Ten zdechlak włochaty duchaty znowu sobie coś wymyślił. Szczeka mi, że miejsca mało w poście, dlatego o nowościach mam rope… rypo… rapo…wać… Nie… Repertować… Też nie!… Oj, nie umiem nazwać, ale wiem, o co chodzi. No więc niech jej będzie. Mogę re…ra…coś tam. Zaczynam:
Amina. Rysopis – płeć: suczka, rasa: spaniel, wiek: ok. 5 lat, wysokość w kłębie: ok. 40 cm. Szczepienie: tak, odrobaczenie: tak, chip: tak, numer rejestru: 8137, data przyjęcia: 26/08/13.
Wyraz pyska:
Adoptowana kiedyś i wyrzucona – właściciel nieuchwytny. Ponownie w schronisku po interwencji, gdy jakiś bezdomny próbował ją sprzedawać za grosze pod hipermarketem.
Obecnie znów adoptowana – do młodych ludzi z odleglejszego miasta. Jak ją wywozili, to byli tacy przejęci, że jednej z naszych bezogoniastych porysowali samochód! Mamy nadzieję, że tym razem trafiła do dobrego domu. Wiemy z pewnością, że nasza bezogoniasta trafi do dobrego lakiernika.
Noir. Rysopis – rasa: mieszana, płeć: pies, wiek: ok. 5 lat, wysokość w kłębie: ok. 46 cm. Szczepienia: tak, odrobaczenie: tak, odpchlenie: tak, chip: tak, numer rejestru: 7631, data przyjęcia: 20/01/13. Wyraz pyska:
Znajda spod miasta. Miły psiak, spory i silny. Rok przesiedział u nas. Teraz poszedł do starszych bezogoniastych z dorosłym synem. Mieli już wcześniej zwierzaka – suczkę, ale odeszła za Most. Noirowi się tam nie spieszy, to czeka go jeszcze paręnaście szczęśliwych lat!
Boska. Rysopis – rasa: w typie akity, wiek: ok. 6. miesięcy, płeć: suczka, wysokość w kłębie: ok 37 cm. Odrobaczenie: tak, odpchlenie: tak, surowica: tak, numer rejestru: 8411, data przyjęcia: 19/12/13. Wyraz pyska:
Znaleziona niedawno pod takim lokalem, w którym bezogoniaści piją to, od czego się dostaje krowich oczu. Co tam robiła – nie wiadomo. Ale krowich oczu nie miała. Poszła do młodych ludzi w mieście. Zdaje się, że mieszkają z dala od takich lokali. Choć to w naszym mieście ponoć trudne.
Koniec rep… rap… tego tam. (Jeszcze chciała, żebym strzelił obcasami, ale o co jej tutaj chodziło, to już naprawdę nie wiem.)
Dobra! Tyson zrobił swoje, to teraz ja. Ostatnio opowiadałam, że odwiedzałam po sylwestrze znajome zwierzaki, które żyją u naszych bezogoniastych. I obiecałam, że będę kontynuować. No to kontynuuję.
Potem poleciałam do jednej naszej bezogoniastej. Ona z całego schroniska pełnego psów i kotów wzięła sobie żółwia! Wiecie, takie nieduże, plaskate, z wierzchu bardzo twarde i ledwo łazi. Nazwała go Tupek, ewentualnie Gadzina.
Stwór ma swój kocyk, miseczkę i niesprecyzowane apetyty. Raz żre liście kalarepy, drugi raz nie chce na nie spojrzeć. Mlecza mu się zachciewa. I tak dalej. Kupili mu specjalną lampę, żeby się pod nią grzał, bo on ponoć ciepłolubny, ale też niezbyt dogodzili – posiedzi chwilę i wieje pod koc. Tam i ciepło, i ciemno, a on ciemne kąty lubi. No i uparty jest. Jak coś leży na jego drodze, to koniecznie zaczyna w to trykać. Pies by obiegł i poleciał dalej, a Tupek nie – chce właśnie tędy, gdzie to coś leży. I może tak trykać-skrobać godzinami, nie spieszy mu się. Nic dziwnego, żółwie podobno bardzo długo żyją. Ta Gadzina ma już ponoć ze dwadzieścia lat! I jeszcze jest młody! Aha – i kąpać się lubi. Z Bonem przypadliby sobie do gustu.
Siadłam koło niego i pytam:
– No jak, Tupek, dobrze się czujesz?
Powolutku obrócił oczka w moją stronę i zaczął się zastanawiać. Aż zrobił się wieczór. Dobra, myślę sobie, zanim mu się zbierze na odpowiedź, to ja zdążę skoczyć na drugą stronę miasta. I skoczyłam.
A tam, z innymi bezogoniastymi, którzy zarządzają stowarzyszeniem naszych bezogoniastych, mieszka sobie Albinos. Potężne zwierzę. Dorosłe. To taki psi indywidualista. Podpuszczać lubi. Niby kogoś kocha, zad nadstawia, żeby go głaskać, a nagle szczerzy zębiska! Swoim bezogoniastym tego nie robi, ale innym – owszem! Poza tym lubi dominować. Małym psom i suczkom odpuszcza, ale dużym się stawia – lepiej go omijać.
Ma swoiste upodobania, mianowicie kamienie. Im większe, tym lepsze. Szczeka do nich, gada, próbuje do pyska brać, a w końcu kładzie się obok nich i zaczyna się ocierać o nie grzbietem. I tak się z lubością tarza. Im twardziej, tym lepiej. Jak by mu Tupka podłożyć, to też by się o niego czochrał. Nic dziwnego, że spodobały mu się góry, które zwiedził – tyle kamoli! Morze – jakby mniej. Chciał je zjeść, ale mu paszczę wykręciło, bo za słone. Plaża to już co innego – sporo miejsca do ganiania, a jak się znajdzie kamień – to i do tarzania.
Przysiadłam sobie obok niego.
– Cześć – szczekam i pytam na wszelki wypadek: – Jestem Majka, pamiętasz?
– Pewnie – odszczeknął łaskawie. A potem dodał: – Wiesz, powinnaś zmienić imię, na Przezroczysta!
– Dobra, dobra, panie dowcipny! A jak tam było w sylwestra? Huku się bałeś?
Wzruszył ramionami.
– Trzeba by mieć kuku, żeby bać się huku! – warknął sentencjonalnie, zabawiając się jednocześnie rymem i aliteracją i pomaszerował do miski. – Przekąsisz? – zaprosił uprzejmie. Czy on nie wie, bestia, że ja nie mogę już żreć? Ale powąchałam. Nieźle się odżywia.
– Może innym razem – odwarknęłam. – Skoro u ciebie w porządku, to lecę dalej.
– Wpadaj, kiedy zechcesz, na dłużej. O każdej porze. Luksusu zażyjesz, rozumiesz, dobrze tu sobie mieszkam.
– Nie omieszkam, nie omieszkam… – obiecałam i fruuu przez okno.
Znowu zaleciałam do Gadziny. Siedział i gapił się w ten sam punkt, co poprzednio. Nawet nie wiem, czy zauważył, że odleciałam i wróciłam. Wolniutko zaczął otwierać paszczkę. Aha, odpowie!…
– Cooo?… – spytał.
Westchnęłam sobie cichutko. No tak, przecież żółwie ledwo słyszą… Prawie nic… Tylko te… jak im tam… niskie dźwięki. Może, jak bym była brzuchomówcą… Albo jak bym chociaż głodna była…