zapoznanie z Kajetanem…

…i wiecie co… niby dwunożna miała nie jechać… Za wrażliwa, co zrobić… Miała nie jechać, miała przyjeżdżać jeszcze kilka dni, żeby nie tak pochopnie, nie tak zaraz, miała wziąć urlop na spokojnie, przecież skoro tyle czekał, to kilka dni niewiele zmieni. …tak miało być…

…a było tak, że jak dwunożna sobie wyobraziła, że Jędrzej dogada się z Kajetanem i wszystko będzie super, to JAK go odstawić z powrotem do kojca!? Nieludzkie! ….eee…niepsie! Przyjechali więc dwunożni oboje, psiurdupelki powitali się jak starzy znajomi, umowa została podpisana, dwa czarne, kudłate zadki zostały zapakowane na tył i wio do domu!

Co tu dużo pisać – wtopił się. Niemal z miejsca.

Pisałem o strachu, że co będzie, jak się nie poczuje TEGO czegoś. Otóż – pojawiło się TO coś. Nawet podwójnie…. a zaczęło się od klekotania w klacie. Jak tylko dwunożna poczuła pod ręką, że coś dziwnie pompka pracuje, od razu stwierdziła, że JAK TO!? MÓJ Jędruś chory!? I to wcale nie chodziło o to, że ze schroniska zdrowy wyjechał i taki miał być i że skandal. Wcale! Już na drugi dzień wylądowali u psiowetów i się okazało, że psiurdupel ma w pompce takie dwie klapeczki. Znaczy każdy je ma, bo inaczej pompka by nie pracowała, ale u Jędrka one są jak zużyte, takie stare firanki z nich zamiast porządne zamykadełka. No ledwo zipią… Nic tego po nim nie widać! Dwunożni się nie zlękli. Pewnie też dlatego, że właściwie żadna nowość, ten drugi psiurdupel też ma chorą pompkę. Inaczej co prawda, bo u niego się rozrosła tak, że ledwo się płucka mieszczą po bokach, ale dobrze też nie jest.

(oczywiście, że posłanka są dwa! Ale po co dwa użyć, jak można jedno?)

Tak musiało być. Przecież zaraz zima, a tu taki awaryjny, bardzo ważny organek w międzyłapiu się chował podstępnie… Teraz już będzie dobrze. I Kajetan coraz częściej się bawi, i Jędrek się uczy wypruwać flaczki z pluszaków, i coraz częściej razem buszują po krzakach dwa małe psiurdupelki. I pewnie wieczorami Jędrek opowiada, jak to się namarzł, jak się zgubił, albo jego zgubili, jak szukał pomocy, a tu znikąd, i jak już ledwo zipał z tego zimna, to go wreszcie ktoś wpuścił do jednego sklepu i zadzwonił do schroniska… I pewnie Kajtek mu opowiada, jak kiedyś był przeganiany z kąta w kąt, a potem jak przy minus czydziestu w zimie, śniegu i mrozie siedział pod drzwiami zaczepiony sznurkiem do cienkiej budki telepiąc się z zimna, i jak każdego dnia ta dwunożna jeździła do pracy i patrzyła po drodze w te wielkie, trzęsące się ślipia, może metr od krawędzi drogi… i jak w końcu się naradziła z dwunożnym i ten poszedł tam pod te drzwi obok cienkiej budki, zapukał, zapytał, czy Czesław jest tu potrzebny, a jak usłyszał, że nie, to zabrał psa pod pachę i zaniósł do DOMU, i od tamtej pory Czesiek już był Kajetkiem… I tak musiało być, po prostu musiało tak być…

…ach. Pisałem, że nie wiadomo było, co będzie z tą sierściuchą, która taka mało dostępna jest i właściwie to mało przychodzi się głaskać. Chyba nic nie muszę dodawać:

…a wiecie, że ona nigdy z żadnym innym psem nie spała…? Wspomniałem, że musiało tak być…?

Jeśli myślicie, że już koniec… JESZCZE NIE! Jeszcze jedna historia!

Pewnego dnia było zgłoszenie – pies do wyłapania, kozy zagryzał! Pojechał jeden z naszych po jakieś cielę z mordą jak szuflada i przywiózł…. to…

Jamnikopodobna, mała sierota. I kiedy wyleciała nasza fotopsiografka, żeby zdjęcie pstryknąć, bo może ktoś szuka, to się nagle świat zaczymał, zniknęły kojce, zniknęła brama, zniknął ten nasz, co Pimpola przywiózł… Był tylko on i ona… Stało się – wielkie jamnicze law, po grób. Ocząsła się jednak zaraz, bo przecież w domu blond psiolaska, ze dwa sierściuchy i dwunożny… Ale nie przeszkadzało to robić maślane oczy za każdym razem, kiedy się widzieli.

Czas mijał, w międzyczasie Pimpolowi zrobiła najlepsze zdjęcia, jakie pewnie kiedykolwiek ktokolwiek mu zrobił….

…czas mijał… i nikt nie chciał Pimpola. Ta nasza go chciała, aaaaleee… no przecież drugi pies, sierściuchy… bo dwunożny to już swoje wiedział.

Aż tu nagle pewnego dnia Pimpol pokłócił się z psiumplem z boksu. Jakoś tak wyszło. Ten drugi był wrednawy jakiś, trzeba było je rozdzielić… I jak ta nasza zobaczyła… że JEJ Pimpi siedzi w kojcu i tęskno paczy przez kraty…….

…i zadek mu podwiewa…. W te pędy poleciała go ratować! Zabrała pod pachę i pojechała zapoznawać z blond psiolaską, Juką. Tam to już wszystko było na medal (wspominałem, że to sierota była, a nie żaden pożeracz kóz??) i tak oto Pimpol znalazł dom… tymczasowy. Bo domu ta nasza dwunożna szukała mu nadal. Baaaaardzo mu tego domu szukała…. stała w samym kąciku biura odwrócona do ściany i szeptem wołała „ekhekhekhe kto ekhekhekhe chciał ekhekhe by ekhekhekhe Pim ekhe pola?”

Jak udostępniała go w internecie, to wiecie, o piątej rano, żeby mało kto widział, ale żeby nie było, że nie szuka tego domu…

Pimpi nie wiedział, jak się sprawy mają. On miał wreszcie spacerków od groma, z przygodami…

…miał psiostrę….

…choćby była najdziwniejszą psiostrą pod słońcem z najbardziej szalonymi pomysłami (jak ten z dokopaniem się pod morzem do Szwecji… ale była!

Wciąż jednak było wiadomo (tylko nie Pimpolowi), że to tylko na chwilę, że ma być gdzieś stały dom, że się szuka ten dom cały czas. I nadszedł ten dzień… właściwie kilka… Bo najpierw była wizyta w przyszłym nowym domu… było zapoznanie z niemożliwie śmiesznym zwierzakiem z długimi uszami… i Pimpi zdał. Co za pech!

No ale dobrze, przecież było wiadomo, że to tymczasowo tylko… I ten dzień się zbliżał… wielkimi krokami… a im był bliżej, tym robiło się mokrzej… Skończyło się na tym, że dzień przed ta nasza wypłakała oczy prawie! Ukradkiem, żeby Pimpi nie widział. …a jak następnego dnia przyszła do pracy i czekała już właściwie na tą nową pańcię, to już wogóle dramat! jak przestawało kapać z oka prawego, to z lewego ciekło, myślałemm, że kto umar, czy jak! Aż się ktoś wreszcie zapytał, o co chodzi, a ta nasza, że Pimpi ma iść do domu….. i że on ma takie choooreee seeeerce….. Pęęęknie mu na pewno…… że zastawki jak firanki (tak, ma to samo, co Jędrek!), że ledwo zipie, że ta tęsknota to go na tamten świat wyśleeee……. i na nowo w ryk…. Tak to jest z babami, widzicie?!

Jak przyszła ta dwunożna podpisać umowę na Pimpola, to ta nasza jej zaczęła mówić, że to serce, że to nie wiadomo, jak długo będzie… że może jeszcze się przejdzie po schronisku, weźmie jakiegoś na spacer… Udało się – poszła. Wzięła dwa do lasu iiii zdecydowała się jednego adoptować! W ten sposób dom znalazły dwa psy – Cezar, który się sporo naczekał na dom, i Pimpol…. bo ta nasza to natentychmiast przepisała umowę na stałe….

…i tylko Pimpi nie rozumiał, czemu powitanie po powrocie pańci z pracy było tak długie i przytulne… Do dziś się nie dowiedział, że pańcia chciała zmienić przeznaczenie. Nie mówcie mu…

A wiecie, co przyszło z jesienią do Pimpiego? Dowód, że jest jamnikiem jeszcze bardziej niż mniej. Z pierwszym porządnym deszczem wyszła na jaw jamnicza właściwość – kiedy pada, nie muszą sikać. Żadne wyjście wieczorne nie jest potrzebne, pęcherz powiększa się dwa razy, uszy głuchną na merdanie smyczą. Jamniki tak mają, słyszałem o niejednym!

Ech… tak miało być… Po prostu miało tak być od początku….

Można walczyć z przeznaczeniem. Można próbować je zmieniać, ale jak drogi mają się połączyć, to się połączą pewnego pięknego dnia…

…wyjdę kawałek na moją, zobaczę, czy już widać, że się z czyjąś krzyżuje…

12 komentarzy

  1. Ta dwunożna co Pimpola w nowym domu ugościła to widziała że „tymczasowej” oczy się szkliły i że łatwo nie będzie im się rozstać. Nawet dzieci uprzedziła, że po pieska jedzie ale nie wiadomo czy przywiezie. Bo ich miłość jest wielka. Pojechała i po minucie od wejścia gdy tylko na twarz „tymczasowej” spojrzała. Wiedziała, że Pimpolka nie będzie. Czarna rozpacz nastała bo ta dwunożna baaardzo chciała mieć pieska. Trudno…Tych dwoje są nierozłączni… Ale są inne pieski, które jak Pimpol zasługują na dom. „Tymczasowa” pieski wskazała które z królikiem mają sznsę się dogadać. I tak Madej z Cezarem na spacer poszły. Cezar do kojca już nie wrócił.
    Dwunożna szczęśliwa do domu pojechała i tylko dzieci po drodze uprzedziła że z trochę większym pieskiem wraca. Pimpol i Cezar mają swoje domy. Tak musiało być…

  2. I znów siedzę i ryczę …..jak nie ze smutku to ze szczęścia……..odwodnię się przez Ciebie…….muszę dużo pić.
    Ale też się dowiedziałam,że moja królewna też jest bardziej jamnikiem, jak leje, to i do 15 wychodzić nie musi, nawet pod parasolem :))))
    Też mojego dwunożnego urabiam na psijaciela dla królewny, ale dwunożny chce tylko młodzika, bez skazy(bo nie chce by dzieci patrzyły na kalekę-phi, bo co !!!)no ale tak już ma, nie do przegadania, a i nasza terytorialna królewna przygłucha też nie pomaga, no i dzieci też jeszcze nieodrosłe i wyrywne. Może jednak jakiegoś szczyla znajdziemy co by parę godzin z królewną podkołderkową sam na sam sie dogadał…..
    buziaki

  3. Super zdjęcia, szczególnie podoba mi się fotka Pimpola z psiostrą, jak patrzą wspólnie w jednym kierunku…Przecudowne pieski.

  4. pajacowanie, serce, …….. o kto by w to uwirzył i łzę uronił podczas czytania, futrzaki i tyle. problem w tym że mi trójka gamoni serce skradła. jedno od 11 lat od kołyski i 2 znajdy …… co zrobić taka karma 😛

  5. ja też coś czułam,że Pimpolek zostanie z A 😀

  6. Słowa uznania dla twórcy bloga….polot…. humor i emocje przelewanie na biały ekran godne nie tylko czworonożnego Pulitzera …. Oooogromne wyrazy szacunku i ….czekamy na dalsze wpisy….

    • …no maasz… a żem się prawie nie zryczał…. DZIĘKUJĘ po milionkroć! Nie wiem, kto to ten Psiulicer, ale może kiedyś ktoś będzie chciał wydać te nasze historie… może kiedyś…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *