Nie zawsze jesteśmy idealni dla mniejszych Was…

Naszych historii jest tyle, co nas. Całe mnóstwo. Co nas spotkało wszystkich, to tylko my wiemy i chociaż czasami opowiadamy sobie przed snem to i owo, to wielu z nas chce jednak przeszłość z pamięci wymazać na zawsze. Ja to bym chciała wiedzieć wszystko o wszystkich, chciałabym wypytać każdego porządnie, potem to opisać, żebyście wiedzieli, co kogo spotkało i dlaczego jest jaki jest, ale się tak nie da do końca… Przechadzam się przez wiatę, z jednym i drugim zamienię wesoło kilka szczeknięć, ale co zacznę „a słuchaj no, zanim tutaj trafiłeś, to gdzie by….” i nie dokończę, bo zaraz się w budach chowają.

Jest jak jest. Tyle wiem, ile zauważę, jak nasi na spacer idą i ile podsłyszę to tu, to tam. I potem to Wam opisuję, bo cóż mi pozostało. Tyle mogę!

Co jakiś czas słyszę, że dwunożni pytają o psy, które lubią małe dwunożniątka. Pewnie, że o niektórych z nas nasi mogą powiedzieć, że owszem, nie przeszkadza temu czy tamtemu mniejsza łapka do głaskania, ale jest też kilka psiumpli, sierściuchów też, których nigdy na spacer czy do domu z mniejszymi wersjami Was nie wypuszczą… To znaczy, że już niewarci są uwagi?

Na przykład Riczi.

Czy nie wygląda pociesznie bardzo? Taki do zabaw i wycieczek, i na dobre, i na złe, prawda? Prawda! Aaaleee nie dla wszystkich…. Coś on dwunożniątek nie lubi i nie ma co go przekonywać… Może trafił na takie, które go ciągnęły za uszy? Albo krzyczały? Albo straszyły? Różnie bywa, a jeszcze czasami ci więksi dwunożni wcale nic sobie z tego nie robią i na to pozwalają… Riczi się zraził jakoś kiedyś i teraz ani myśli polubić innych podobnej wielkości, chociaż przecież to mogłyby być zupełnie grzeczne dwunożne osoby… Ten owczar z rozbrajającym uśmiechem był nawet adoptowany! I ktoś wiedział, że on dzieci nie lubi i miało tam ich wcale nie być…… Ale były….. Nie skończyło się miło, tyle Wam napiszę. Ktoś może myślał, że Riczi tylko się tak zgrywał… Cóż, wszyscy, a najbardziej ta mała wersja dwunożnych się przekonała, że jednak to tak na serio…

Ardal też ma swoje za uszami.

Tak pięęęęknyyy, jak… sierściuchowo sierściuchowy. Wredny znaczy. Ja wiem, słyszałam, że podobno sierściuchy to wcale nie bywają wredne, że to wcale nie o to chodzi, ale mówcie sobie co chcecie… Ardal też był adoptowany, ale zaczął drapać takiego średniego wzrostem dwunożnego. Bo to już nie całkiem małe dwunożniątko było, ale jeszcze nie dorosłe… I sobie ten niebieskooki zwierz wybrał akurat jego, żeby go łapą pacać z pazurami, kiedy coś nie po myśli sierściucha szło. Za słaby był w jego ślipiach czy jak… Czy o coś innego tam chodziło… Ale taki to sierściuch, że niekoniecznie do miziania w każdej chwili i do przytulania, kiedy ktoś ma ochotę. To on musi chcieć. A nawet, ja chce, to w każdej chwili może mu się odechcieć i tyle z tego będzie, o. Trzeba uszanować i już, a nie każdy potrafi i chce. Albo i umie, ale Ardal stwierdzi, że akurat za młody jest, żeby zasłużyć na dobre traktowanie i znów – PAC łapskiem…

Czasami to może niekoniecznie na własne oczy i uszy muszą nasi widzieć i słyszeć, że coś nie halo było, czasami to sami wiedzą, że raczej z mniejszymi dwunożnymi nie będzie po drodze. Jak u Bonzo na przykład.

Być może by pokochał młodszą wersję Was bardziej niż… Was. Być może. Ale nie bardzo się wierzyć w to chce, bo charakter to u niego wieeeelkiiii, większy niż on sam! Ledwo się mieści w psie, więc czasami próbuje się wylać na boki i psiolontariusze muszą się pilnować, żeby się nie dać; żeby zachować fajną, kumpelską (bo z Bonza jest psiumpel w deche!) relację, ale też żeby psiur nie zapominał, że nasi są jednak więksi i to oni decydują, co się robi i gdzie się idzie, i kiedy trzeba się zachować jednak fajniej, a nie kozaczyć za bardzo. No i właśnie dlatego jest obawa, że jednak Bonzo tym swoim zdecydowaniem i charakterem pokona dwunożniątko… Rozsądniej jest się nie przekonywać…

…a czasami to nie chodzi o wielkość, nie chodzi o przykre doświadczenia z dwunożniątkami, ale o ogromne ślipia strachu… Jak u Musi na przykład.

Musia jest malutka bardzo, ale strach jest w niej jeden z największych, jakie mieszkają u nas. Czasami udaje groźną, żeby zaraz się schować do budy i nie pokazywać ani pół kudełka, czasami jakoś się pozwoli wziąć na spacer, ale co stuknięcie, co szelest, to OLADOGA JAK STRASZNO, dlatego w jej przypadku tak bardzo niezwykle ogromnie potrzebny jest spokój i morze cierpliwości. I pewnie, że są mniejsi dwunożni, którzy się koncertowo sprawdzają przy takich psiumplach i to właśnie oni potrafią siedzieć godzinami i odskorupkowywać te strachajła, ale wiecie… ja to napiszę bez pretensji i bez wyrzutów – dwunożniątka to najczęściej jednak hałas, bieganie, tuptanie… Każdy z nas był szczeniakiem, każdy to pamięta! Każdy ma inny charakter też i może byli tacy, co to od pieluszek już siedzieli cichutko w kąciku z książką, ale chyba jednak większość była ciutkę inna… I kiedy nie umie się usiedzieć na miejscu, kiedy w głowie zabawa i szaleństwo, to taki strachulec tylko się jeszcze bardziej zagubi… A to się nie da ani tego przyspieszyć, ani też przeczekać jak gdyby nigdy nic, to trzeba pracy i cierpliwości, i cierpliwości, i jeszcze pracy i cierpliwości i czasu, a może i nigdy nie dojdzie się do tego, że się zacznie taka Musia czy inny Miron bawić na całego i ganiać po domu w szale radości.

Każdy z nas chce być idealny. Każdy by chciał lubić zabawę, być miłym, spokojnym, grzecznym, każdy by chciał umieć odnaleźć się w każdej sytuacji i nie dawać się wyprowadzać z równowagi. Różnie jednak z nami bywało, różnie nas wychowywano, na różnych dwunożnych trafialiśmy i nauczyliśmy się czasami nie tego, co trzeba, czasami coś jest silniejsze od nas… Nie zawsze wiemy, do czego służy patyk, nie zawsze idziemy swobodnie na spacer, nie zawsze marzymy o leżeniu na czyichś kolanach, nie zawsze ufamy tym mniejszym wersjom Was.

To nie znaczy, że jesteśmy gorsi i że nie warto nam dawać szansy… My też będziemy super! …jak tylko znajdziemy rodzinę idealną, w której akurat już wszyscy wyrośli i wszyscy wiedzą, co robić z takimi, jak my…

Przecież są takie miejsca, przecież ktoś musi na nas czekać, przecież to jeszcze nie koniec…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *