Doczekał!

Niedawno całkiem napisałam o Heci, o tym, jak to czekaliśmy na tę jej wolność. Jej historia skończyła się bardzo niesprawiedliwie i do dziś się telepię na samą myśl o tym, co jej zgotowali i jak to jeszcze nie chcieli oddać, a przecież sami nie chcieli się nią zajmować… Coś na zasadzie „nam nie jest potrzebna, ale na złość zrobimy chętnie, nikt jej mieć nie będzie”.

Niezależnie od papierków – nasi i tak uważali ją za swoją, jak każdego z nas.

Dziś będzie o takim jednym, którego historia może zakończyć się zupełnie inaczej i mamy ogromną nadzieję, że tak właśnie będzie. Po coś czekał przecież… na coś czeka nadal.

O co chodzi? Bo znów jakoś tak piszę od końca, a trochę od środka…

Nasi daaaawnoooo, daaaaaawnooooooo temu dowiedzieli się, że u jednego dwunożnego jest pies. To jeszcze nic dziwnego, prawda? Ale zimno było, zwierz budę ma jakąś nie bardzo taką, do jedzenia niewiele, na około masa śmieci, a sam dwunożny… Ech… Taki, że każdy wie, że na spotkanie trzeba się przygotować i obstawić się innymi dwunożnymi, ale w niebieskich ubrankach, bo może być tak wesoło, że cało można nie wyjść z tej zabawy! Dom się rozpada, w ogródku tyle rzeczy, że targ staroci można otwierać, właściciel mógłby wygrać konkurs na największą podobność do Mikołaja, tylko serce jak lód, a i w głowie troszkę jakby… też bałagan…

I tak sobie żył psiaczek…

On tam stoi, naprawdę! Choćbym nigdy więcej nie miała możliwości podwędzić ani kosteczki!

Tutaj bardziej widać:

Już widzicie?

Tutaj już na pewno zobaczycie…

Taki maciupki psiak w milionie śmieci! Napisałabym, że mógł się zgubić, ale i tak nigdy nie był spuszczany z łańcucha… To, że buda taka sobie, że cienka, że w środku same deski i ani pół sianka, a to wiosny jeszcze nie było, to jedno. Drugie było to, że ten dwunożny właściciel nie mógł mieć zwierząt, bo mu kiedyś zabronili ci ważni, co się spotykają na bardzo ważnych sprawach i rozprawiają. Widocznie miał już kiedyś zwierzaka w kiepskich warunkach i tak zostało zdecydowane, że żadnych mieć nie może.

Nasi więc po dość zawiłej i niewiele wnoszącej rozmowie z właścicielem, zabrali psa pod pachę, zapakowali do samochodu…

    …i ruszyli do schroniska! To było na wiosnę… Ale nie tę teraz, nie tę jeszcze wcześniej, ale jeeeeszcze wcześniej-wcześniej. Czyli dawno. Ćwierć życia czterołapkowi minęło!

Nasi nazwali go Ursus, wpisali na listę mieszkańców, dali kocyk, miseczkę z wodą i jedzonkiem, papiery z całego wyjazdu zostały wysłane w bardzo ważne miejsce, gdzie trzeba było zdecydować, jak właściciela ukarać iii… rozpoczęło się czekanie.

Długie.

Bardzo.

Jak się ktoś zapyta o ten papierek słynny, który właściciel podpisuje raz-dwa i pies jest wolny, to od razu odpowiem, że tutaj mowy być nie mogło o tym….. Taki to dwunożny…… z bałaganem w głowie, że tak napiszę może dyplomatycznie. Nie dało się rozmawiać. Wiadomo było od samego początku, że papierka nie będzie.

W międzyczasie nasi zdążyli pojechać w to samo miejsce, za to z innymi panami w niebieskich ubrankach i po innego psa… Eter spał na gołej ziemi, nad nim był tylko kawałek czegoś trującego opartego o ścianę, nic więcej. Też został zabrany pod pachę, też wszystkie papiery zostały wysłane do bardzo ważnego miejsca iiiii też było czekanie.

Potem sprawa Etera została zakończona, kara nałożona, Eter stał się wolny! Krótko potem został adoptowany i tutaj mogę wkleić małe porównanko:

Sprawa z Eterem została zakończona, a Ursus czekał dalej…

….i czekał….

Aż tu nagle i niespodziewanie, jak Ursus z sześciolatka zmienił się w ośmiolatka, po dwóch latach siedzenia w schronisku, po dwóch latach mówienia, że nieee, nie może zostać adoptowany….. Wreszcie ci ważni dwunożni postanowili, że Ursus jest wolny!

Co prawda bez kary, ale i tak obowiązuje jeszcze ta, po Eterze, czyli znów ten dwunożny zwierzaków mieć nie może przez jakiś czas, na szczęście dłuższy! Nie ma co mieć pretensji o ten brak kary, bo właściwie podobno jakoś to tak jest, że jak ktoś nie bardzo ma poukładane w głowie i jest to stwierdzone przez… yyy… dwunożnowetów, to nie można karać…. Za Etera się udało, a w przypadku Ursusa trzeba się cieszyć tym, co jest, bo dla niego to najważniejsze!

Ursus się cieszy…?

Hmmm…. no cieszy… na swój sposób… On wie, że nie jest pierwszej młodości, on wie, że nie będzie szaleć na długich spacerach, nie będzie do upadłego ganiać za piłką, o ile w ogóle za nią podrepta. Wie, że mimo tego, że jest malutki, to może się nie spodobać z miliona powodów…

I chociaż kazałam mu myśleć pozytywnie, bo przecież ma całą masę zalet, bo i jest grzeczny, lubi dwunożnych małych i dużych, zmieści się na każdych rękach, nie potrzebuje dużego posłanka, a skoro teraz mieszka z psioleżanką, to i się z innymi też dogada pewnie.

Przecież nie czekał te dwa lata na darmo!

…Ursus po cichu, po cichutku liczył na to, że jak już będzie wolny, to może i kolejka się nie ustawi, ale że przyjdzie ktoś i powie „czekałem razem z tobą na tę wolność, czekałem i wypatrywałem, czy już mogę cię zabrać… już mogę! papiery podpisane! Chodź ze mną!”

….przecież musi tak się stać pewnego dnia…

  …MUSI….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *