Czasami się mówi o schroniskach, że tych, co przyjechali z dalszych stron, to się nie promuje, nie wystawia do adopcji, pilnuje się, żeby dłużej w schronisku siedzieli, bo monetki, monetki i monetki, i to ważne, żeby mieszkały jak najdłużej, booo… właśnie. Monetki. Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, to u nas tak nie było, nie jest i nie będzie. Nie ma tak, że jak z naszego miasta ktoś, to bardzo proszę, na początek schroniska i wielkie transparenty, że do adopcji, a jak kto przyjezdny, to do piwnicy albo i niech siedzi za trzema ogrodzeniami, fosą i jeszcze najlepiej smoka trzeba pokonać, żeby się do nich dostać. Na blogu piszemy o wszystkich bez wyjątku, zresztą zaraz się przekonacie, że już o tych psiurkach czytaliście, to tylko dowód, że u nas wszyscy najrówniejsi!
Dziś będzie o kilku zwierzakach, które właśnie przyjechały z dalszej części świata niż nasze miasto.
Na początek Jari:
Jari akurat przyjechał sam jeden jedyny z tego swojego niewielkiego miasta i o ile na początku to taki był nieśmiały i nie wiedział, gdzie oczy podziać, to teraz nie wiem, czy jest radośniejszy i szybciej merdający pies u nas!
Ten futrzak to biegająca kupka kudłatego szczęścia, a nikt nie chce go adoptować, chociaż mieszka u nas od wakacji… Jak to możliwe? Co prawda Jari nie ma u nas psiumpli z tego samego miasta, ale psiolontariusze robią wszystko, żeby nie czuł się samotny.
Spacerkują z nim, smaczkami raczą, czeszą, a i w necie zachwalają, sama widziałam!
Z innego miasta, może ciutkę większego, przyjechały inne psiumple, aż trzy!
Drax jest u nas od najdawniej, od prawie dwóch lat już.
Taaaaka piękna zima była! Niezależnie jednak od koloru tła, Drax i tak jest przystojny bardzo…
Nic dziwnego! Owczarek z niego najowczarkowszy! Wdzięk, powab, grzeczność…
..energia…
…i tego… no… inteligencja…
Tak, szczekał do własnego odbicia w szybie, a bo gdzie napisane, że nie wolno? Zamierzone to było i właśnie, że wiedział, że to on. Na pewno…
Mimo siwej mordki, Drax wcale nie jest taki stary! Napisałabym, że w sile wieku, jak to tak ładnie i poetycko można określić. Tej siły to on ma więcej niż niejeden młodziak… Owczar musi mieć zajęcie, długie spacery bardzo wskazane i w ogóle będzie idealny, ale tylko dla kogoś, kto nie zechce z niego zrobić leniwego kanapowca na siłę. Nie da się, ot co.
Drax co prawda przyjechał z tych samych terenów, co kolejne psiutki, które zaraz opiszę, ale po pierwsze – wcale ich nie zna, bo te przyjechały dość niedawno, a po drugie – poznawać się nie zamierza, bo taki jest zdecydowanie mało towarzyski, jeśli chodzi o inne czterołapy…
W każdym razie przedstawię jeszcze Budena:
…i Asmarę:
Dlaczego tak razem? Bo razem do nas przyjechały. Szwędały się chyba po ulicach, czy jak, nie miałam okazji zapytać, ale widać, że jeden się drugiego pilnuje. Obydwa są niezwykle prodwunożne, plecki do głaskania nadstawiają i nic a nic się nie boją schroniska! Od pierwszego dnia zaciekawione, wypytały się o zwyczaje, zaakceptowały pory posiłków i odwiedzin naszych, po prostu psideały! Do tego młode, nie za duże, nie za małe, można chcieć więcej?
O wszystkich, może poza Budenem, mogliście już czytać wcześniej na blogu, a na pewno je zobaczyć mogliście w internetach i u nas, na miejscu. One, i wiele innych przyjezdnych z bardziej daleka, jest tak samo leczonych, wyprowadzanych, mizianych i tak samo nasi im szukają domu, i ja też! To na pewno nie jest ostatni taki temat, a z niektórych miejsc to przyjechało więcej zwierzaków niż mam palców u łapek wszystkich, więc posty będą długie… albo dzielone, bo kto by tyle czytał…
Zatem – zapraszam psierdecznie do schroniska – wszyscy jesteśmy do adopcji!
…a na koniec… na koniec o tym, że bardzo ważne mieć kogoś obok tak na zawsze-zawsze, choćbyśmy to mieli być my dla siebie nawzajem…
Navir i Busia wcale nie przyjechali do nas razem, ale tak się stało, że w pewnym momencie zamieszkali na jednej miejscówce. Wspólne szamanko, wspólne spacerki, wspólne słuchanie „ojej, a ten to taki…. oryginalny….”…
Navir z żeberkami na wierzchu i taki… mniej urodziwy dla większości, a Busia z wiecznie suszącymi się kiełkami.
Obydwoje jednak pocieszni i kochani! …i chorzy…
Busia miała tego zwierzaka, co chodzi tyłem i mieszka w wodzie. Bezczelnie zamieszkał w Busi… Navirowi rozleniwiły się nereczki…. Razem chodzili do psiowetki. Jak psiolaskę dali na chwilkę do szpitala, to zastrajkowała głodem! Wróciła więc do psiumpla, rozweseliła się, Navir też jakby skoczniejszy się zrobił, więc tak sobie żyły razem w tej chorobie i szli łapa w łapę przez schroniskowe życie…
…jak zaczęło się sypać, to u obojga… psiowetka ręce już załamywała, bo nic więcej nie można było już zrobić prócz… ech… no właśnie… Zwołali tych najważniejszych Psiolontariuszy, którzy mieli obydwa te psiurdupelki w sercach, żeby pożegnać je na zawsze…
Razem przez to zakratowane życie, razem powędrowały na drugą stronę…. Myślcie co chcecie, ale ja się uprę, że to dobrze, że tak, bo przecież gdyby któreś zostało samo, to by i tak mu serce pękło…
…a tak to popękało tylko naszym, ale oni wiedzą, że muszą żyć dla kolejnych schroniskowych bid… Popłaczą, posiorbią, potem otrą poliki i popędzą natychać kolejnych nadzieją, że wszystko się ułoży…
?????????????