No, to właśnie o tej bajce z poprzedniego posta pogadałam z Sonią podczas ostatniego spaceru po schronisku. Pośmiałyśmy się trochę, mimo że Soni raczej nie jest do śmiechu. To jedna z tych suczek, które mają najdłuższy staż w schronisku. Miała kiedyś swojego bezogoniastego, ale już go prawie nie pamięta. On był bardzo biedny i któregoś dnia musiał oddać Sonię do schroniska – nie miał jej już czym karmić. Sam nie miał zbyt wiele do jedzenia… No i suczka zamieszkała w schronisku. Na wiosnę 2005 roku to było…
To ona: czarny mieszaniec z posiwiałym już pyszczkiem. Duża, bardzo sympatyczna i odważna. Ma już dwanaście lat. Kocha spacery i zachowuje się na nich wzorowo… No, czasem, gdy coś ją szczególnie zainteresuje i musi to obwąchać, plącze się w smyczy, ale to się rzadko zdarza… I czesać się nie lubi. Ale poza tym – do rany przyłóż! Bezogoniastych uwielbia. Kocha też Roya, z którym mieszka w kojcu.
…
Może jednak ktoś znajdzie kawałek miejsca w swoim domu dla starej suczki?…
Tylko przez chwilę go widziałam: biały, niewielki, chyba maltańczyk. Nasi wyciągnęli go z samochodu i zaraz zanieśli do szpitalika na kwarantannę. A tego samego dnia, gdy właściciel go zabierał, mnie akurat poniosło w odwiedziny na drugi koniec wiaty – i przegapiłam…
A było tak, że zadzwonił do schroniska jakiś bezogoniasty malec i powiedział, że znalazł potrąconego przez samochód psa. Leżał na drodze, no to chłopak ostrożnie przeniósł go na trawnik. Jakiś przechodzący dorosły użyczył mu telefonu i mały zadzwonił do nas z informacją. Nasi zaraz do samochodu, pojechali i znaleźli psa z chłopakiem. Temu ostatniemu podziękowali, a ze zwierzęciem od razu do zjaw.
Okazało się, że maltańczyk miał szczęście – trochę poobijany, ale wszystko całe. Zabrali go więc do schroniska.
Pod wieczór znalazł się właściciel maltańczyka. Młody, dobrze ubrany, jak mówiły nasze bezogoniaste. Od razu zaczął się stawiać, że za interwencję nie zapłaci. Że ten jego pies stale mu ucieka, że już raz nasi zabierali go z ulicy i on musiał płacić. I więcej nie myśli! Wszyscy w biurze wytrzeszczyli oczy: gość nie pilnuje psa, puszcza go samopas, naraża zwierzę na niebezpieczeństwo potrącenia (co zresztą się stało!) – i jeszcze ma pretensje, że ktoś to zwierzę ratuje??
Koniec końców zapłacił, zwymyślał naszych od złodziei i poszedł z psem do domu.
A mówią, że człowiek to istota myśląca!
No, ale nie wszyscy są tacy. Większość jest w porządku. Niedawno para bezogoniastych zbudowała sobie dom niedaleko naszego miasta. Nieduży, przytulny, z ogrodem… To znaczy dopiero jest miejsce na ogród. I zostało im sporo materiałów budowlanych. Zadzwonili więc do schroniska: przyjeżdżajcie, zabierajcie – pewnie się wam przyda! Pewnie, że się przyda!
Przez pół dnia nasi zwozili te materiały. Deski, palety, profile, płyty, rury kanalizacyjne i całą stertę doskonałych dachówek. Materiał pierwsza klasa i za dobre tysiąc tego, co nie śmierdzi. Na remonty będzie jak znalazł! A tutaj zawsze jest coś do poprawki albo do zbudowania na nowo. Nasi właśnie robią jedno pomieszczenie i coś będą do niego dobudowywali – ma tam być prawdziwy gabinet weterynaryjny!
Tamci bezogoniaści mieli też budę dla psa: jeszcze całkiem nową, solidną, z porządnym dachem. Też ją oddali do nas. Ich pies będzie mieszkał w domu razem z nimi.