Wiesz, że nie każda „pomoc” to POMOC?

Trudny to będzie post, ale napisać trzeba. Misję mam i już. Blog nie tylko bawi, ale też uczy, wychowuje i uświadamia.

Najsampierw muszę podkreślić, że wierzymy w dobre intencje dwunożnych, którzy pomagają, ale w tym wszystkim jest kilka ważnych spraw, żeby naprawdę każdy był szczęśliwy. Bo widzicie – w pomaganiu nie chodzi o to, żeby zadowolić tylko tego, który coś daje, a czasami niestety bywa i tak… Myślę, że niespecjalnie, ale…

Hm, odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie – czy my, zwierzaki ze schroniska, jesteśmy gorsi? Czy nam czegoś (prócz domu i zdrowia czasem) brakuje? Zasługujemy na to miejsce? Jeśli odpowiedzieliście na jakiekolwiek pytanie TAK – to chyba nie wiem, czy zrozumiecie dalsze zdania, które tutaj w pocie kudłatego czoła wystukam.

A zatem – czy dalibyście nam coś, czego sami nie chcielibyście dostać, jeśli byście byli sami w potrzebie? Czy mając mało monetek w portfelu, chcielibyście dostać coś, czego nie potrzebujecie albo zwyczajnie do niczego się nie nadaje, ale za co potem musielibyście zapłacić, bo zajęłoby Wam kosz na śmieciuszki, a tego za darmo nie chcą wywieźć…?

Właśnie. O tym dziś chciałem napisać, bo jak mi się udaje czasami dojrzeć, co nasi znajdują w przyniesionych dla nas rzeczach, albo jak słyszę, jak rozmawiają przez telefon i jak ktoś nie rozumie, dlaczego czegoś nie chcą przyjąć… to mi uszy jeszcze bardziej opadają…

Jeśli Wam by zaszkodziła zepsuta mieszanka warzyw wszelakich okraszonych tym smakowitym smarowidłem z jajek i oleju zwanych jakoś na m…. majonezem (o!), to nam też zaszkodzi. Może niespodziewana to rzecz, ale jednak.

Jeśli przyprawiliście i usmażyliście przy okazji wielkiej uroczystości wannę kotletów, to lepiej rozdajcie po rodzinie, jeśli są wciąż dobre. Jeśli nie – patrz wyżej.

Jeśli zepsuło Wam się to wielkie pudło, w którym jest w środku zimno nawet wtedy, kiedy jest na dworze upał, a było wypełnione nawet najpyszniejszym kiedyś mięsiwem, to ugotujcie sobie gulasz. Chyba że jest nieświeże już, bo jak tak, to wiecie… tak, patrz przypadek pierwszy…

W ogóle z tym jedzonkiem to jest tak, że nasi przecież nie wiedzą, z kiedy to, gdzie to ktoś trzymał, jak ugotował, kiedy kupione, a już nie wspomnę, że przyprawy to dla naszych bebeszków zło, tak po prostu. Możecie się zaklinać na wszelkie świętości, że to świeże, trzymane w zimnie, pyszne – to w takim razie dlaczego nie zjecie tego sami albo nie dacie znajomym?

Bardziej dosadnie powiem – nasi są za nas odpowiedzialni od A do Z. Co by się nie działo z nami – to jesteśmy pod ich opieką. Jeśli zjemy coś, co nam zaszkodzi, to nie tylko zaraz monetki się posypią na wetów, ale też jeszcze w tej sekundzie w bramie mogą stanąć tacy dwunożni z urzędu takiego bardzo ważnego, co to mogą kontrolować takie miejsca, jak to nasze. I co nasi im powiedzą? Że ktoś miał wesele i kotletów było mu szkoda? Jakże to!

To, co tutaj piszę, to nie jest ot tam takie wydumane, to są wszystko historie ze schroniskowego życia i właściwie nie tyczy się tylko jedzonka dwunożnych, bo zdarzało się też, że ktoś przyjechał i rzucił tylko w przelocie, że ma kości dla psów i zaraz sam rozda. Przytomnie jeden z naszych krzyknął, żeby przyniósł ten worek do biura i wiecie co…. z tego zawiniątka pełnego kości i dziur wypadały robaki….

Albo to jeszcze, że do schroniska przywożone są relugarnie ubrania… koszulki, swetry, spodnie i inne fatałaszki. Wiecie, że galotki też się trafią? Wiecie, że są też używane, a nawet takie, które pralki nie widziały od dawna? Rewii mody nie planujemy, a i obawiam się, że rozmiar też byłoby ciężko dobrać.

Albo kordły, dywany czy materace, które ktoś przywozi zupełnie bez pytania, zostawia i odjeżdża z zadowoleniem na twarzy. Akurat u nas nijak się to nie przydaje, a za darmo nikt tego wywieźć od nas nie chce, monetki idą jak woda…

O! Tak samo te miętkie, pluszowe misie, pysie, królisie i inne – jeden z drugim rozpruje, nażre się tych białych bebechów i będzie problem. Co innego w domu, kiedy jesteście przy zabawie, a co innego w schronisku…

Ja sobie zdaję sprawę bardzo dobrze, że sporo takich dwunożnych przywozi nam to, bo szczerze myślą, że spełnią dobry uczynek, ale wiem też, że są tacy, którzy nie wiedzą, co z tym zrobić, więc podrzucają nam pod bramę. Jedna dwunożna kiedyś nawet zapytała, że co ona ma w takim razie zrobić ze starym dywanem czy kordłą, bo skoro nasi nie chcą, to ona nie wie, co z tym teraz…

Wiem też, że dla niektórych może to być rzecz nie do uwierzenia, że w schronisku, gdzie nie pachnie fiołkami, gdzie czasami w kojcach leży to i owo, że może i jak się nas pogłaszcze, to i ręka zostaje jakaś taka szara, ale jednak nie chcemy rzeczy brudnych, rozpadających się i zwyczajnie takich, których pozbywacie się, bo zabierają miejsca w szafie czy na strychu i „o, dajmy do schroniska, pewnie coś z tym zrobią, a my nie zapłacimy za wywóz”. Hm. Wy nie… ale nasi już tak… a monetki są nam potrzebne na coś innego jednak niż na śmieciuszki niektórych…

Taki apel mam na koniec po tym długim wywodzie – jak już posprzątacie swoje domy i mieszkanka, jak już zbierzecie całe worki tych wszystkich ubrań, dziurawych garnków, spleśniałych kordeł i zeżartych przez mole dywanów – to po prostu poszukajcie śmietniska, które może podobnie brzmi do „schroniska”, ale bynajmniej tym samym miejscem nie jest…  Odpowiedzcie sobie tak całkiem szczerze, czy innym dwunożnym byście podarowali te rzeczy…? Dalibyście zepsute jedzenie…?

…no właśnie….

Jeśli nie wiecie, czego potrzebujemy albo czy to i tamto nam się przyda – zadzwońcie do naszych, oni Wam powiedzą. I w ogóle to się tyczy każdego takiego miejsca, bo ja wiem, że są takie schroniska, w których na przykład dywany się przydają, albo te takie płachty wielkie, co to wywieszają w miastach, jak idą wybierać dwunożnych do rządzenia. My mamy takie schronisko, że kojce są przytulne, ale tam, gdzie jest przewiewnie, to się akurat te rzeczy przydają. U nas nie.

Chcesz pomóc? Świetnie! Ale zrób to tak, żebyśmy my też się z tego ucieszyli!

Dziękuję za uwagę i wybaczcie czasami za dosadność i ostrość. Czasami trzeba. I już.


Na zakończenie najpsiantastyczniejsza wiadomość – Alfik pojechał do domu!

Jeden komentarz

  1. Cudowne wieści o Alfiku:) A z tym jedzeniem i śmieciami to święta prawda. Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *