– Buulbaa, wstydź się, tak się wystawiać do Wolontariuszki! Łapy tylko ci w górze majtały i widziałem ten uśmiech na pół pyska!
– no co! No co! To akurat była moja ulubiona! Poza tym nikt nie widział!
– jak to ulubiona skoro nie dalej jak dwie godziny wcześniej inny Wolontariusz tak cię drapał i miałaś ten sam maślany wzrok…
– oj, bo też byl ulubiony… Ty też kochasz każdego kto nie każe ci chodzić tylko sam do ciebie przyjdzie!
– ale tylko wtedy kiedy przychodzi podrapać a nie wcisnąć tabletkę… niech ci będzie…
No właśnie. Każdy ma kogoś ulubionego, ale to nie znaczy, że reszty nie lubi! Nasi Wolontariusze, mimo tego, że wychodzą z wieeeeloooma psami, to wiadomo, że zawsze do któregoś z nich idą ciut chętniej a powody są przeróżne!
Jedna Wolontariuszka uwielbia Świtka.
Z daleka go sobie obejrzałam. Nie to, że mnie strach obleciał, ale tak tylko… czasu nie było… Świtek jest wysoki, powiedzmy, że mój nos jest na wysokości jego pięty. Jest z tego rodzaju psów, ktory chciałby wyjść na spacer już, teraz, NATYCHMIAST, ale jednocześnie robi wszystko, żeby tak szybko nie wyruszyć. Założenie mu szelek to niezła gimnastyka! I nie wiem jakim cudem, ale zupełnie nie zauważa karcącego wzroku tej Wolontariuszki ani nie słyszy przywolań do porządku! Za co jest więc lubiany? Wierzcie lub nie, ale właśnie za to. Bo jak ktoś kocha coś takiego, co się nazywa WYZWANIE, to Świtek jest idealny. Spacery z nim też nie są dla każdego, bo taki wielkopies siłę ma, biegać pół dnia może bez problemu, w dodatku jak zobaczy innego czworonoga to mu sie uruchamia tryb „ogłuchnij i ciagnij ile wlezie”. Nie myślcie jednak, że Świtek tylko energię zabiera na spacerze i koniec! Potrafi też pokazać wdzięczność za poświęcony mu czas, radość ze spaceru i tą radością umie zarazić. I może i wracają do Schroniska zmęczeni (znaczy Świtek właściwie prawie wcale), ale oboje szczęśliwi.
Kolejna Wolontariuszka ma słabość między innymi do Egora.
Już działała w Schronisku jak tego średniego kundelka przywieźli razem z mała, rudą suczką z sąsiedniego miasta. Obydwa czworonogi były wystraszone solidnie i potrzebowały sporo uwagi. Ta Wolontariuszka zdecydowała, że suczka Roza zamieszka u niej w domu, ale nie mogła Egora zostawić „na pastwę losu”, więc zaczęła się starać, żeby psiak przekonał sie do ludzi. Dzięki niej, Egor nabiera zaufania powoli do każdego, ale nie ukrywajmy, że nie tylko on jest jej jednym z najulubieńszych psów, ale też ona dla niego jest kimś najszczególniejszym. Egor mieszka niedaleko biura, wiec sobie czasami rozmawiamy. Poszczekał, że doskonale rozumie, że nie mogą razem zamieszkać, trudno. I że już nie może się doczekać kiedy pójdzie do jakiegoś domu o ktorym ona tak mu opowiada…
Inny Wolontariusz zakochał się w suczce, która do Schroniska trafiła właśnie dzięki niemu. Sierra została znaleziona zamknięta w komórce, bez wody, jedzenia i nawet kawałka okna. Można powiedzieć, że to była miłość od pierwszego zdjętego ogniwa łańcucha, który ściskał sierrową szyję…
Ona też jest wysoooka chyba jak Świtek, ale poza tym – zupełnie inna! Da się zapiąć, z wiaty i Schroniska wychodzi jak dama, chodzi spokojnie, dostojnie, nie zatrzymuje się przy byle zapachu… Jak się już człowiek nabiega za psami cały dzień albo plecy bolą – Sierra jest idealnym kompanem. Nie myślcie sobie tylko, że taka drewniana jest! Ona z każdym też się spoufalać nie będzie! Tak się akurat składa, że jej ulubionym Wolontariuszem jest ta sama osoba, której Sierra jest ulubionym psem… i jak ta dwójka się zejdzie, to dopiero się dzieje! Sierra z damy zmienia się w szczeniaczka i na kolanka wejdzie i na spacerze pobryka i w mchu się wytarza i po kieszeniach będzie grzebać bezczelnie w poszukiwaniu smakołyków… Uważnie przy tym patrzy czy aby nikt nie widzi, żeby się nie rozeszło po Schronisku! Siedzi u nas już dwa lata. Jeszcze jej nikt nie przemówił do łba, żeby się tak nie darła na obcych! Przecież do Wolontariuszy prosząco macha łapami z daleka, oczka puszcza, a obcy jak przechodzi to ta się drze jak na damę nie przystało! Zapomina chyba, że ten jej Wolontariusz osobiście dopilnuje, żeby dom jej się trafił najlepszy z najlepszych…
Natomiast ulubionym psem jednej szalonej Wolontariuszki jest szalony Florenc!
Wiem, na zdjęciu szaleństwa w nim za chrupkę nie ma… ale wtedy jeszcze nie znał naszego życia, myślał, że jak już trafi do kojca to w budzie będzie siedział cały miesiąc! Pewnego dnia jednak wzięła go na spacer jedna z Wolontariuszek i od pierwszego spaceru jest zakochana w tym przeradosnym, poczochranym wariacie. Przy niej Florenc może psocić, skakać i dokazywać więcej niż przy innym Wolontariuszu, nie bojąc się, że od razu usłyszy „uspokój się wreszcie”. Jej też nie musi za długo namawiać do zabaw czy wygłupiania się, Ona po prostu ma podobną ilość szaleństwa w sobie. Teraz ten czarny kudłacz na budzie wydrapuje kreski-dni, odlicza do kolejnego weekendu i tylko czeka aż na wiatę wejdzie ta szczególna Wolontariuszka, zaraz popędzą razem do lasu, gdzie będą mogli szaleć, wygłupiać się i wariacić do woli! U nich to dopiero widać uśmiechy na twarzo-pyskach jak wracają do Schroniska!
Bo właśnie o to chodzi w wolontariacie, żeby się spełniać i wychodzić ze Schroniska może i zmęczonym, ale z uśmiechem na twarzy i z satysfakcją ogromną. I czasami pożegnać ulubieńca, z łezką w oku, kiedy ten wychodzi z nowymi właścicielami DO DOMU…