No to idzie zima…

No to idzie zima… Pewna starsza mieszkanka schroniska[1] widzi to tak: …

Na rysunkach wesoło to wygląda, ale w rzeczywistości zima może być paskudną porą roku, jeśli się do niej odpowiednio nie przygotować. No to u nas od jakiegoś czasu przygotowania idą pełnym pyskiem!

Przede wszystkim słoma. Gdy nadchodzą chłody, bezogoniaści wsypują ją nam do bud. Coś kapitalnego! Miękka, pachnąca, cieplutka, można się w niej umościć i zakopać po czubek nosa. I rzeczywiście, to pierwsza rzecz, jaką robią psy. Gdy już słoma jest w budach, ani jeden pies nie siedzi na zewnątrz. I żadnego szczekania, tylko zadowolone posapywanie. Gdzie niegdzie tylko kawałek nosa wystaje.

Tej słomy z czasem ubywa, mieszkańcy wynoszą ją w sierści, wywalają łapami moszcząc sobie w niej dołki i wtedy trzeba jej dosypywać. I tak przez cała zimę. Jak tak patrzę na zadowolone pyski całe w paździerzach, to aż zazdroszczę, że sama nie mieszkam w budzie, tylko w biurze.

A gdy przychodzi wiosna, zleżałą słomę bezogoniaści wywalają na śmietnik. I do następnych śniegów leżymy na kocykach.

A inne kocyki zawisną teraz w wejściach do bud. Bezogoniaści przybijają je tam, żeby nam nie wiało. Nowym psom w schronisku trzeba zawsze tłumaczyć, po co te zasłony, bo głupieją i nie potrafią wejść do budy, ale szybko uczą się i po paru dniach koce w wejściu im nie przeszkadzają.

Mróz sprawia jeszcze jeden kłopot. Zwierzaki w kojcach, wiadomo, muszą się załatwić. Latem – żaden problem, ale zimą! Zaraz toto zamarza na kamień. Pies wyskoczy z budy, nadepnie, pośliźnie się i ląduje na pysku. Nic przyjemnego. Bezogoniastym też ciężko się sprząta takie ślizgawki, muszą drapać, odstukiwać…

No więc żeby kłopot był mniejszy, sypią na podłogę kojców trociny albo piasek. Taką dość grubą warstwę, którą codziennie wymieniają.

            Zimą najgorzej mają te psy, które mieszkają w narożnych kojcach. W czasie zadymki nawiewa do nich pełno śniegu. Takie kojce są więc zabezpieczane dodatkowo mocowanymi do prętów ogrodzenia grubymi pasami wykładzin albo jakąś pleksą. Podobnie uszczelnia się luki między wiatami.

            W tym roku trzeba jeszcze było zrobić daszki w kojcach dla huskych. Przeniosły się bowiem do nowych, stojących na wybiegu. Podczas ubiegłej zimy tak je zasypywało, że po każdej większej śnieżycy trzeba było przekopywać się przez zaspy, żeby się do nich dostać. W tym roku będzie już lepiej – przynajmniej do samych kojców nie będzie się sypać.

            No, po takich przygotowaniach można spokojnie czekać na śniegi i mrozy. Już nie są takie groźne…

            … Choć nie dla wszystkich. Młodzi bezogoniaści wybrali się w niedzielę ze swoimi małymi na spacer za miasto. Było chłodno, ale pogodnie. Przy drodze, pod krzakami, znaleźli torbę foliową. Ruszała się, więc zwrócili na nią uwagę. W torbie było pięść szczeniaczków. Całkiem maleńkich, jeszcze z zamkniętymi oczkami. Ktoś zostawił je, by zamarzły. No bo pięć szczeniaków to przecież kłopot!

            Dwa były już martwe. Pozostałe bezogoniaści przynieśli szybko do nas, do schroniska. Za późno, nic się nie dało zrobić.

            Ile jeszcze takich toreb będzie leżeć pod krzakami?

[1] To jej rysunkowy debiut, rozumiecie! Aż dziw, że łapa jej nie drżała!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *