Ważna sprawa, a zawsze mi jakoś umykała – szkolenia i treningi.
Nasi bezogoniaści bardzo się tym przejmują. My zresztą też. Rzecz w tym, by nauczyć bezogoniastych, jak postępować, by zwierzę było zadowolone. Chociaż oni zapatrują się na ten problem z zupełnie odwrotnej strony. I biorą się za szkolenie NAS!
Najczęściej wygląda to tak: bezogoniasty rzuca kijek lub piłkę i proponuje: – Aport! Nasze reakcje bywają wtedy rozmaite, np.: a) rozglądamy się dokoła nie zwracając uwagi na rzucony przedmiot; b) bierzemy się za obwąchiwanie najbliższego otoczenia; c) zaczynamy się kręcić za własnym ogonem; d) zamiast na rzucony przedmiot, skaczemy na rękę bezogoniastego; e) siadamy przed nim patrząc mu głęboko w oczy: „Dobrze ci idzie, próbuj dalej!”. Bo bezogoniasty nie zdaje sobie sprawy, że właśnie trenujemy jego cierpliwość. Każdy z nas mógłby od razu przynieść tę głupią piłkę, ale tu chodzi o to, by bezogoniasty opanował jedną z najważniejszych zasad postępowania: Do zwierzęcia trzeba mieć cierpliwość!
No więc bezogoniasty sam idzie po ten kijek czy piłkę i zabawa zaczyna się ponownie, raz, drugi, trzeci…
W końcu uznajemy, że ma dość i przynosimy rzucony przedmiot[1].
Itd., itp.
Od pewnego czasu trochę się zmieniło. Nasi bezogoniaści widząc, że jest dobrze, ale mogłoby być lepiej, zaczęli sami szkolić się intensywnie. I tu u nas, w schronisku, i na wyjazdach. Niektórzy z tych, co tutaj pracują, pojechali gdzieś daleko na zajęcia dotyczące ratownictwa zwierząt. Takie tam różne, ale ważne: jak opatrywać zwierzaki po wypadku, ze złamaniami, z otwartymi ranami, tfu… aż ciarki przechodzą! Ale dobrze, to bezogoniaści powinni potrafić jak najlepiej…
Inni wybrali się jeszcze gdzie indziej.
A do schroniska zaczął przychodzić trener-treser, który jest jednocześnie ratownikiem działającym z psem. No i uczy naszych bezogoniastych, jak mają postępować, by psy i koty im ufały. Wykłada im różne różności. A to, jak się psy zachowują i jak należy rozumieć ich zachowanie, a to, jak nawiązywać kontakt ze zwierzęciem, a to, jak postępować, gdy pies ugryzie człowieka, albo jak zwierzę jest pogryzione… Pochodził sobie ten trener między nami, popatrzył i zaczął pokazywać: ”Ten psiak jest wycofany i zestresowany, tamten agresywny, i tamten też… A tu mamy normalnego, przyjaznego psiaka…”. Nasi bezogoniaści potwierdzali, no, ale oni znają nas od dawna, a on dopiero co pierwszy raz nas zobaczył. Zna się na rzeczy…[2] Co prawda gdy Bra…, no, mniejsza z tym, który – usłyszał, że jest psem agresywnym, to wpierw mu szczęka opadła, a potem zaczął robić agresywne miny, żeby zasłużyć na opinię. Ale takich pomyłek trener nie popełnił wiele. I teraz uczy naszych, jak postępować z agresywnymi, jak z zastraszonymi, a jak z normalnymi psami – bo do każdego należy podchodzić indywidualnie. I doskonale!
Drugi trener natomiast uczy wolontariuszy, którzy przychodzą do schroniska. Jak zajmować się szczeniakami, jak nawiązywać kontakt z psem, jak go uczyć komend, co obowiązuje na spacerach…
Na koniec takich zajęć psy biorące w nich udział mają zabawę: idą na tor przeszkód, bo taki tu niedawno zbudowali nasi bezogoniaści. Są płotki, kratki, równoważnie. Do przeskakiwania, wchodzenia, czołgania się. Aż się pyski nam śmieją do takiej zabawy…
Takich szkoleń i treningów ma być jeszcze więcej.
No to robi się coraz ciekawiej.
I o to chodzi!
[1] Wszystko niekiedy idzie o wiele prędzej, gdy bezogoniasty ma ze sobą jakiś smakołyk. Wielu z nas wtedy… Wiem, słabość charakteru, ale każdy chyba co jakiś czas chciałby coś dobrego przekąsić, prawda?
[2] My też się znamy! Nasi bezogoniaści dzielą się na: a) normalnych; b) wycofanych; c) agresywnych werbalnie.