Bywają zjawy i zjawy. Trafił do nas kundel. Miał gipsowy opatrunek na łapie, bo złamana. Opatrzył go jakiś zjawa w niedalekiej miejscowości i potem ten kundel siedział dwa tygodnie w takim przytulisku dla zwierząt. W tamtej miejscowości. A stamtąd trafił do nas. Jak go wysadzili z samochodu, przeraziłam się. Był cały spięty, i ruszał pyskiem tak jak ryba: otwierał i zamykał, otwierał i zamykał. I trząsł się… Widać było, że już nieraz próbował sobie zerwać ten gips z łapy…
Nasi bezogoniaści natychmiast zawieźli go do naszych zjaw. A tam zdjęto opatrunek i okazało się, że łapa wcale nie jest złamana, za to jest na niej potężna rana! I na żywe mięso bezpośrednio założono psu gips! Rana oczywiście nie mogła się zagoić, wdała się jakaś zgorzel, trzeba było czyścić… Na jej zaszycie nie było już szans – skóra za bardzo się rozeszła. Biedny kundel łaził tak tygodniami…
Teraz trzeba tę ranę stale czyścić i czekać, aż się zagoi. To potrwa. I zostanie paskudna blizna!
Pogadałam z nim trochę, jak po paru dniach wrócił od zjaw z lecznicy. Na temat tego przytuliska, w którym był wcześniej. Niezbyt chętnie szczekał. Wiemy tutaj, że w okolicy są inne schroniska i takie małe, czasowe przytuliska dla zwierząt. Różnie się w nich dzieje. Niektóre, zdaniem psów, co w nich były, są całkiem, całkiem… Ale inne…
Weźmy, na przykład, takie schronisko, z niedaleka.
Nieźle wygląda, prawda? Prawie jak u nas. Budynek, parę wiat, pod lasem, trawa, krzaczki, chodniczki… Tylko mniejsze wszystko. Czysto jest, schludnie. Także wewnątrz, w budynku, gdzie obok biura są też kojce dla małych psów. O, takie:
Ściany odmalowane, kafelki na podłodze, z tyłu otwór, przez który psy same mogą wychodzić z pomieszczenia na ogrodzony kojec na dworze… Żyć, nie umierać!… No właśnie, a ile też piesków może żyć w takim kojcu, zgadnijcie? Albo policzcie miski u dołu zdjęcia: po jednej misce na psa. No?… Aha – i ten kojec ma powierzchnię mniej więcej dwa metry na dwa metry. Zaś jego zewnętrzna część, ta „spacerowa”, jest mniej więcej tak samo duża. Tak wygląda:
Widzicie gdzieś na tych zdjęciach jakąś budę? Albo kocyk? Albo wiązkę słomy? Nie ma. Są tylko dwa niskie, drewniane podeściki, pół metra na pół metra. Najwygodniej i najcieplej to psom tu chyba nie jest…
Rano przychodzi opiekun i robi porządki: z gumowego węża leje wodę do kojca i zmywa nieczystości. Psy wieją wtedy pewnie na dwór, do drugiej części kojca. Woda z brudami spływa do eleganckich kanalików z tyłu i płynie sobie dalej, za płot, prosto do lasu. Część wsiąka w poszycie, ale ta „gęstsza” część zostaje i gromadzi się… Nie chciałabym tam chodzić na spacery. Może dlatego te psy nie chodzą? Kiedyś mogły się wydostawać na większy plac za kojcami, na taki ogrodzony wybieg… Ale w schronisku jest okropny tłok i teraz na wybiegu mieszkają duże psy. Nudzą się, więc gdy widzą za siatką małe psiaki, skaczą i straszą je.
No to pieski wracają do wnętrza i siedzą w mokrym kojcu, bo woda na kafelkach i podeścikach schnie powoli. A w zimie mają lodowisko…
W naszym schronisku, obliczonym na 190 zwierząt (jest ich teraz o wiele mniej), pracuje dziewięciu opiekunów zwierząt. W tym schronisku, obliczonym na 90 mieszkańców (jest ich o wiele więcej!) pracuje dwóch. Nasi działają do godziny osiemnastej przez cały tydzień. Tutaj – do piętnastej od poniedziałku do piątku.
A adopcje? To schronisko nie prowadzi żadnych akcji promujących adoptowanie zwierząt, nie ma nawet swojej strony internetowej. No to jak psy mogą znajdować nowe domy. A wciąż ich przybywa. I co się dzieje z nimi? Chyba lepiej nie pytać…
Do niedawna nie działali w tym schronisku wolontariusze. Bezogoniaści nie chcieli. Teraz dopiero coś się zmienia. Powstało w tamtym mieście stowarzyszenie, podobne do tego, jakie mają nasi bezogoniaści. Porozumieli się z naszymi, nasi pojechali do nich, porozmawiali z pracownikami tamtego schroniska, z władzami miasta… Będzie się zmieniać! Schronisko będzie pracowało dłużej, powstanie strona internetowa, nasi będą szkolili tamtych wolontariuszy (już zaczęli!) – psy wreszcie będą wychodziły na spacery. I tak powoli…
Dużo jeszcze można by pisać o tamtym schronisku. Dobrych i złych rzeczy. Ale na razie wystarczy.
Są wokół naszego miasta jeszcze inne schroniska i przytuliska. O niektórych opowiem przy okazji…