Coś się porobiło bezogoniastym. Nie twierdzę, że rozumiem to do końca, ale chyba rzeczywiście tak jest! Buszowaliśmy z Tysonem po Internecie (musi się w końcu amstafisko i tego nauczyć!) i tam się doczytaliśmy!
W domach bezogoniastych rośnie liczba sierściuchów. A maleje liczba psów!
Dokładniej? Ponoć w krajach rozwiniętych (wiecie, co to znaczy?) żyje sobie 204 miliony kotów domowych! A psów tylko 173 miliony!
Ale nie dlatego, że sierściuchy są milsze albo mądrzejsze, nie! W to bym już nie uwierzyła! Są inne przyczyny. Coraz więcej bezogoniastych to tak zwane single żyjące w małych mieszkaniach, gdzie łatwiej zmieścić kota niż psa. I bezogoniaści są coraz bardziej zajęci, a z sierściuchami nie trzeba często wychodzić na spacery. No i taka sierść zje mniej niż pies, więc się bezogoniastym lepiej kalkuluje! Są jeszcze i inne przyczyny…[1]
I co wy na to? Chyba prawda… U nas, w schronisku, może tego tak bardzo nie widać, bo o wiele więcej tu jednak psów niż mlekopijów. Ale jednak… Niedawno słyszałam, jak nasza główna bezogoniasta gadała z pewną dziennikarką. Szperała w dokumentach i mówiła, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy do nowych domów poszło ponad czterdzieści kotów! Nigdy bym nie pomyślała…
Domy znajdują jednak głównie malutkie kociambry, one schodzą na pniu. Ledwie przyszedł, a już poszedł. Dlatego może tak tego nie zauważamy. Ze starszymi już nie jest tak lekko…
Do kociarni zaglądałam ostatnio chyba tydzień temu, no więc poleciałam zaraz, żeby sprawdzić. Rzeczywiście: Poszedł Franek, taki dwuletni sierściuch…
Poszedł rok od niego młodszy Dryf…
… a poza tym to już same malce, miesięczne, dwumiesięczne. O, na przykład Asasin…
… i Kadia…
… i Galina…
… i jeszcze parę, ale za Doga nie pamiętam, jak miały na imię…
Ot, czasy!… Ale teraz coś o psach.
Psy, oczywiście, też znajdują nowe domy. Najbardziej się cieszymy, oczywiście, gdy udaje się tym starszym. Pisaliśmy już, że szykuje się adopcja Gorge’a. I stało się, chociaż mało kto wierzył, że się stanie.
Bo Gorge to małe, rude, siedmioletnie stworzenie, które na pewno nie jest wzorem urody i spolegliwego charakteru. Trafił do nas połamany, źle pozrastany, kulawy, ze szczęką, która trzeba było drutować… Powygajało się jakoś to wszystko, ale nie do końca. Ciągle trafiały mu się zapalenia w paszczy i leki niezbyt pomagały. Wtedy nasi wzięli się za sposoby dziadunia i spróbowali codziennie myć zęby Gorge’a szczoteczką! Tak, jak się to robi u bezogoniastych! A umyj tu zęby psu, który od dwunogów woli się trzymać z daleka, warczy i gotów jest kąsać!
Ale jedna z naszych bezogoniastych wzięła się za niego cierpliwie i łagodnie i jakoś pogodził się z tym niecodziennym gmeraniem w paszczy.
Wreszcie trafiła się inna bezogoniasta, która postanowiła go adoptować. Przychodziła często, czesała, myła psu te zębiska (choć pewnie na początku z duszą na ramieniu i z naszą bezogoniastą przy ramieniu drugim), brała na długie spacery… Dogadali się. I doszczekali się też!
I wczoraj Gorge pomaszerował na swoje! Uff!…
Poza tym idzie zima. Powoli, ale coraz bliżej. I psy zaczynają się rozglądać, co w tej sprawie robią bezogoniaści. A oni opróżnili już jedną dużą wiatę, w której niedługo znajdzie się pełno snopków słomy. Nie ma to jak słoma w budzie, gdy są mrozy. Można się zakopać tak, że tylko nos wystaje!
I ruszyła mocno coroczna akcja „Psu na budę”. I różni bezogoniaści znoszą do schroniska dary dla psów: koce, kołdry, poduchy… Meble też (chociaż za nic nie pojmiemy, po co nam tu biurka; chyba że dla Tysona, żeby miał na czym komputer postawić, bo póki co trzyma go w budzie!). I jedzenie przynoszą… Ciągle jakieś pakunki stoją w korytarzu. I materiały budowlane, deski, kafelki… No właśnie, zwłaszcza jedną partią kafelków nasi się zachwycili. Do czasu: bo pod ich zewnętrzną warstwą odkryli inne, w formie ścinków, kawałków, odpadów… Może darczyńca myślał, że my tu mniej płacimy za wywóz śmieci?…
Co jeszcze?… Na dzisiaj tyle…