Nadstawiają uszy…

Nadstawiają uszy, ale ani pół pytania o siebie nie słyszą. Nie dlatego, że im nie działają te wachlarze, czy coś. …po prostu nikt nie pyta…

Emol przyjechał do nas w wakacje.

Błąkał się całkiem bezpańsko po ulicach, jakby się zgubił, aaalbooo… jakby jego pańciostwo wyjechało i zabrakło miejsca w samochodzie, czy jak… Przecież w naszym mieście znaleziony! Jakby się zgubił, jakby go szukali, to by przecież znaleźli! A tu nic. Emol pokazuje się z jak najlepszej strony, bo i na spacery zawsze z uśmiechem i przywita się też z każdym chętnie, w zabawie weźmie udział, stara się chłopak! …i nic. Uszy śmieszne nadstawia i jakoś imienia swojego nie dosłyszuje…

Panczor jeszcze dłużej radary nakierowuje na odbiór!

Ledwo wiosna rok temu nadeszła, jak go przywieźli, w dodatku też z naszego miasta… Czekał na kogoś, ale się nie doczekał, nikt też po niego nie przyszedł.  A co w nim złego jest? Podpytałem i psiolaski mówią, że ładny. Niestary też, bo co to takiego 3 lata mieć? Jak ja bym chciał być tak młody! Panczorowi uśmiech z paszczy nie znika, też można z nim na koniec świata poleźć i ani pół łapy mu się nie zmęczy, i… nic. Każdego dnia spać idzie do schroniskowej budy zamiast na własne posłanko.

Supeł! Teeeeeen to ma uszyyyskaaaa!

Sam jest wielki, więc i uszy nie mogą być małe, ale on to chyba słyszy, co słychać na drugim końcu miasta! Pytałem jednak i nic o sobie nie usłyszał. Supeł mieszka z nami jeszcze dłużej niż ci dwaj z góry, bo od późnej jesieni, ale nie tej, co była przed tą zimą, tylko jeszcze wcześniej. Jest idealnym przykładem, że wielkość wcale nie idzie w parze z odwagą…  Po tym, jak kilka godzin sterczał przywiązany do bramy przy jakiejś firmie, to już się wystrachał wystarczająco, a potem jeszcze go powieźli do nas i całkiem mu powody do śmiechu uleciały… A on łapy ma długie, pewnie na niejedną wycieczkę by poszedł. Uszyska wielkie, pewnie by chętnie przybiegał na zawołanie, jakby tylko ktoś chciał go zawołać… Takim wielkopsom też brakuje dwunożnych…

Śmieszne uszka, ale całkiem na serio słyszące, ma też Kuper.   

On z kolei udowadnia, że wcale nie trzeba być wielkopsem, żeby potrzebować całego morza uczuć… Kuperka też przeraża schronisko, bo nagle może z całkiem fajnego domu znalazł się w jakiejś budzie, w kojcu, wśród szczekania i psiliarda zapachów. Kiedy jednak widzi naszych, kiedy poczuje od nich, że są dobrzy, to zaraz się pcha na kolana, żeby zatrzymać kogoś dłużej, żeby może przekonać, żeby go zabrać ze sobą, gdziekolwiek się nie idzie, bo ostatecznie na pewno każdy idzie do domu… i Kuper też by chciał… On tak ładnie spaceruje po lesie, tak jest wtedy wyluzowany! …a potem znów schronisko i znów hałas, znów obco… To nic, że to już ponad rok. Zawsze będzie obco.

One, i właściwie wszyscy my,  nadstawiamy uszy oczekując, że usłyszymy swoje imię. Stare lub nowe. Wypowiedziane obcym głosem albo tym zupełnie znajomym. Byle usłyszeć. Byle ktoś zapytał. Byle się okazało, że jednak ktoś na nas czekał, że jednak dokończymy czyjąś układankę właśnie naszym elementem…

Słuchamy…

…zawołasz…?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *