Nie wiem, co lepsze…

Kilka razy już zaczynam ten post i nijak mi nie idzie początek, więc jak będzie coś bez sensu, to ja zaręczam, że się starałam, ale wyszło, jak zwykle. Zacznę zatem ot tak, po prostu, bez jakichś wybujałych wstępów…

Skóra u psa ma to do siebie, że jej nie widać. Powinna być pokryta sierściem, więc z daleka i z bliska powinno być widać tylko kudełki. Tak to jednak się dzieje czasami, że łysawo zaczyna być i Wam powiem, że to nigdy niczego dobrego nie wróży, bo to albo żyjątka, które niezwykle chętnie przenoszą się na wszystko, co żywe i co też ma skórę, albo to wcale nie żadne robaczki, a sama skóra taka uparta jest i wcale to zaraźliwe nie jest, ale za to się leczy i leeeczy, i leeeeeczyyyyyy….. a organizm swoje.

Dla przykładu – oczywiście, że Precel:

…który miał w skórze całe stada świerzbowców, ale dziś już jest zdrowy i osierściony. Frunia też przyjechała z takimi pasażerami, chociaż u niej nie wyglądało to aż tak źle:

O ile Precel wciąż czeka, o tyle Frunia już wyfrunęła do domu!

Te dwa zwierzaki miały takie choróbska w skórze, które co prawda bardzo łatwo by się przeniosły na każdego, kto by ich ledwo dotknął, ale jak się je wypleni, to już na zawsze.

Gorzej, kiedy skóra postanawia żyć własnym życiem i jest tak uparta, że leczyć się sama z siebie nie chce…

O Kubie zapewne pisałam. Przyjechał do nas w stanie dość… smutnym…

Takie wyłysienia miał w różnych miejscach i się nasi głowili, co to za żyjątko w skórze mieszka, zakłady można było robić, a tymczasem… wetka w końcu po przeróżnych badaniach ogłosiła, że Kubuś ma taką chorobę, przez którą ciałko psa walczy samo ze sobą! Się to nazywa jakoś tak skomplikowanie, ale to muszę przepisać literkę po literce, bo to trudne jest dla psa… W każdym razie to choroba a u t o i m m u n o l o g i c z n a.

I co, też musieliście literować, nie? Trudne!

Potem, jak już leczące kulki zaczęły działać, to zmienił się bardzo, choć może nie tak, jak by się wszyscy spodziewali:

To i tak sukces! Nie swędzi, ranki się nie robią, ale różowo nie jest, bo to, co pomaga na skórę, nie pomaga na niektóre organki w środku psa, więc Kubuś jest leczony na wiele stron.

Od niedawna czterołapek jest w takim domu, co to nie jest takim na zawsze, chociaż kto wie. Znaczy do schroniskowej klatki nie wróci, ale na razie ci dwunożni udają, że wcale nie chcą Kuby zostawić na zawsze i niby tam dalej mu domu szukają na stałe, ale jakoś tak cicho szukają… W każdym razie zwierzątko schorowane i wiekowe nic a nic nie robi sobie ze swojego stanu, tylko o, patrzcie:

Kubuś jest tak zakochany w zabawkowym kurczaku, że nawet na spacer z nim wychodzi!

Ze trzy miesiące temu trafił do nas Olo:

Widzicie te uszka? Żebyście dokładniej zobaczyli, to pokażę z bliska:

Uszy, oczy, brzuch, paszki też łyse. Pierwsze co, to wetka sprawdziła, czy tam żyjątko nie mieszka i znów niespodzianka – czysto! Ech, i co wyszło? Że co prawda to nie taka skomplikowana choroba, jak u Kuby, ale i tak wredne to, bo Olo ma coś w rodzaju alergii, tylko trzeba dojść, na co i to w miarę możliwości zlikwidować z pobliża Ola. Czasami to niełatwe, ale nie trzeba do tego tylu leczących kulek i na pewno nie wymagają tylu monetek. W każdym razie Olo jest takim typowym terierem, bo dwunożni są dla niego super, spacery jeszcze bardziej, najlepiej długie, więc chętnie się przeprowadzi gdzieś, gdzie się będzie razem spędzać dużo czasu i gdzie się nie pozwoli na takie rozwinięcie łysych placków…

Zanim przejdziemy do czegoś najświeższego i najbardziej smutnego, to jeszcze napiszę o Nonnie. Nasi ją odebrali po tym, jak na jednym z podwórek, na którym interweniowali, zobaczyli taką sierściastą kulkę leżącą bez ruchu:

Na początku tylko się przyglądali, czy psina w ogóle oddycha… Potem letko smyrnęli po sierściu i kiedy się zwierzątko rozwinęło, to się okazało, że w sierści jest masa sączących się ranek i strupków…

Dwunożna właścicielka psiolaski powiedziała, że przecież pies zaraz padnie, to po co to interweniować! Jak nasi to usłyszeli, to spisali papiery, zabrali starsze, poranione zwierzątko i powieźli do nas. Nie tylko plecki tak wyglądały, bo łapki i głowa też nie wyglądały zbyt zdrowo:

Wetka od razu zrobiła badanka, zeskrobała ze skóry co nieco, włożyła do takiego specjalnego urządzonka, co to maciupka pchła wygląda jak słoń iii…. pusto. Ani pół zwierzątka. Znaczy prócz pcheł. Ani pół żyjątka, których pełno było u Precla czy Fruni. Zaczęły się kąpiele i odmaczanie góry strupków, robiło się lepiej, ale wciąż nie tak, jak powinno. Nonna została zawieziona do takiego weta specjalniejszego, który akurat najbardziej interesuje się skórą, tam zrobiono jeszcze dokładniejsze badanka iii…. ech… nic zaraźliwego, ale tak samo jak u Kubusia – skórze się nudzi i postanawia się kłócić z całą resztą ciałka! U Noni ta choroba się nazywa… też skomplikowane, więc po literce – p ę c h e r z y c a   l i ś c i a s t a.

Na razie jest na samym początku leczenia i ustalania w ogóle, ile leczących kulek ma zjadać dziennie, ale wiadomo, że do końca życia trzeba będzie skórze przypominać, kto tu rządzi…

Póki co Nonia wygląda coraz lepiej, a dzięki ostatniej wizycie w psim SPA to już w ogóle nie do poznania:  

Dobrze, że ta psiolaska to ocean cierpliwości, więc nie ma problemów z czekaniem, aż będzie zdrowsza…

Aaaa teeeraaaz…. Odetchnijcie głęboko……….

Oto Fufunia………

Już widzicie, że coś jest nie tak, ale musiałam dawkować emocje. Teraz czas na to…

Całe ciałko Fufuni wygląda właśnie tak…

Taka została znaleziona, kiedy szła wzdłuż drogi. Widziano ją nawet wcześniej, ale nikt nie zdecydował się jej pomóc i takie swędzące cierpienie musiało trwać dłużej… Nie będę wspominać nawet o brudzie w uszkach Fufuni, o żyjątkach, które wyszły z podogonia, bo to chyba nic w porównaniu z tym, co się dzieje ze skórą, natomiast musicie wiedzieć, chociaż to chyba już nie będzie niespodzianką… że na wierzchu nic u psiolaski nie było… Ani pół… Co to w takim razie?

Jeszcze nie wiadomo, ale wysoce jest prawdopsiodobne, że to znów będzie upartość skóry, tak samo jak u Kubusia i Noni, chociaż jeszcze weci nie doszli tak do końca co to i skąd, ale już ja wiem, że dojdą. Po prostu Fufunia jest u nas raptem kilka dni, ale już jest kąpana i wzmacniana, jak się tylko da. Zobaczymy, co tam dalej będzie…

Gdyby skóra miała uszy, to bym wystosowała apel, żeby się nie wygłupiała i żeby nie robiła problemów tam, gdzie ich robić wcale nie trzeba. Jakby mało było tego nieszczęścia, to jeszcze ona musi dokładać swoje, żeby było jeszcze trudniej… Upartość zupełnie nie na miejscu, wiecie…

I tak to, widzicie, jest u nas. Czasy takie przyszły, że naprawdę się bardziej cieszymy z takiego świerzbowca niż z czystej skóry, na której nawet już pcheł nie ma i niby wszystko powinno być w porządku, ale nie jest. Żyjątek można się pozbyć prędzej czy później, zwierzak zdrowy czeka na dom, a na upartość tej wierzchniej warstwy zwierzątka skutecznej metody nie ma.

…a kto zechce adoptować czterołapa, który będzie musiał być leczony do końca życia, którego jeszcze będzie trzeba obserwować i mieć pod kontrolą, i z którym do weta trzeba będzie jeździć, a może i więcej leczących kulek dawać, więc i więcej monetek będzie musiało na to iść…? …no kto…?

Jeden komentarz

  1. Widać że Kuba jest kochany…chyba go już nie oddadzą no mus ufać☺️Nona po wizycie w salonie chyba wyfruwa na ?♥️ trzeba trzymać kciuki za pozostałych bo każdy ma szansę ale mi w głowie się nie mieści jak można tak zaniedbać swojego zwierzaka dopuścić aby choroba trawiła ich ciałka do krwi… brak słów ??

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *