Drzazgi w zębach, to jest to!

Kto nie lubi patyczków, łapa w górę! Mało ich widzę… To przecież takie w dechę super, kiedy można zęby zatopić w drewno i sprawdzać, czy twarde, czy łatwo się korę zdejmie, czy nie trzeba jakichś pobocznych wystających dzyndzli odgryźć, żeby patolek był jak najbardziej idealnie do…. wyrzucenia, bo już można było wziąć kolejny! Chociaż niektórzy rozpracowują do ostatniej drzazgi, co to jest za poświęcenie! Wiecie, jak wyglądałby świat, gdyby nie było takich patyczkowych rozpracowacieli? Lasy peeeełne leżącego wszędzie drewna! przejść by nie było można!

Las wokół schroniska jest dlatego właśnie taki porządny – mieszka u nas sporo takich patyczkolubów i dzielnie, każdego dnia, zamieniają opadłe gałązki… i gałęzie… gałęziory na drobiazgi, po których się już zdecydowanie lepiej spaceruje.

Do tej grupy zapracowanych zalicza się Dendron.

Uśmiech miał taki niewyraźny, bo mu nie do końca się podobała zmiana miejsca zamieszkania… Nie ma się co dziwić zresztą, kto by się cieszył, jakby jednego dnia spał w swoim łóżku, a drugiego nagle za kratami w zupełnie obcym miejscu, gdzie nikogo się nie zna? W dodatku do tego wszystkiego to nie było przypadkowe „o kurczaki, zgubiłem się!”. Dendron został przyprowadzony przez raczej-na-pewno-właścicieli i przywiązany pod bramą schroniska. Może miał być owczarkiem, a nie wyszło? Może wakacje tańsze bez psa? Nie dowiemy się już. …ale żebyście widzieli, jak on oczy wybałuszał, jak tylko słyszał kroki, ile było w nich nadziei, że to może ONI, może WRÓCILI! …i ten zawód, że to nikt znajomy… Na początku próbował odstraszać dwunożnych, bo on czeka na TYCH szczególnych i w ogóle IDŹ sobie nieznana istoto, ale szybko stwierdził, że tęsknota tęsknotą, ale fajnie jest się jednak przytulić do kogoś…

Dendron lubi patyczki i nie bawi się w żadne mniejsze kalibry!

Bardzo się chłopak przykłada do oczyszczania lasu!

Nie tylko silnych psich panów mamy. Oto Owocka!

Owockę niestety ktoś… zepsuł… To nie jej wina, że jest jaka jest, ktoś po prostu jej nie wyjaśnił tego i owego albo źle do tego podszedł i teraz trochę potrwa zrobienie z jej psiolaski idealnej. Da się, tego jestem pewna, przecież Owocka jest owczarkiem, a to zobowiązuje! Psiolaska biegała po naszym mieście, i zaczepiała dwunożnych i – co gorsza – inne psy. Nie lubi żadnego innego czworonoga obok i koniec. Ktoś jej nie prowadzał w miejsca pełne psów, gdzie mogłaby od szczeniaka się bawić… To szalenie ważne! Jest też strrrasznie energiczna i nie może się doczekać, aż wyjdzie z kojca na spacer, potem z tego wszystkiego skubie tymi swoimi świeżymi zębiskami raz smycz, raz rękę! Nie chce ugryźć, ale tylko skubnąć niegroźnie, bo nie wie, co ma zrobić ze sobą i z tą energią, bo już by ją chciała rozładować, a nie ma gdzie! Nie jej wina… To się naprawia zaraz na samym początku, uczy się i nakierowuje energię, gdzie trzeba, a wychodzi póki co, że najłatwiej było się po prostu pozbyć i niech się inni martwią… Nasi się wcale nie martwią, psiolontariusze już się Owocką zajęli i jeszcze się jej poszuka kogoś, kto się na takich belgijkach zna i wszystko będzie dobrze!

…już nawet ktoś dzwonił… powiedział, że zna rasę i się zajmie Owocką, ale on weźmie ją jeszcze przed operacją (taką, dzięki której potem psieciaków nie ma) i oczywiście będzie pilnować, żeby ona nie miała małych! ….ehe…. nie z naszymi takie numery…. I on powiedział, że jakby się zdarzyło, że jednak będą, to on nawet bardzo wysoką karę zapłaci! ….ehe…. Maluchy się sprzeda za grube tysionce, z tego jeden pójdzie do nas, żeby się nasi nie czepiali… ehe…. nie z naszymi takie numery… Może i by tak nie było, ale jednak więcej procent wskazuje na to, że to prawdopodobniejszy scenariusz. Nie ma wyjątków – u nas wszystkie psiolaski muszą być po takich operacjach, jak nie są, to mają je później obowiązkowo, ale takie rasowsze, wyjątkowiej urodziwe dla większości dwunożnych psiolaski, nie wyjeżdżają od nas przed zabiegami! …żeby nie było żadnych wątpliwości…

Ja tu gadu, gadu, ale co z tymi patykami? Otóż i to…

Owocka się nie certoli, od razu się zabiera za te porządniejsze! To jej też pozwala chociaż trochę tej energii wykorzystać. Jak paszcza jest zajęta, to i takiemu psu jest lepiej.

…ach, a gdzie te czasy, kiedy Tyson najgrubsze konary w lesie rozpracowywał!

To co prawda na naszym wybiegu, nie w lesie, ale tam to żadne drzewo nie mogło czuć się bezpiecznie, kiedy Tyson wchodził na ścieżki. Nadal to lubi, nadal ciągnie go do patyków, chociaż już powoli się to zmienia i najkorzystniejsze dla niego są spokojniejsze formy aktywności, jak na przykład rozciąganie grzbietu:   

Tutaj nie ma patyczka, ale smaczek. Postanowił go zjeść ćwicząc udka i wzmacniając mięśnie łydek, w końcu zgrabna i nienaganna sylwetka to zawsze był jego znak rozpoznawczy!

Także wiecie, mieszkacie blisko lasu? Za dużo tam patyków leży? Przejść się nie da? U nas się znajdzie niejeden, który za dobre słowo, głaski, leżenie wspólne przed telewizorem, spacerki, morze miłości, porozdrzazgowywuje kilka patolków!

Jeden komentarz

  1. Ahhh, u nas to norma. Spacer powrotny do domu bez patyczka to spacer bez większej idei. Patyczek musi być! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *