Puk, puk, czy tu jest szczęście?

Temat już był, wiem. Nie wiem, czy nazywał się tak samo, ale był. Niestety to się powtarza i dzieje każdego dnia… I tak będzie pewnie już zawsze, bo czy to możliwe, żeby się zwierzaki nie gubiły albo żeby nie były porzucane…? I potem taki jeden z drugim albo siedzi jak ostatnia sierotka pod krzakiem i czeka, albo bierze swój los we własne łapki i chodzi od domu do domu i pyta, czy to tutaj znajdzie to swoje szczęście. Zdarza się, że drzwi otwierają się szeroko, ramiona dwunożnego się rozkładają i „nasz ci on od dziś!”, aalee rzadko chyba… Zdarza się, że kijem czy miotłą jaką potem jest przeganiany taki biedak od drzwi do drzwi, a zdarza się, że nasi po takiego jadą, bo ktoś wreszcie zadzwoni. To mimo wszystko lepsze rozwiązanie niż skazanie na dalsze, własnołapne poszukiwania.

Chochlik tak szukał.

Łatwo mu nie było tym bardziej, że oczy mu bielą zaszły, nie widzi chyba nic, na płoty często wpadał, o krawężniki się przewracał… I nikt do domu zaprosić nie chciał. W końcu miał dość, spotkał na swojej drodze jakąś komórkę starą, czy szopę, a że zmęczony był, to się schował w środku i chciał wreszcie odpocząć… Ktoś go tam znalazł i zadzwonił do nas. Dobrze się stało, bo kto wie, na co albo na kogo by w końcu ten ślepaczek trafił? Widać po nim, że łatwo w życiu nie miał… Nic a nic u nas się pewnie nie czuje, ale co zrobić, jakoś próbuje zrozumieć, że tak jest dla niego lepiej. Może komuś szybciej serce zabije na jego widok, kto wie…?

Heniuś to się za fryzjera obraził, czy jak?  

Widać, że świeżo jest po wizycie w salonie, przecież kto by psa tak zadbywał, a potem porzucał?! Musiał sie zgubić, bo jak inaczej… Szukał potem drogi do domu szwędając się od furtki do furtki, ale nikt go nie znał i nie potrafił wskazać miejsca, w którym jego dom miałby stać, i tak trafił do nas. Raptem kilkanaście dni u nas mieszka, może jego dwunożni go wreszcie wypatrzą…? Jak nie oni, to pewnie długo nie posiedzi, bo on tak merda ogonem na widok każdego, że miło patrzeć! Młody jest też, większość odwiedzających takich szuka… Nie za duży, nie za mały. Chociaż kto to tam wie, czasami się ktoś wydaje taki idealny, a jakoś nie idzie… Oby z Heniutkiem było inaczej.

Gnomek to tak trochę sam sobie winien, że tego szczęścia sam nie mógł znaleźć…

Ledwo to od ziemi odrosłe, a charakter po sam sufit… Smaczka daj, ale z takim tekstem, to nie wyjeżdżaj, bo sobie nie życzę, chociaż smaczka to chętnie, ale teraz to mnie tu nie wchodź, bo już pomacany teren, więc mój, ale jak masz smaczka, to daj ostatecznie, chociaż jak chcesz się przymilić, to tak łatwo nie pójdzie. Tak to jest z Gnomkiem. Coś mi u niego jamnikiem ociupinę podśmierduje… Może aż tak wyglądowo nie (chociaż gdzieś przodka bym nie wykluczała), ale charakternie to chyba po prostej linii przejął wszystko, co się dało. Albo zmięknie, albo będzie czekać na kogoś wartego takiej wrednawej, ale z pewnością prawdziwej miłości i wytrwałości w pilnowaniu porządku…

Nie tylko psy szukają szczęścia. Się okazuje, że sierściuchy też, chociaż zdecydowanie rzadziej. Durn…eee…. dumne to zwykle takie… Slopi jednak nie wytrzymał i szukał w szkole.

Zimno wtedy było bardzo, a sierściuch nosem wyczuł ciepełko i zapach jedzenia pewnie. Przyszedł raz, drugi, piąty, w końcu ktoś stwierdził, że to tak nie bardzo, żeby taki dorodny kocur się błąkał w taką pogodę, skoro go do dwunożnych ciągnie. Slopi przyjechał więc do nas iii… obraził się na amen. Bo włożyli do tego plastikowego pudła z dziurami, a bo teraz wyjęli, a teraz znów włożyć chcą, a bo rękę wyciągnęli, a teraz schowali, a teraz to tu go gniecie, a tam mu wieje… Trzy światy z nim były! W końcu wylądował jakoś w klatce i jak już odsapnął, to się okazało, że on całkiem fajny jest, tylko na początku udaje, że lekko nie będzie. Do dzisiaj chyba nikt nie odczuł braku biało-rudego sierściucha w domu, bo nikt nie zadzwonił, nie zapytał… Czeka.

Na własne łapki nie udało im się szczęścia znaleźć i teraz czekają u nas na cud jakiś. Kto wie, może to, czego szukają to jest dokładnie to samo, czego szukacie też Wy…? Może się spotkacie, spojrzycie na siebie, może Wy mrugniecie, one merdną i nagle będzie PSTRYK i już będziecie wiedzieć, że to dokładnie to, czego teraz brakowało w życiu…?

W każdym razie my czekamy, bo już sami nie mamy jak wyruszać na poszukiwania. To pewnie i lepiej, bo jakoś świat nie jest przygotowany na błąkające się takie sierotki, za dużo niebezpieczeństw…

…ale Ty? Ty możesz wszystko!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *